Wszystkiemu winni są Bush z Kaczyńskim? "Ponad połowa wyborców wierzy, iż głównym winnym trudności ekonomicznych USA nie jest prezydent Obama"

fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Premier Tusk i prezydent Obama mają coraz lżejszą rękę do podnoszenia podatków i do zadłużania państwa, ale media już dawno temu ogłosiły, że za kryzys odpowiadają przede wszystkim ich poprzednicy.

„Bo PiS jest winne wszystkiego” – ironizowali we wrześniu blogerzy i dziennikarze, wyliczając niektóre z głównych grzechów Tuska, za które PO lub jej ludzie i media obwiniały Kaczyńskiego i PiS: afera hazardowa i kryzys finansowy, niezbudowane za rządów PO autostrady i port LNG, korupcja i nepotyzm, brak pieniędzy dla szkół i leków w aptekach, afera Amber Gold i nadmiar wody w tunelu metra, nieporządki na kolei i w prokuraturze, IPN traci swój gmach, nożownik z PO zamordował lub ciężko zranił pracowników Biura Poselskiego PiS, a prezydent Barack Obama honorując kuriera Polski Podziemnej Jana Karskiego naszczekał na Polskę).

Komentowałem wówczas, że tę wyliczankę można niemal dowolnie poszerzać, pogłębiać i wydłużać, ale co do odpowiedzialności za winy prezydenta Obamy, to prezes PiS ma poważnego konkurenta. Otóż z przedwyborczych amerykańskich sondaży opinii publicznej wynikało, że ponad połowa wyborców wierzy, iż głównym winnym trudności ekonomicznych USA nie jest prezydent Obama i obecny Kongres, tylko były prezydent George W. Bush. (Dwa miesiące przed listopadowymi wyborami ponad 2/3 Amerykanów uważało, że jest im gorzej niż było i że pod rządami prezydenta Obamy ich kraj zmierza raczej w złym niż w dobrym kierunku, ale i tak ponad ½ Amerykanów ponownie wybrała go prezydentem).

Czas na aktualizujące podsumowanie.

Premier Tusk i prezydent Obama mają równie lekką rękę do podnoszenia podatków, wygrywania wyborów i zaciągania długów. Obaj zadłużają swoje kraje szybciej niż robili to ich obniżający podatki poprzednicy: premier Jarosław Kaczyński i prezydent George W. Bush.

Dzisiejsza depesza Polskiej Agencji Prasowej (czytaj: Obama skraca urlop, Departament Skarbu USA przeciwny dalszemu zaciąganiu kredytów przez rząd. Klif fiskalny coraz bliżej) na temat działań Departamentu Skarbu (który chce od 1 stycznia nadal – mimo obowiązywania tzw. klifu fiskalnego – umożliwiać rządowi Obamy zaciąganie kredytów) dowodzi tego aż nadto wyraźnie, choć kluczowy jej akapit schowano na samym końcu i tak go zredagowano, by ukryć najważniejsze fakty. Oto ten akapit:

Kongres podniósł w 2011 r. limit kredytowy rządu federalnego z 14,3 do 16,4 bln dolarów. Zadłużenie rządu federalnego, który wydaje więcej niż pobiera, wzrasta systematycznie. Jeszcze 30 lat temu wynosiło 908 mld dolarów, w 1982 r. przekroczyło 1 bln dolarów a w 1996 r. osiągnęło poziom 5 bln dolarów. W warunkach kryzysu i recesji zadłużenie rosło jeszcze szybciej i w 2008 r. osiągnęło 10 bln dolarów.

Czyli, przekładając z PAP-owskiego na polski:

- za republikańskich prezydentów Reagana i Busha sr. (1980-1992) zadłużenie rosło w tempie <240 mld$ rocznie,
- za republikańskich prezydentów Reagana i Busha sr. (1981-1992) i za demokratycznego prezydenta Clintona (1993-2000) zadłużenie rosło w tempie <250 mld$ rocznie,
- za kadencji Busha jr. (2001-2008) zadłużenie rosło w tempie <550 mld$ rocznie,
- za kadencji Obamy (2009-2012) zadłużenie wzrasta w tempie ~1.500 mld$ rocznie.

A tu link mojego do wpisu z 5 września br.: Wszystkiemu winni są Bush z Kaczyńskim [część 1.]


Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.