Wycofanie się przez rząd Tuska z szybkiej ścieżki ratyfikacji Paktu Fiskalnego może mieć znacznie poważniejsze konsekwencje niż się to obecnie wydaje. Nawet jeśli ruch ten, zarządzony w ostatniej chwili przez obóz władzy, Tusk traktuje jako taktyczny jedynie odwrót i zapowiada powrót do tematu za jakiś czas, to sam ten fakt skłania do kilku refleksji.
Rodzą się one przede wszystkim w kontekście zewnętrznych reakcji na to wydarzenie, zauważone i skomentowane zarówno w mediach niemieckich czy amerykańskich, jak i np. przez brytyjskich zwolenników referendum o dalszym członkostwie tego kraju w Unii. Szczególnie symptomatyczny jest tytuł komentarza w "National Review": Demokracja w Polsce: oznaki życia.
Otóż nie ulega wątpliwości, że Donald Tusk i jego obóz polityczny przyjął strategię wytworzenia nowego podziału politycznego w Polsce - podziału na "Europejczyków" i "niedzisiejszych". Ci pierwsi są fajni i chcą pogłębionej federalnej Unii oraz wejścia Polski do strefy euro, a ci drudzy tylko w tym przeszkadzają.
Ten podział, wraz z powoli, ale systematycznie rozkręcającą się machiną propagandy rządowej, ma być napędem mobilizacyjnym partii władzy aż do wyborów parlamentarnych w 2015 roku (wtedy hasłem będzie walka o większość konstytucyjną w Sejmie, niezbędną do zmiany ustawy zasadniczej, co będzie wskazywane jako ostatnie już zadanie do wykonania przed przyjęciem euro).
Ratyfikacja Paktu Fiskalnego miała być w tym planie politycznym drobną uwerturą, kaprysem, symbolicznym początkiem drogi. Stąd też stosunek do tej sprawy był połączeniem buty, niefrasobliwości i arogancji. Rząd był pewien, że Prawo i Sprawiedliwość nie zdoła się zmobilizować i podjąć debaty, a ratyfikacja przejdzie przez Sejm bez problemu jeszcze przed końcem okresu świąteczno-noworocznego. Potem użyje się jej jak rach odpalonej na początek ofensywy europejskiej.
Tymczasem PiS przygotował się merytorycznie do debaty, a poruszone sprawą wolne media zdołały także wywołać zainteresowanie części opinii publicznej i wyrażenie przez Polaków swojego zdania - najnowszy, tegoroczny już, sondaż wskazuje, że stabilna większość z nas nie chce likwidacji polskiego złotego.
I w ten sposób zmusiliśmy rząd do odwrotu wywołując ów cytowany komentarz o tym, że jeszcze w Polsce demokracja nie umarła, choć ma się źle pod naporem obozu władzy.
Jaka stąd lekcja?
Jeśli uda się nam prowadzić sprawy europejskie konsekwentnie, mieć jasny przekaz i mobilizować Polaków, to możemy utrzymywać inicjatywę nawet na tym na polu gry, które miało być łatwym terenem operacyjnym dla rządu. Sprawa nie będzie łatwa, bo po pierwszym "sparzeniu się" należy spodziewać się przed kolejnymi ruchami znacznie większej mobilizacji ze strony obozu władzy. Tym ważniejsze jest, byśmy mieli gotowe merytoryczne kontry.
Jestem przekonany, że to jedno z najważniejszych zadań komunikacji publicznej Prawa i Sprawiedliwości w najbliższych miesiącach. Jestem przekonany, że przy odrobinie wysiłku jesteśmy zdolni je wypełnić i utrzymać spójność, ofensywę i przewagę merytoryczną w tej sprawie.
Tym bardziej, że fakty są po naszej stronie. Polska nie wypełnia dziś żadnego z trzech warunków formalnych wejścia do strefy euro: nie wypełniamy kryteriów gospodarczych, Konstytucja RP nie pozwala na to, a większość Polaków tego nie chce. Wejście do strefy euro byłoby dziś zatem i niemożliwe i niekonstytucyjne i niedemokratyczne.
Jeśli premier Tusk chce politycznie dzielić Polaków i rozpocząć ofensywę propagandową to musi się spotkać z naszą zdecydowaną reakcją. Naszą: ruchów obywatelskich, partii politycznej i wolnych mediów.
Zmuszenie rządu do rezygnacji z szybkiej ratyfikacji Paktu pokazuje, że działanie takie ma sens i na dodatek wzbudza szacunek u zewnętrznych obserwatorów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/148053-po-pakcie-jesli-premier-chce-politycznie-dzielic-polakow-i-rozpoczac-ofensywe-propagandowa-musi-sie-spotkac-z-nasza-zdecydowana-reakcja