Jednak zmowa milczenia, czyli o zwycięstwie Donalda! Ile miejsc od siebie siedzieli? Krzyczeli do siebie? W jakim języku krzyczeli?

Fot. PAP / Darek Delmanowicz
Fot. PAP / Darek Delmanowicz

Pisałem dwa dni temu o heroicznym starciu Premiera Tuska z Premierem Cameronem, dwie bite godziny walczyli, na stronie polskiego premiera stoi, jak byk. I tylko tam. Nigdzie nie ma żadnego śladu już nie tylko po takim boju, ale w ogóle o takim spotkaniu.

Przemilczeli takie zwycięstwo, nikczemni zagraniczni dziennikarze! Program sfałszowali! Bo wystarczy popatrzeć na oficjalny program, na rozkład zajęć obu delegacji. Nie ma takiego spotkania. Może się spotkali w ubikacji, na papierosku? Jedyna właściwie okazja, gdzie mogli owi politycy już nie tyle może się pokłócić, ale w ogóle zobaczyć i pomachać z daleka, była wspólna kolacja. No, dwie godziny, to akurat, jak zaczęli przy apetizerach, liczmy, sałatka, zupka, main course, to skończyli, jak przynosili deser. Ile miejsc od siebie siedzieli? Krzyczeli do siebie? W jakim języku krzyczeli? Serwetki przesyłali przez kelnerów? I znowu, w jakim języki na nich bazgrali? Pokazywali środkowe palce? Rzucali jedzeniem? Taka ciekawostka, a żaden niezależny dziennikarz nie zapyta.

Ktoś powie, czepiam się. No tak, czepiam się. Nie przeczę. Bo uważam, że wreszcie trzeba zacząć słuchać, co te błazny mówią. I sprawdzić. A potem zapytać takiego, czemu kłamał. Czemu uważa nas za idiotów? Nawet, jeśli paradoksalnie ma rację, bo całe jego doświadczenie mówi mu, że tak właśnie jest, że durnie przełkną bez problemu. A niech się przekona, że już tak łatwo nie pójdzie. Ucieknie do windy, pogonić za nim i jeszcze raz spytać, nie dać się spławić. Pobiec schodami, poczekać przed windą z mikrofonem w pozycji gotowej do strzału i znowu zapytać, jak się tylko drzwi od windy otworzą na parterze. Nieważne, że mało na serce nie walnie. Na okładkę tygodnika dać pytanie. Na czerwony pasek w TV.

Nie ma wątpliwości, że tak by zrobiono z Jarosławem Kaczyńskim. Do dzisiaj pytają go, czemu był premierem, skoro powiedział, że nie będzie, jak Lech będzie prezydentem. A tyle lat minęło. Albo, czemu POPIS nie powstał. No, ostatnio się wyjaśniło, wyjaśnił to dość wyczerpująco Roman Giertych w wywiadzie dla Wyborczej. Nie powstał, bo Donald Tusk postanowił, że nie wchodzą do rządu, choć będą wysyłać Rokitę na fikcyjne rozmowy. To chociaż tyle wiemy, od nich samych.

Tak samo powinniśmy robić ze wszystkim, co powiedział i napisał na swym oficjalnym blogu Ikona, Mędrzec i Bohater Lech Wałęsa. Nic więcej, ponad to, co sam powiedział. Kłamią nikczemni oszczercy? OK., nie słuchajmy nikczemnych oszczerców. Słuchajmy wyłącznie samej prawdy z osobistych ust Bohatera. Powiedział, że podpisał? OK., Potem powiedział, ze nie podpisał? Potem powiedział, że podpisał? Zapytajmy, która wersja jest prawdziwa. Powiedział, że komuna, owszem, przywiozła kogoś podobnego do Lecha Wałęsy motorówką, ale, że to nie był on, ale Sobowtór, niczym Dumasowski „Człowiek w Żelaznej Masce”? Przecież, jak tak powiedział, to musi być to prawda, przecież nie kłamie! Przecież to wiadomość pierwszej wielkości, skarb dla wszystkich polskich historyków!

Andrzeju Wajdo, do czynu! Zamiast nudnego hagiograficznego gniota, na którym nieszczęsne dzieci szkolne spędzone przymusowo będą zasypiać, zrób pan coś, co będzie lepsze od „Tożsamości Bourne’a” i „Harry Pottera” zmiksowanych razem! Co prawda kasę od Amber Gold trzeba było oddać, ale jak się spryciarze z Hollywood dowiedzą, że jest taki materiał, to sypną groszem, że jeszcze na sequel zostanie, ten o pomroczności jasnej. I ten o dokumentach, z których ten Sobowtór, bo któż inny, dopiero teraz wszystko jest jasne, powyrywał bezczelnie setki stron, że tylko strzępki smętnie w niebo sterczą, potem napisał na kopercie, żeby nigdy nie otwierać i oddał. Nigdy w życiu nie uwierzę, żeby Wałęsa tak postąpił, więc musiał to być Sobowtór. W ogóle, to może by go tak w końcu złapać, tego Sobowtóra, znaczy?

Albo to o Toto Lotku, do dzisiaj Pani Danuta wspomina, jakie to szczęście miał małżonek, co i rusz przynosił wygrane do domu, gdzieś tak do 1976, potem passa minęła. Na pewno są gdzieś w archiwach Toto Lotka ślady takich wygranych. Pokazać, zachęcić ludzi do grania!

P.S.

Zachęcam do czytania jutrzejszej „Warszawskiej Gazety”, od niedawna ogólnopolskiego tygodnika, z moim nowym felietonem! No, a poza tym, jak zwykle:

http://naszeblogi.pl/blog/69

http://niepoprawni.pl/blogs/seawolf/

http://wpolityce.pl/autorzy/seawolf

http://freepl.info/authors/seawolf

Oraz w wersji audio tutaj:
http://niepoprawneradio.pl/

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.