Żal nad żale dziennikarza "Wyborczej", którego już "nie stać na weekendowy wyjazd z żoną do Frankfurtu". CYTATY DWA

Stoisko z rozdawaną bezpłatnie "Wyborczą" w jednym z kin. Fot. wPolityce.pl
Stoisko z rozdawaną bezpłatnie "Wyborczą" w jednym z kin. Fot. wPolityce.pl

CYTAT 1

Znajomi jadą na maraton do Frankfurtu, dobrzy znajomi. Wyprawa atrakcyjna, z żonami, weekend przedłużony o dwa dni, żeby przy okazji coś zobaczyć poza metą po 42 kilometrach. Mieliśmy jechać z Moją Sportową Żoną - ale nie pojedziemy. Bo nas na to nie stać.

I ja się na to nie zgadzam! Stąd ten wpis.

(...) Jestem dziennikarzem gazety numer jeden w Polsce. Coś jakbym grał w Realu Madryt. (...)  I tego Wojtka Staszewskiego nie stać na weekendowy wyjazd z żoną do Frankfurtu. (...)
Nie zgadzam się, żeby dziennikarza na poziomie 2 z hakiem nie było stać na rodzinno-biegowy weekend za jedną granicą. Nie zgadzam się, żeby zarobki - w gazetach, w dziennikarstwie - były na tak niskim poziomie. Nie zgadzam się, żeby udawać, że wszystko w porządku, bo nie jest w porządku.

(...) Nie chodzi mi o moje problemy finansowe, bo nie mam problemów. Mam dobrze, lepiej niż średnia krajowa, nie musimy liczyć peelenów, kiedy wyjeżdżamy rodziną na Śniardwy. Mam też niezgodę na to, co się dzieje z dziennikarstwem. Stąd ten wpis.

Frustracja dopadła mnie w piątek, bo wtedy mimo ogromnych chęci zakończenia sezonu towarzyskiego we Frankfurcie, policzyliśmy, że to przekracza nasz status. (...)

Wojciech Staszewski, dziennikarz "Gazety Wyborczej" na swoim blogu

 

CYTAT 2

Jako dziennikarza pisma o nieporównanie mniejszym zasięgu zawstydza mnie ten tekst. Rozumiem, że sytuacja w branży jest cienka i nic nie wskazuje na to, by miała się poprawić. Wygląda na to, że zawód dziennikarza prasowego stanie się rychło taką samą profesją jak konwisarz, stelmach, rusznikarz, mularz czy krzykacz miejski. Nie miejsce tu, by analizować, czyja to wina, co do tego doprowadziło, i czy przypadkiem rewolucja technologiczna nie pożera swoich dzieci. Stało się. Natomiast warto pamiętać, że dziennikarze, w tym Wojciech Staszewski,  byli przez ostatnie dwie dekady grupą nieźle prosperującą. Że w dużych gazetach zarabiało się naprawdę przyzwoite pieniądze, i to w czasach, kiedy kolejne gałęzie gospodarki padały na pysk. Że – napiszę to wprost – część tego środowiska była i jest grupą społecznie uprzywilejowaną. Dlatego, dla czystej ludzkiej przyzwoitości, dziennikarze, którzy pozostali w zawodzie, nie powinni się nad sobą litować, tak, jak w większości przypadków nie litowali się nad górnikami, kolejarzami czy hutnikami. Kiedy zwalniano górnika, była to konieczność dziejowa, kiedy dziennikarz nie może pobiegać we Frankfurcie jest to krzycząca niesprawiedliwość. (...)

Co więcej, pamiętam dość dobrze, że istniał w „GW” system motywacyjny, który nagradzał dziennikarzy akcjami – sam byłem jego beneficjentem, a jeśli mnie pamięć nie myli, to Staszewski również. Jestem tym zawodem bardzo zmęczony. Zarabiałem i zarabiam za mało, bo każdy, kogo znam, czy to dziennikarz, czy to finansista, zawsze chciałby zarabiać więcej. Przez gardło nie przechodzi mi jednak takie narzekanie jak jednemu z czołowych dziennikarzy w tym kraju. Jadąc do swojego miasta rodzinnego, gdzie średnia wynagrodzeń jest najniższa w kraju, zagryzam zęby i nie zwierzam się ze swoich finansowych braków. Swoim rozgoryczeniem oszczędniej powinien również dzielić Wojciech Staszewski, zakładam bowiem, że naprawdę nie powodzi mu się tak źle, jak napisał.

Prawdziwy dramat zaczyna się nie wtedy, kiedy musimy zrezygnować z wyjazdu do Frankfurtu, tylko w momencie, gdy po miesiącu ciężkiej roboty nie mamy czym zapłacić za prąd.

Michał Olszewski, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" na swoim blogu

Tak, to mocno, ale dobrze powiedziane: "Kiedy zwalniano górnika, była to konieczność dziejowa, kiedy dziennikarz nie może pobiegać we Frankfurcie jest to krzycząca niesprawiedliwość". Warto zanotować, bo przecież te wszystkie wykłady skierowane do redukowanych z zakładów pracy (często w wyniku złodziejskiej prywatyzacji), że należy się przekwalifikowywać, że to rynek decyduje itp. pamiętamy doskonale. Wykłady te przez dwie dekady produkowali syci, doskonale opłacani dziennikarze. Nie można uogólniać, ale współczucia i zrozumienia dla ludzkich dramatów nie było w tych tekstach za wiele. Jak można oczekiwać więc dziś zrozumienia dramatu polegającego na ograniczeniu ekskluzywnych przyjemności? Naprawdę zadziwiające.

wu-ka

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.