Wildstein dla wPolityce.pl: Milczenie głównego nurtu. "Jakiekolwiek zdrowe życie publiczne nie istnieje bez wolnych mediów"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Wyobraźmy sobie… często stosuję ten chwyt zestawiając stan rzeczy w III RP za rządów Tuska z tym, co z dzieje się w krajach utrwalonej demokracji, czyli z tym co w Polsce zwykliśmy nazywać normalnością i do czego aspirujemy. Nie dlatego, że uważam, iż powinniśmy niewolniczo naśladować to, co się tam dzieje. Niektóre standardy powinny być jednak dla nas drogowskazami. Np. dotyczące wolnego słowa, ponieważ nie tylko demokracja, ale jakiekolwiek zdrowe życie publiczne nie istnieje bez wolnych mediów.

No więc wyobraźmy sobie sytuację, że w Anglii, Francji, Niemczech czy jakimkolwiek innym kraju zachodniej Europy nowy właściciel koncernu medialnego wydającego jeden z największych tygodników w kraju, który świetnie funkcjonuje – zwalnia ze stanowiska redaktora naczelnego pisma, w odpowiedzi na co odchodzi z pisma cała redakcja i wszyscy rozpoznawani autorzy.

To, że media mówiłyby głównie o tym i to nie tylko jeden dzień i nawet konkurencja zrobiłaby z tej sprawy czołówki, jest więcej niż pewne. A co dzieje się w Polsce, kiedy rozgrywa się dokładnie taki scenariusz i po zwolnieniu Pawła Lisickiego odchodzi cała redakcja tygodnika „Uważam Rze”? Jak zachowują się tak zwane „informacyjne” stacje telewizyjne i radiowe?

Główne serwisy milczą o tym wydarzeniu. Gdzieś pojawiają się jakieś informacje o „zmianach” w tygodniku. O liście dwudziestu kilku znanych dziennikarzy stanowiących redakcję pisma, właściwie widz, słuchacz czy czytelnik nie jest informowany, a jeśli, to przy okazji, jako o sprawie nieważnej.

 

CZYTAJ: Oświadczenie twórców i autorów tygodnika "Uważam Rze" po odwołaniu red. Pawła Lisickiego

A co by było, gdyby ów niszczący tygodnik biznesmen, który sukcesywnie degraduje także jeden z najważniejszych dzienników w kraju, wszedł w posiadanie koncernu medialnego bez pieniędzy, wyłącznie dzięki kredytom i łaskawości rządu, który bardziej ofiarował niż sprzedał mu swoje 49% udziałów, wcześniej odmawiając ich poważnemu przedsiębiorcy medialnemu? Co by było, gdyby ów dziennik i tygodnik były jednymi z nielicznych medialnych krytyków rządu, a ów dziwny biznesmen bez pieniędzy spotykałby się w nocy z rzecznikiem rządu, aby potem dokonywać czystki w dzienniku, który napisał rzeczy dla władzy niewygodne?

Nic by nie było, ponieważ takie rzeczy nie byłyby możliwe. W Polsce są. Milczenie mediów głównego nurtu nie tylko to umożliwia, jest tego aprobatą.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych