Jadwiga Kaczyńska - serdeczna, ciepła i mądra kobieta. Przeżyła śmierć syna. Dziś znowu mogą być razem

fot. PAP/ Stach Leszczyński
fot. PAP/ Stach Leszczyński

Jadwiga Kaczyńska – zapewne zostanie zapamiętana – przede wszystkim z dramatycznych chwil po śmierci Lecha Kaczyńskiego, kiedy to przez kilka tygodni – nie wiedziała o tym, że doszło do katastrofy smoleńskiej. Już wtedy ciężko chorowała. A troska o matkę była wręcz legendarną cechą obu synów. Dopiero po ponad miesiącu dowiedziała się, że ma już tylko jednego.

Co czuła? Można sobie tylko wyobrazić. Pamiętam jej dramatyczne wyznania, kiedy to zdecydowała się udzielić wypowiedzi Anicie Gargas do filmu 10.04.10. Było jej trudno mówić, ale z ogromną prostotą zdecydowała się opowiedzieć o być może najdramatyczniejszych chwilach swojego życia. Traktowała to jako swój obowiązek dania świadectwa. Trudno było przeglądać te nagrania, wiedząc ile ją kosztował ten występ.

W mojej pamięci pozostanie jednak przede wszystkim wizerunek dzielnej, energicznej kobiety, matki dwóch temperamentnych bliźniaków, a równocześnie niezwykle oczytanej, kulturalnej i dowcipnej. Taką kiedyś pokazała ją telewizja publiczna bodaj w programie "100 pytań do", albo w jakiejś podobnej audycji, nagranej gdzieś w połowie lat 90 - tych.

I niejedna polska feministka mogłaby jej pozazdrościć siły witalnej i optymizmu. A przecież nie miała łatwego życia. Kochała książki - była wszak polonistką. I potrafiła pogodzić pracę naukową z obowiązkami matki.

Sama miałam z nią kontakt tylko raz, krótko i to przez telefon. Pracując w jednym z tabloidów usiłowałam napisać coś o świętach w domach polityków. Zadzwoniłam na telefon domowy i odebrała właśnie pani Jadwiga. Rozmawiałyśmy może 10 minut, może mniej. Muszę przyznać, że byłam pod wrażeniem jej otwartości. Zazwyczaj rodziny polityków niechętnie odnoszą się do zakłócających im prywatność dziennikarzy. A pani Jadwiga rozmawiała... tak po prostu. Jak z człowiekiem. Pamiętam, że szybko zeszło na słynnego kota - Busia i pani Jadwiga z pewnym zażenowaniem wyznała, że kot zawsze towarzyszy swoim państwu przy świątecznym posiłku. - Zdarza się nawet, że siedzi na stole – proszę się nie oburzać – a nawet dostaje z talerza. Wiem, że nie powinien – dodała szybko - ale nie mam serca go zgonić...

To była ciepła, dobra, serdeczna i mądra kobieta. Dziś dołączyła do syna, do którego tak tęskniła przez ostanie dwa lata. Znowu mogą być razem.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.