Nasza zaprzyjaźniona osa zawędrowała w rejony warszawskiego Mokotowa. Tam niespodziewanie jej uwagę przykuła chuda, męska sylwetka.
- Skąd ja go znam? - zastanowiła się nasza przyjaciółka. I doznała olśnienia: Smoleńsk, książka, rosyjskie rewelacje... Toż to przecież sam Jan Osiecki - gwiazda polskiego dziennikarstwa, która wsławiła się własnoręcznym zmierzeniem smoleńskiej, pancernej brzozy. Takiej osoby zapomnieć po prostu nie można. Zaintrygowana osa poleciała więc w ślad za rozpoznanym żurnalistą. I ze zdziwieniem zobaczyła, że zmierza w kierunku willi pewnego generała, którego dom w każdy 13. dzień grudnia oblegają tłumy. No ładnie! - pomyślała osa.
Ale, że do grudniowej rocznicy jeszcze czasu sporo – odważyła się polecieć dalej. Za próg za dziennikarzem nie weszła. Usiadła na parapecie. I tam ujrzała uroczą, sielankową wprost scenkę: sterany życiem generał w wygodnym fotelu, przed nim dziennikarz z dyktafonem. Biurko. Kawka, herbatka. Ciepłe światło lampy.
Osa nie słyszała wiele, ale po chwili zrozumiała wszystko. Tak oto rodzi się kolejna "nowa – stara" wersja historii najnowszej. Ta, w której Rosjanie w 81. roku chcą najechać Polskę, a dzielny generał broni jej wyprowadzając wojska na ulice...
Osa nie miała ochoty słuchać dalej. Wrócę tu 13 grudnia – pomyślała. - Ciekawe, czy do tego czasu nowe dzieło Osieckiego ujrzy już światło dzienne. I czy będzie równie bezcenne i obiektywne jak jego książka o katastrofie smoleńskiej?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/143007-osa-nadaje-143-dociekliwy-dziennikarz-robi-wywiad-rzeke-z-autorem-stanu-wojennego-czyzby-chwilowo-odpuscil-sobie-smolensk