Czasami siły natury działają jak wspomniany w tytule palec Boży – wskazują na nieracjonalność ludzkich działań i jednocześnie stanowią ostrzeżenie: zatrzymajcie się, robicie głupio, niebezpiecznie! Zalanie stacji Powiśle to wydarzenie mające takie właśnie charakter.
Wniosek jaki powinien być z tego wyciągnięty jest jeden: zasypać metro i …policzyć straty, na pewno mniejsze na tym etapie od kosztów jego budowy, i zapomnieć.
To nie byłaby zresztą decyzja precedensowa – już raz po wojnie budowę metra wstrzymano. Oczywiście to byłoby bolesne prestiżowo dla układu rządzącego miastem i personalnie dla HGW, ale racjonalne z ekonomicznego punktu widzenia oraz organizacji komunikacji miejskiej.
A zatem zacznijmy od początku. Pytanie o dobrze działający system komunikacyjny w mieście nie daje wcale w odpowiedzi: budujmy metro i to takie, jakie zaprojektowano w tym konkretnym przypadku - znikąd donikąd. Nie powiązane komunikacyjnie ze strukturą miasta, a co ważniejsze - dzielnic peryferyjnych i ośrodków podmiejskich, coraz gęściej zamieszkanych (ze zrozumiałych względów – ceny nieruchomości!). To najkrótsze chyba metro świata i poprowadzone znikąd donikąd komunikacyjnie: z bliskiej Woli na bliską Pragę – choć tu może i lepiej bo Węzeł Wileńska jest dość dobrze skomunikowany z okolicznymi obszarami.
Bez dojazdu
Ale w obu przypadkach trzeba do tych stacji końcowych dojechać środkami komunikacji zbiorowej i indywidualnej, poruszającej się w istniejącym obecnie układzie sieci dróg i ulic. A zatem dojazd do metra będzie się odbywał w typowych warszawskich korkach i objazdach. Mieszkańcy peryferii, aby dostać się do metra będą dojeżdżać tak, jak dzisiaj dojeżdżają. Przykład: jeśli dostaną się w okolice Ronda Daszyńskiego, to i tak obecna komunikacja zapewni im dostanie się do centrum w kilka minut. Po co metro? Ale co z osiedlami Bemowa? Co z tą częścią Warszawy, której zabudowa zbliża się do Ożarowa? Jeżeli dodamy do tego fiasko naprawdę potrzebnej inwestycji, a mianowicie obwodnicy i towarzyszącej jej sieci drożnej, to dojdziemy do wniosku, że jakościowo, komunikacyjnie nic w Warszawie się nie zmieni, tym bardziej, że ludność miasta będzie stale rosła i jego powierzchnia też. Przykładem takich błędów jest nieprzedłużenie istniejącego metra do Piaseczna z jednej strony, a do Łomianek z drugiej, nawet w formie kolejki naziemnej. Ale nad tym nikt się nie zastanawia, wydając zgody na budowę kolejnych osiedli na tych obszarach i skazując ich mieszkańców na koszmar codziennych dojazdów.
Metro już jest
Pewnie nikt z dzisiejszych planistów nie pamięta kolejek wąskotorowych do Radzymina, Piaseczna i Góry Kalwarii. WKD cudem przetrwała i jest błogosławieństwem dla Podkowy Leśnej, Pruszkowa, Malich. Zapytajmy zatem: co zamiast metra? Transport uliczny, autobusowy, czy tramwajowy na obszarze zabudowy centrum miasta daje tylko ograniczone możliwości, zatem trzeba zejść pod ziemię, albo unieść się nad nią. To drugie rozwiązanie znane z Chicago, też raczej trudne do zastosowania w warunkach już istniejącej zabudowy.
Ale… przecież jest już metro w Warszawie biegnące ze wschodu na zachód! To linia średnicowa – powstała przed II wojną światową i łącząca tak naprawdę Grodzisk Mazowiecki z Mińskiem też Mazowieckim i przechodząca przez wszystkie ważne węzły komunikacyjne stolicy, co więcej połączona z lotniskiem na Okęciu i z torami prowadzącymi na Wolę, o WKD też zapominać nie należy. Gdyby spojrzeć na mapę, to okazałoby się, jak olbrzymi obszar może ciążyć komunikacyjnie do tej linii i jak istotną rolę ona spełnia w integracji podmiejskich osiedli na wschodnim i zachodnim Mazowszu z Warszawą. Znajduje się ok. 200 m od rytego olbrzymim wysiłkiem obecnie metra i podkreślam z naciskiem: jest. Tu, gwoli dziennikarskiej rzetelności należy stwierdzić, że to nie jest mój pomysł: był on lansowany przez specjalistów od komunikacji, w latach 80-tych na łamach „Przeglądu Technicznego”, kiedy budowano istniejące metro.
