Wirtualne 105 mld euro topnieją w oczach. Czekają nas kary finansowe i odbieranie części przyznanych środków

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP / Radek Pietruszka
Fot. PAP / Radek Pietruszka

W swym propagandowym zachwycie rząd Premiera Donald Tuska jak zwykle zapomniał po unijnym, budżetowym szczycie powiedzieć Polakom prawdę o drugiej stronie bilansu i ważnych szczegółowych zapisach tzw. warunkowości makroekonomicznej.

Przewiduje ona, że krajom, które łamią dyscyplinę finansów publicznych, będzie można zawiesić dostęp do przyznanych funduszy strukturalnych, a nawet je znacząco obciąć. Przewiduje to porozumienie ws. budżetu UE na lata 2014-2020. Przywódcy unijni ustalili, że krajom, które się zbyt mocno zadłużają lub nie wypełniają zaleceń czy postanowień umów zawartych z KE, będą blokowane fundusze, w tym również Fundusz Spójności. Decyzje będą zapadać na wniosek KE, ale decyzją Rady UE.

Dotyczy to szczególnie państw, które są objęte procedurą nadmiernego deficytu, a Polska obecnie do takich właśnie należy. Jeśli nie będziemy realizować ogólnych wytycznych polityki gospodarczej, walki z deficytem czy bezrobociem oraz innych absurdalnych i szkodliwych często zaleceń KE będziemy mogli się pożegnać ze 105 mld euro.

Największymi orędownikami tej wpisanej do porozumienia zasady są Niemcy. Rząd i jego propagandyści zapomnieli poinformować polską opinię publiczną, że od kwoty 105 mld euro trzeba natychmiast odjąć blisko 30 mld euro składki do budżetu Unii, a w przypadku ratyfikacji Traktatu Fiskalnego, który rząd chce dopchnąć kolanem już 19 lutego b.r. i szybkiego wejścia do strefy euro, przygotować trzeba ok. 24 mld euro na wkład do Europejskiego Mechanizmu Stabilności i pomoc europejskim bankrutom.

Obiecanki cacanki i mówienie o wielkim sukcesie czyli 441 mld zł w ramach budżetu Unii to dzielenie skory na niedźwiedziu. Przyjęte bowiem w budżecie zapisy to większy kij niż marchewka. Obecna żółta kartka KE w sprawie 14 mld zł na drogi to dopiero początek cięć. Deficyt unijnego budżetu na lata 2014-2020 to na starcie 50 mld euro, który w kolejnych latach będzie się powiększał. Niesłychanie kosztowne, idące w setki miliardów złotych (gdzieś pomiędzy 200-300 mld) będą podpisane przez nas już unijne weksle in blanco tj: Pakt Klimatyczny, Wspólny Europejski Patent, Ochrona Środowiska, Europejski Nadzór Bankowy, Unia Bankowa, limity CO2, obcięcie aukcji na te limity, limity produkcji cukru, kary za brak sieci kanalizacyjnej i tak dalej.

Sam Pakt Fiskalny i składka do budżetu to blisko 50 mld euro, a trzeba będzie jeszcze doliczyć wkład własny, współfinansowanie, prefinansowanie i koszty biurokracji, których koszt może stanowić kolejne kilkadziesiąt miliardów euro i zapewnić właściwy nadzór nad wydatkowaniem otrzymanych środków. Ostatnie przykłady afer z budową autostrad pokazują, że problem jest poważny. Ostatecznie bilans dotacji unijnych w latach 2014-2020 może wyjść na zero.

Kryzys w Polsce i rosnące zadłużenie będzie naruszało równowagę w finansach publicznych, a roczny deficyt strukturalny zakładany w Pakcie Fiskalnym na poziomie 0,5 proc do PKB będzie z pewnością nie do osiągnięcia, czekają więc nas kary finansowe i odbieranie części przyznanych środków. Realnie z kwoty 105 mld euro możemy uzyskać znacznie mniej, nawet o 50 mld euro i to zakładając, że państwa płatnicy netto wywiążą się ze swych zobowiązań, z czym niektóre kraje mają coraz większe problemy.

Tak naprawdę tyle będziemy mieli tych unijnych pieniędzy, ile wpłynie nam na konto, obecny festiwal i rządowo-propagandowa euforia świadczą więc albo o braku profesjonalizmu, albo zwykłej elementarnej uczciwości. Skoro Premier Donald Tusk chce ruszyć w Polskę, by pytać Polaków, na co wydać unijne pieniądze, niech lepiej najpierw sprawdzi, ile ma realnie w portfelu.

Oby się nie okazało, że znów będziemy wydawać pieniądze na malarstwo Kossaka, Fałata, nowe Porsche, czy kolejne mieszkania w Hiszpanii dla właścicieli III RP.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych