Z narastającym rozbawieniem słucham coraz bardziej absurdalnej debaty medialno - politycznej po budżetowym szczycie Unii Europejskiej.
Szczególnie zabawne jest to, w jaki sposób większość komentatorów próbuje wybrnąć z załamania się głównej "prawdy objawionej" ogłoszonej przed szczytem: wrogiem Polski jest Cameron a przyjaciółką naszą jest Pani Kanclerz Merkel (piszę tak w jak mówią to media: premier Wielkiej Brytanii nigdy nie jest w nich Panem Premierem Cameronem, kanclerz Niemiec nigdy nie jest zwykłą Merkel).
I oto psikus: na szczycie Merkel porozumiała się z Cameronem, czyli jak to zwykle bywa (a czego do dziś nie potrafi pojąć minister Sikorski): twardy gracz rozmawia z twardym graczem, a reszta czeka na to, co będzie wynikiem tej rozmowy.
I teraz, masz babo placek. Cameron razem z Merkel chcą dalszych cięć. I co tu zrobić z propagandą medialną?
Znaleziono dwa wyjścia: "trzeba zrozumieć Panią Kanclerz, bo ma wybory" (to samo w odniesieniu do przebrzydłego Camerona brzmi: jest zakladnikiem swojej partii i wyborców), po drugie Pani Kanclerz nie skrzywdzi Polski (a Cameron już raz nas zdradził w 1939 roku, naprawdę słyszałem dziś taki argument z ust obozu władzy, trochę jakby zapominając, że akurat rok 1939 nie jest dobrym przykładem niekrzywdzenia Polski przez Niemcy).
Śmieszne? Żenujące? Owszem, ale działa i hula po mediach w najlepsze.
Pytanie brzmi: czymże takim Cameron zasłużył sobie w mediach głównego nurtu na taką etykietkę?
Otóż popełnił on jeden błąd: odważył się na kontakt z Jarosławem Kaczyńskim i Prawem i Sprawiedliwością. Naiwny ów człowiek, żyjący od lat w demokracji, gdzie panuje otwarta debata publiczna, myślał że tu jest tak samo. Oj, grubo się pomylił. Każdy kto kontaktuje się z PiSem staje się obiektem ataku ze strony kampanii nienawiści wobec opozycji na równi z nią. "Cameron to wredny PiSior" - napisano w wytycznych medialnych no i wiadomo, co z takim trzeba robić: najpierw odrzeć z godności (dlatego nie jest Panem Premierem, tak jak Pan Profesor Gliński nigdy nie będzie "Panem Profesorem" jak choćby Leszek Balcerowicz czy Radosław Markowski), potem wykazać obłudę i dalej już samo leci... Tylko, i tu problem, czemu Pani Kanclerz z nim rozmawia? Czyż nie jest "zbędny" jak PiS? Czy nie "trudno sobie ułożyć życia w jednej Unii z kimś takim jak Cameron"?
I co tu zrobić z faktem, że Cameron zgromadził wokół siebie koalicję innych państw, a przecież z ludźmi z PiSu nikt powinien chcieć rozmawiać? Wyjście jest jedno: o tym cicho sza!
Tymczasem pozostałe państwa odpusciły batalię o ogólne zasady podziału pieniędzy, zostawiając to w rękach tych dwojga i w tzw. międzyczasie załatwiły swoje interesy: Francuzi uratowali zróżnicowane dopłaty dla rolników, inni wyjątki dla swoich regionów,, specjalne środki przeznaczone dla inwestycji na swoim terenie i inne.
Polska znalazła się pośrodku tych grup i straciła orientację w negocjacjach. Z zewnątrz wygląda to tak, jakbyśmy nie wiedzieli, czy przejść na pozycje defensywne "żeby nie stracić jeszcze więcej" w generalnym podziale środków, czy skupić się na ofensywie w kilku istotnych dla nas punktach, zwłaszcza tych, które dotyczą rolnictwa i warunków wydawania przyznanych funduszy. W efekcie polskich priorytetów nie widać, poza jednym: obsesją przewiezienia do kraju 300 mld. obiecanych w kampanii, które zdążyły się zamienić ze środków tylko na fundusze regionalne i spójności do ogólnego udziału w budżecie, czyli także z włączeniem w to rolników.
Jestem przeciwnikiem wszelkich uproszczeń. Nie wierzę w to, że ktokolwiek za nas odbędzie te negocjacje. Warto w nich jednak szukać sojuszników i to nie w taki prostacki sposób jak suflują to główne media swoją opowieścią o Złym Kameronie i Dobrej Pani Kanclerz.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/145272-i-oto-psikus-na-szczycie-merkel-porozumiala-sie-z-cameronem-czyli-jak-to-zwykle-bywa-twardy-gracz-rozmawia-z-twardym-graczem