Premier grabarzem kraju, grabarz premierem?

Fot. PAP / Grzegorz Michałowski
Fot. PAP / Grzegorz Michałowski

Jak się popatrzy, jakich już premierów mieliśmy, skąd wyciągniętych i otrzepanych z kurzu, to właściwie już każdy może nim być. Jesteśmy w takim miejscu, że wiele nam już nie zaszkodzi. To znaczy, bardziej nie zaszkodzi.

Dopóki to wszystko nie walnie, nie nastąpi przełom w ludzkiej świadomości, a w dodatku wyniki wyborów nie będą przechodzić przez ruskie serwery, czyli dopóki PiS i Jarosław Kaczyński nie zdobędzie władzy solidnej i trwałej, nie opartej na jakiś gównianych układach z łajdakami i agentami, a do tego się niestety dziś sprowadza konstruktywne wotum nieufności, to można zgłaszać dowolnych kandydatów bez większych konsekwencji, no, chyba, że wzbudzenia wesołości w sposób niezamierzony.

Pisałem wielokrotnie, że polscy kabareciarze muszą co chwila upijać się na ponuro wobec takiej konkurencji zabawnych, a przy tym ogłaszanych z powagą i z takąż powagą powielanych przez niezależnych dziennikarzy idiotyzmów.

Ale nie tylko rządowe ośrodki kabaretowe pracują na pełnych obrotach ostatnio, jak widzę tak zwani kurzyści, czyli zizole postanowili powalczyć o nagrodę Rybińskiego. Oto w Kutnie odbył się kabaret, na którym ogłoszono kandydaturę Solidarnej Polski na premiera. Mianowicie Pan Cymański, sympatyczna i lubiana, nie powiem, poczciwina, kiedyś był grabarzem, stąd i tytuł felietonu.

Lubię Pana Cymańskiego, jak wszyscy, bo to taki nieszkodliwy oryginał, którego rola polegała na łażeniu do telewizji i występowaniu w różnych udawanych sporach, w celu ocieplenia wizerunku. Miał tam śpiewać, deklamować wierszyki, machać rękami sposobem wyuczonym z podręcznika „Jak zostać aktorem w weekend” znalezionym w koszu z przecenionymi książkami w supermarkecie. Bazując na tej nieprzesadnie wyszukanej popularności niespodziewanie zdobył z dalszego miejsca mandat europosła i od tej pory coś mu się porobiło. Jego udział w występie pod tytułem Solidarna Polska przyjąłem ze smutkiem, ale i z rozbawieniem, bo, patrzcie, jaki Mąż Stanu nagle. I wszystko dlatego, że im Jarosław powiedział, że po tej kadencji koniec wczasów, wracają do kraju i do roboty. A tu, cholerka, dożywotnia euroemerytura należy się dopiero po drugiej kadencji. Emeryturka zacna, pozazdrościć, niejedna starą rodzinę można za takie pieniądze założyć. No i to tyle. Reszta jest dorabianiem ideologii do przyziemnych interesów. Oczywiście, mogę się mylić, ale raczej trudno będzie mnie o tym przekonać.

A już na pewno nie przekonuje mnie obserwacja dotychczasowych poczynań, kolejnych zwrotów, a zwłaszcza łajdackich i zwyczajnie głupich ataków kurzystów na Jarosława i PiS. Przyznaję, do jakiegoś momentu w miarę trzymali poziom, ale kiepskie wyniki skłoniły ich do pewnej desperacji. Z niesmakiem i smutkiem patrzę, jak Kurski, którego zawsze lubiłem i ceniłem, choć nie za bardzo ufałem, naciąga na grzbiet kluzikowy żakiet, synonim zdrady i wykonywania „innych czynności seksualnych w celi osiągnięcia korzyści majątkowych”, żeby to określić oględnie i bez narażenia się cenzurze. Ostatnio próbują już wszystkiego i wszędzie, w tym w tradycyjnie zaprzyjaźnionej z prawicą, kultowej w tym środowisku Gazecie Wyborczej.

Naprawdę, Panie Jacku, ogłaszanie wspólnej z jawną agenturą ofensywy przeciwko PiSowi w Wyborczej, to był majstersztyk zręczności politycznej, na pewno zapunktował Pan u nas „pisiorów” na długie lata, jeśli nie do śmierci, bo my, cokolwiek o nas mówić, pamięć mamy dobrą. To nas właśnie najbardziej odróżnia od lemingów pamiętających na dwa-trzy dni do tyłu. Lemingom wystarczy pokazać dwa ciepłe wywiady z Giertychem plus, być może udział w „tańcu na lodzie” i już jest git. Przyjmują, jak swojego, zwłaszcza, jak powie, że te dawne zbrodnie i błędy młodości, to przez Kaczyńskiego. No, może jednak przesadziłem, bo Kluzik – Rostkowska ledwo- ledwo weszła do Sejmu mimo jedynki na liście. Czyli, przyjęli, ale jednak, co zdrajca, to zdrajca.

I, żeby było śmieszniej, właśnie słyszę, że „jeden z dwóch liderów SP” zaoferował powrót do PiS w zamian za miejsce na liście. No, przynajmniej realista. Ale jak bym wolał, żeby oni tam już zostali, gdzie są. Na Czerskiej i w TVN. Był termin, zdaje się, do lipca. Teraz, chwalić Boga, wrzesień. Zresztą, na liście może być, i tak bym nie głosował na niego, tylko innego z listy. Jak to mówią, „raz […], zawsze […]”

Ale, ale, przypomniało mi się, jak właśnie Kurski kiedyś przepraszał Dorna za jakąś nieładną wypowiedź z przeszłości, usprawiedliwiając się, że chciał się wtedy przypodobać Jarosławowi Kaczyńskiemu. Czyli, to samo, co Misiek Kamiński, czy Giertych. Ależ trzeba być drobnym szmaciarzem i pętakiem, by coś takiego powiedzieć, zamiast zwykłego, sorry Ludwik. A my właśnie pamiętamy latami takie rzeczy. Nie wiem, kto wam doradza, zizole, ale chyba przepłacacie.

http://naszeblogi.pl/blog/69

http://niepoprawni.pl/blogs/seawolf/

http://wpolityce.pl/autorzy/seawolf

http://freepl.info/authors/seawolf

Oraz w wersji audio tutaj:
http://niepoprawneradio.pl/

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych