Westerplatte to w Polsce symbol walki, bohaterstwa, żołnierskiego honoru. To tu padły pierwsze strzały II wojny światowej, gdy 1 września 1939 roku, o godz. 4.45 pancernik „Schleswig Holstein” otworzył ogień.
Obrona Wojskowej Składnicy Tranzytowej (WST), funkcjonującej od połowy lat dwudziestych, to najbardziej znany epizod walk wrześniowych 1939 roku. Żołnierzom z Westerplatte poświęcono liczne monografie, wspomnienia, niezliczone artykuły, programy telewizyjne i radiowe. W 1967 roku hołd obrońcom oddał Stanisław Różewicz filmem Westerplatte. Na ekrany kin właśnie wchodzi nowa polska produkcja w reżyserii Pawła Chochlewa Tajemnica Westerplatte (taki sam tytuł miał też głośny artykuł Janusza Roszki w tygodniku „Polityka” z 1993 roku, w którym pojawiła się teza o załamaniu psychicznym mjr. Henryka Sucharskiego).
W założeniu film ma być wierną rekonstrukcją siedmiodniowej epopei bohaterskiej placówki. Reżyser posiłkował się ustaleniami Mariusza Borowiaka, autora książki Westerplatte: w obronie prawdy, i Jacka Żebrowskiego, wieloletniego badacza WST. Wykorzystał też materiały znajdujące się w zbiorach prywatnych wielu osób, m.in. córki kpt. Franciszka Dąbrowskiego.
Efektowne sceny batalistyczne walk o placówkę „Prom”, w trakcie których 1 września odparto pierwsze ataki, należą do najlepszych w filmie. Znakomite są też sceny zmagań o wartownię nr 1, dokąd – z powodu przewagi wroga – wycofali się żołnierze z „Promu”. Gdyby Tajemnica Westerplatte w całości prezentowała tak wysoki poziom, jak te sekwencje, byłby to na pewno najlepszy obraz wojenny polskiego kina ostatnich lat. Niestety, filmowi brak spójności, i nie ratują go te pojedyncze sceny. Brakuje przede wszystkim wprowadzenia, przybliżającego widzowi wagę Westerplatte w 1939 roku, już nie jako składnicy tranzytowej, ale miejsca mającego znaczenie polityczne i prestiżowe, manifestującego prawo Polski do obecności w Gdańsku.
Centralnym wątkiem filmu jest dramat ostatniego komendanta placówki, mjr. Henryka Sucharskiego. Ten kawaler Virtuti Militari z wojny 1920 roku po nasilonym bombardowaniu Westerplatte 2 września załamał się i utracił wolę dalszej walki. Od tego momentu faktycznym dowódcą został kpt. Franciszek Dąbrowski, dowódca oddziału wartowniczego i zastępca komendanta WST. Niemoc komendanta Westerplatte jest właśnie tytułową tajemnicą, strzeżoną po wojnie przez jej obrońców, którzy w trakcie walk zaprzysięgli, że nie ujawnią szczegółów dotyczących załamania majora, jego decyzji o kapitulacji placówki już 2 września (przez moment biała flaga powiewała na budynku koszar) oraz o tym, że dowódcą był w rzeczywistości kpt. Dąbrowski.
Konflikt między Sucharskim a Dąbrowskim o dowodzenie placówką, dalszą obronę oraz – bliższe konwencji teatralnej – spory w gronie oficerskim (m.in. 5 września w stanowisku dowodzenia) o sens kontynuowania walki przysłaniają obraz załogi, która do końca zachowała wysokie morale i wolę walki. Można odnieść błędne wrażenie, że – poza kpt. Dąbrowskim i chor. Janem Gryczmanem – nikt nie wierzył w sens dalszej obrony. Sam Sucharski – jak sugeruje reżyser – już 31 sierpnia miał się dowiedzieć od przybyłego ppłk. Wincentego Sobocińskiego, że Westerplatte jest skazane na zagładę; że honor żołnierza i rozkazy nakazują bronić się 12 godzin (a zatem obrona spełniła swoje zadanie już 1 września).
Pogląd taki nierzadko pojawia się w literaturze przedmiotu, jednak wydaje się mało zasadny. Po pierwsze, dokumenty dotyczące Westerplatte zostały spalone na polecenie mjr. Sucharskiego 2 września, po drugie – nie znamy dokładnego przebiegu jego rozmowy z ppłk. Sobocińskim, po trzecie – wspominanych w relacjach sześć do dwunastu godzin obowiązywało tak naprawdę w wypadku zaatakowania składnicy w czasie kryzysu polsko-gdańskiego. Wreszcie, placówka na Westerplatte nie podlegała ppłk. Sobocińskiemu pod względem taktycznym, a zatem nie mógł on wydać mjr. Sucharskiemu żadnych dyspozycji. W wypadku wojny placówka miała bronić się do końca. I pod takim zresztą kątem, czyli długotrwałego oblężenia, była przygotowywana. Żołnierze w trakcie walk oczekiwali nadejścia odsieczy i tak jak wszyscy wierzyli w pomoc ze strony Wielkiej Brytanii i Francji.