Po pewnej modernizacji i zwiększeniu częstotliwości kursowania pociągów, co przy obecnej technice, nie stanowi problemu mamy rewelacyjne metro, połączone z kolejami podmiejskimi, takie jak np. w Paryżu czy Londynie. I jest, powtarzam, już jest. Dodajmy, jednym z walorów linii średnicowej byłoby to, że indywidualny transport, przekleństwo Warszawy, w ogóle do miasta wjeżdżać by nie musiał, a przynajmniej do Centrum.
Teraz o pieniądzach i pomnikach głupoty
Jakąż perełkę można by zrobić ze „średnicówki” inwestując te ponad 4 miliardy, które pójdą na budowę metra im. HGW. Naprawdę pójdzie przecież znacznie więcej, na co wskazują wypadki na stacji Powiśle, ale mówmy tylko o kwotach planowanych. Dodatkowym walorem jest podziemny pasaż ciągnący się od stacji WKD przy Centralnym do Ronda Marszałkowska i „zaczepiający” o Złote Tarasy.
No ale cóż wzrok Ratusza tak daleko nie sięga.
Ostatnie 10 lat to czas pomników głupoty inwestycyjnej w Warszawie. Pozwolę sobie na krótką wyliczankę:
-Tunel wzdłuż rzeki – chyba jedyny taki, a Centrum Nauki mogło powstać w każdym innym miejscu. Teraz nieczynny, zagrożony zawaleniem.
- Most Świętokrzyski – znikąd donikąd, nie podłączony do układu komunikacyjnego, Np. pod nim miał być powieszony tunel dla metra ale zrezygnowano z tej koncepcji…
- Stadion Legii – hojny podarunek miasta dla politycznie swoich właścicieli klubu – koszt ok. 500 mln, teraz Pepsi Arena. (Wolę Colę!),
- Most Północny – znów w sensie systemowym znikąd donikąd, malutkie rondo na Modlińskiej, to śmiech pusty, ale jedzie się pięknie.
- Wykwit głupoty w postaci Stadionu Narodowego, bez zaplecza i bez bieżni i wyposażenia lekkoatletycznego , znowu komunikacyjnie nie powiązany, najlepiej dostać się nań łodzią… Koszt wszyscy znają.
- Metro obecnie budowane.
-Rozgrzebana obwodnica - nie budowana.
To większe pomniki, a są oczywiście i mniejsze i całkiem malutkie.
Budowa obecnego metra przy tych założeniach i w tym pierwotnie kształcie lokuje tę inwestycję na „topie” owej listy. Oczywiście będzie przyjemnie jeździć pod rzeką, z pewnym dreszczykiem emocji, ale za to z miłą świadomością, że to podróż warta 4 miliardy, a może więcej.
Co więcej wszystko wskazuje, że nie zostaną dotrzymane terminy rozliczeniowe dotacji europejskiej i może być krucho z kasą, bo każą zwracać.
Ratusz niezmiennie pełen optymizmu, a ja mówię zasypać i przerzucić środki na linię średnicową – tu sukces pewien.
Brniemy do pomnika
Oczywiście tak się nie stanie, będziemy brnęli, nieugięcie, aż do końca. Jakiego? Powtórzę: bez przebudowy całej infrastruktury komunikacyjnej metro nie będzie działać. Myślenie takie wyśmiano, w krążącym za komunizmu dowcipie o tym jak towarzysz Wiesław chciał usprawnić ruch i dla próby puścił taksówki lewą stroną… Nasze Metro też porusza się „lewą” stroną…
To zresztą przykład tego, z czym spotykałem się zawodowo, ucząc nowoczesnego, zarządzania, z przedstawianym jako jego przeciwieństwo, grupo-myśleniem. Nie wchodząc w psychologiczne szczegóły: nikt się nie przeciwstawi, niezależnie od poziomu głupoty pomysłów, bo chce być w grupie, bo wszyscy - i wódz też - a zatem najważniejsza akceptacja.
I w ten sposób miasto, które już może poszczycić się jedynym w swoim rodzaju tunelem wzdłuż rzeki, teraz stworzy coś, nie mającego sobie równego na świecie: podziemny pomnik burmistrzyni, w postaci najkrótszego metra znikąd donikąd. Zresztą taki pomnik, żeby miał swoją wymowę musi być znikąd donikąd.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/138790-zatopiona-stacja-powisle-czyli-palec-bozy-zasypac-metro-policzyc-straty-na-pewno-mniejsze-na-tym-etapie-od-kosztow-jego-budowy-i-zapomniec