Szokująca atmosfera w czasie sekcji zwłok Anny Walentynowicz i punktowe, konsekwentne upokarzanie Polski

Fot. wPolityce.pl / rysunek na okładce "Uważam Rze": Marek Oleksicki
Fot. wPolityce.pl / rysunek na okładce "Uważam Rze": Marek Oleksicki

Kiedy zapoznawałem się z tym, jak wyglądała sekcja zwłok Anny Walentynowicz, nie mogłem uwierzyć, że mogła przebiegać w takiej atmosferze. Tak swobodnej, a wręcz pogodnej. I tylko wątpliwości syna i wnuka legendy „Solidarności” oraz skrupulatność pełnomocnika rodziny mąciła dobry nastrój prokuratorów oraz lekarzy.

Mec. Stefan Hambura musiał bardzo naciskać na śledczych, by uwzględniali jego wnioski dowodowe i zabezpieczali do badań kolejne rzeczy znalezione w rosyjskich workach – kawałki roślin czy fragmenty odzieży. Tylko on wśród dwudziestu osób obecnych na sali zwracał taką uwagę na rzeczy pozostawione w trumnie – gumowe rękawiczki czy spory kawałek rękawa marynarki pozostawiony w czaszce zmarłej.

Czy śmieci znalazły się tam przypadkowo? Czy tylko ten powszechny, niby normalny – jak propaganda próbuje nam wmawiać – rosyjski bałagan jest powodem takiego potraktowania ciał ofiar? Wydaje się, że nie. Nie można bałaganem tłumaczyć nieumycia zwłok, zniknięcia papieskiego różańca, odesłania wdowie po Przemysławie Gosiewskim garnituru, w którym miał być pochowany były wicepremier i wielu, wielu innych skandalicznych faktów dotyczących postępowania ze zmarłymi. Wreszcie – zamiany zwłok.

Można za to odnieść wrażenie, że to element szerszej akcji – punktowego, konsekwentnego upokarzania Polski oraz jej wybitnych obywateli. Tak, jak było nim wszystko, co robił MAK, na czele z oskarżeniem gen. Błasika o pijaństwo, a pilotów o brak kompetencji i znajomości języków, przez fałszowanie dokumentacji, ostentacyjne łamanie konwencji chicagowskiej, śmieszne opowieści o zaginionej taśmie z zapisem zachowania kontrolerów, brak akcji ratunkowej i metodyczne postępowanie z wrakiem TU-154M, które miało tylko jeden cel – zniszczenie jednego z najważniejszych dowodów.

Najgorsze, że polskie władze nie kwapiły się, nie kwapią i nie będą kwapić (dopóki się nie zmienią) do upominania się o godność elity państwa polskiego i należyte traktowanie dowodów – polskiej własności.

Premier, minister spraw zagranicznych, po. prezydent, a później pełnoprawna głowa państwa nawet nie próbowali. Abdykowali. Oddali wszystko. Prawdopodobnie ze strachu, bo inaczej tego tłumaczyć nie można. Rację stanu sprzedali nawet nie za parę rubli (jak wiemy z umowy gazowej, było wręcz odwrotnie), ale miraż przyjaźni z jednym z najbardziej bezwzględnych ludzi na świecie. Nie chcieli mu przeszkadzać.

Tak jak prokurator Parulski obserwujący sekcję zwłok prezydenta nie chciał przeszkadzać Rosjanom i interweniować, gdy widział na stole sekcyjnym fragment ciała innej ofiary i nie spełnianie podstawowych międzynarodowych standardów. Jemu samemu (oraz szefowi WPO płk. Szelągowi) nie przeszkadzało, że Rosjanie sami wzięli się za badanie ciał (poinformowali o tym naszych oficerów w nocy z 10 na 11 kwietnia). Bardzo za to im przeszkadza możliwa obecność w czasie sekcji po ekshumacjach w Polsce eksperta, na którym zależy rodzinom.

Jeśli dotychczas miałem drobne wątpliwości, czy konieczne jest upominanie się o dopuszczenie do czynności Michaela Badena, teraz już ich nie mam. Trzeba o to walczyć, bo nawet najbardziej wnikliwy pełnomocnik rodzin nie zna się na medycynie sądowej tak, jak człowiek, który poświęcił jej całe zawodowe życie.

 

W nowym „Uważam Rze” więcej o upokarzaniu Polski, a także kilka szczegółów z czynności sekcyjnych po ekshumacji ciała Anny Walentynowicz.

Znajda tam państwo również wywiad Jacka i Michała Karnowskich z mec. Stefanem Hamburą.

 

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.