Tajemnicą pozostaje zaś to, dlaczego reżyser zdecydował się na zamieszczenie kilku scen, które nie tylko są kontrowersyjne, ale i burzą linię narracyjną: rzekomego buntu w wartowni nr 1 i bójki między plut. Piotrem Buderem a chor. Gryczmanem (która omal nie doprowadziła do zajęcia wartowni przez Niemców); sceny, w której grupka pijanych obrońców poszła wykąpać się w morzu i została przepędzona stamtąd ogniem z niemieckich statków; rozmowy o bezcelowości dalszej walki między kpt. Dąbrowskim a jednym z obrońców, który chwilę wcześniej po pijanemu obsikał plakat „Silni, zwarci, gotowi”.
Kolejne kontrowersje dotyczą pokazanych w filmie: rozstrzelania na plaży trzech obrońców, którzy zostali wykryci jako „dekownicy” na terenie elektrowni, oraz rzekomego desperackiego ataku żołnierzy z placówki „Fort”, którzy na wieść o kapitulacji ruszyli do walki na bagnety, poderwani przez dowódcę placówki, mata Bernarda Rygielskiego. Żadna z tych scen nie znajduje potwierdzenia w opracowaniach ani znanych mi relacjach obrońców, opublikowanych i niepublikowanych. Kapitan Dąbrowski napisał w swoich wspomnieniach, że łączność dowodzenia była utrzymana do samego końca, co przeczy obrazowi „dekowników” w elektrowni, pozostawionych jakoby samym sobie. Również w przekazach chor. Gryczmana i plut. Budera brak jakiejkolwiek wzmianki o buncie i bójce w wartowni nr 1. Chorąży Gryczman wspominał wręcz, że „o poddaniu się nie było mowy” i że prędzej wartownia stałaby się ich grobem.
Jeśli chodzi o egzekucję, to faktycznie rozstrzelano czterech - a nie trzech - żołnierzy, którzy odmówili dalszej walki po zbombardowaniu Westerplatte. Wiadomo jedynie, że 8 września przy wartowni nr 4 Niemcy odkryli grób z ciałami tych żołnierzy. Szczegóły na temat tego wydarzenia nie pojawiły się w żadnej relacji obrońców opublikowanej po wojnie. Żołnierze placówki „Fort” po otrzymaniu informacji o kapitulacji w rzeczywistości pozostawili broń na placówce i udali się do koszar. Gdyby zdecydowali się na atak na bagnety w momencie kapitulacji, zostaliby uznani przez Niemców za „bandytów” i groziłoby im rozstrzelanie.
Główną oś filmu reżyser uczynił ze starcia dwóch postaw: chłodnej, racjonalnej – prezentowanej przez mjr. Sucharskiego, i impulsywnej, niemal „fanatycznej” postawy kpt. Dąbrowskiego. W tym wszystkim brakuje jednak odpowiedzi na kluczowe pytanie: skoro siedmiodniowa obrona Westerplatte odbywała się w tak dramatycznych okolicznościach i w zasadzie mogła zakończyć się już 1 września (po wypełnieniu rzekomego rozkazu nakazującego utrzymanie placówki przez 12 godzin), to jaki sens miała obrona Oksywia, bronionego do 19 września, i Helu, który bronił się aż do 1 października?
Film, wbrew twierdzeniu jego twórcy, trudno nazwać wierną rekonstrukcją wydarzeń. Wpisuje się on raczej w modny ostatnio w kinie nurt demitologizacji wydarzeń historycznych. Trudno zrozumieć, dlaczego – mimo obszernej dokumentacji o obronie Westerplatte – reżyser zdecydował się na umieszczenie scen, o których mowa wyżej. Nic nie zmieni faktu, że pomimo rozwiązania tytułowej tajemnicy obraz Pawła Chochlewa rozczarowuje.
Tomasz Sudoł
Pracownik Wydziału Badań Naukowych BEP IPN, autor książki Poligon Wehrmachtu
„Południe”, prowadzi badania zbrodni na żołnierzach Wojska Polskiego we wrześniu i październiku 1939 roku, zajmuje się też tematyką Służby Budowlanej w Generalnym Gubernatorstwie
***
Recenzja ukaże się w najbliższym numerze miesięcznika "Pamięć.pl"
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/151018-tajemnica-westerplatte-filmowi-brak-spojnosci-i-nie-ratuja-go-pojedyncze-sceny-obraz-rozczarowuje