Śmierć chorążego Musia, czyli statystyka po polsku. "Trudno uciec od myśli, że jakieś „trzecie osoby” mogły odegrać swoją rolę"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

Kiedy słyszę o śmierci chorążego Remigiusza Musia, technika pokładowego rządowego samolotu Jak-40 obecnego 10 kwietnia 2010 na lotnisku w Smoleńsku – to naprawdę zastanawiam się, o co tu chodzi? Muś zmarł w nocy z sobotę na niedzielę. Wg nieoficjalnych informacji, przyczyną śmierci było samobójstwo. Dużo tych samobójstw w Polsce.

Jak zastrzegła od razu policja: brak przesłanek na udział osób trzecich. A jednak trudno uciec od myśli, że jakieś „trzecie osoby” mogły odegrać swoją rolę. Oczywiście, samobójstwa się zdarzają, statystycznie są możliwe także w grupie świadków katastrofy smoleńskiej. I przypadkiem taki samobójca-świadek może akurat mówić rzeczy mocno gmatwające oficjalny obraz wydarzeń 10 kwietnia 2010 (a takie rzeczy mówił właśnie Remigiusz Muś). Może to jednak jakieś skrzywienie wynikające, np. z obejrzenia zbyt dużej liczny filmów sensacyjnych, bo ja coraz mniej wierzę w samobójstwa mieszczące się w granicach statystyki.

Z tego, co mogłem natychmiast zaobserwować w reakcjach internautów, wielu z nich jest tak samo „skrzywiona”, bowiem informacja o śmierci pana Musia natychmiast wzbudziła sporo nieufnych komentarzy.

Śmierć Remigiusza Musia jest straszliwą tragedią dla jego najbliższych i ktoś mógłby orzec, że jesteśmy bezwzględni i nieczuli natychmiast ją komentując. Owszem, wcale nie jest mi z tym dobrze. Ale przecież dlatego mówimy o tym smutnym wydarzeniu, bo Muś znalazł się w centrum niezwykle ważnych wydarzeń.

Wracając do statystyki. Spośród lotników, którzy 10 kwietnia 2010 rano wyruszyli do Smoleńska żyje już tylko część załogi Jaka-40. Statystycznie to interesujący przypadek. No ale matematyką nie da się też objąć tego, że Polska jest jedynym krajem świata, który w katastrofach lotniczych stracił dwóch przywódców (Sikorski w 1943 i Kaczyński w 2010).

Tak to w Polsce dziwnie bywa: katastrofy, samobójstwa...

 

Bloger Rybitzky, Salon 24.pl

Rzeczywiście, trudno się dziwić, że tak wielu naukowców po prostu boi się zaangażować w badanie tragedii smoleńskiej, że wojskowi milczą i że tak wielu polityków PiS przestraszyło się po 10 kwietnia 2010 roku tak bardzo, że postanowili skapitulować i przejść do obozu rządzącego. Oczywiście, nie oznacza to rozgrzeszenia. Jednak ponury klimat wokół Smoleńska jest faktem. A państwo polskie zostawiło nie tylko rodziny ofiar same sobie, ale także tych, którzy śmierć narodowej elity postanowili wyjaśnić. Zero pomocy, zero powagi, zero ochrony kontrwywiadowczej. Rosjanie robią co chcą, tak w Smoleńsku, tak na kłamliwych konferencjach Anodiny, tak w Rzeczypospolitej.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych