Zaiste dziwny nagle zwrot poglądów zapanował u publicystów z prawej strony intelektualnego fermentu

Fot. PAP / Radek Pietruszka
Fot. PAP / Radek Pietruszka

Gdy w 1974 roku w Helsinkach zaczynała się słynna Konferencja Bezpieczeństwa i Współpracy, Stefan Kiesielewski, sławny „Kisiel” napisał dla amerykańskiego „Foreign Policy” esej, krytykujący całą zachodnią politykę „odprężenia” w stosunku do bloku sowieckiego. Trafnie wnioskował, iż służy ona tylko Sowietom do podtrzymywania ich bankrutującego systemu. W swych dziennikach, sławny felietonista przewidywał, że Ameryka nic nie zyska, a zniewolone narody będą jeszcze bardziej zniewolone, bo wolny Zachód przestanie się nimi przejmować w imię „pokoju” i dobrych relacji z komunistycznymi władcami. Podawał przy tym przykład „Wolnej Europy”, która nagle przestała być dostarczycielem zakazanych informacji dla Polaków.

[...] I ten przygłupi prezydent Ford, który cieszy się, że Konferencja Współpracy taka jest bycza. Cóż to za przenajciężsi idioci! [...]

- notował z goryczą i przerażeniem pod datą 14 czerwca 1975 roku. Piętnaście lat później, słynny więzień sowieckiego systemu, Włodzimierz Bukowski dostał się przedziwnym zrządzeniem losu do kremlowskich, tajnych archiwów PolitBiura i czytał, jak całą operację „odprężenia napięcia międzynarodowego” z helsińską konferencją na czele przygotowała KGB pod wodzą Andropowa, a wierchuszka komunistów nakazała realizować ku chwale marksizmu-leninizmu. W swej książce „Moskiewski proces”, Bukowski ujawnił owe dokumenty, w których czarno na białym stało, jak starcy z PolitBiura wręcz naigrawają się z głupoty zachodnich przywódców, łykających ich kłamstwa o pokoju, odprężeniu, wymianie handlowej, prawach człowieka itd., podczas gdy zależało im tylko na dolarach i niemieckich markach, by mogli jeszcze bardziej się zbroić i zniewalać podbite narody.

Cała ta polityka „detente”, jak ją określano na Zachodzie, dekady lat siedemdziesiątych przynosiła korzyści tylko zbrodniczemu systemowi, który dodatkowo mógł bezkarnie zarażać swoim jadem wolne społeczeństwa, podczas gdy Zachód wstrzymywał mizerną pomoc dla opozycyjnych intelektualistów na Wschodzie. Wręcz nawet o nich zapomniał, gdy KGB wsadzała do kazamatów i psychuszek „helsinkowców”, ludzi, którzy uwierzyli, że komuniści będą przestrzegać postanowień podpisanych w Helsinkach. Breżniew podpisał a Andropow przykręcił śrubę tak, że pisk nawet na Zachód nie dotarł.

Przypominam to wszystko dziś, gdy słyszę głosy gloryfikujące swoistą „politykę pojednania” katolików z prawosławnymi, którą nagle rozpoczęli realizować nasi biskupi. Jakoś nie mam przekonania, że hierarchia moskiewskiej cerkwi sama wpadła na pomysł wybaczenia i pojednania z polskimi katolikami. Raczej bardziej jestem skłonny stwierdzić, iż to dobrze przygotowana operacja KaGieBowskiej władzy, znów rządzącej z Kremla rosyjskim imperium, zważywszy przy tym na zblatowanie moskiewskiej cerkwi z władzą. Tą i przeszłą. Nie sądzę byśmy, jako polscy katolicy cokolwiek zyskali na tym nagłym „przypływie” miłości, za to pewien jestem, że profity będą płynąć raczej z Rzymu do Bizancjum. Tym bardziej, że chrześcijańskie „pojednanie i wybaczenie”, jako żywo przypomina, wspomniane wyżej, świeckie, zimnowojenne „odprężenie”. Ze zgrozą wręcz czytam Tomasza Terlikowskiego, piszącego o wspólnej deklaracji obu kościołów, iż to początek wspólnej walki z cywilizacją śmierci nastającą na nas z Zachodu.

Rzeczywiście. Najpierw starsi koledzy Putina z KGB zarażali przy pomocy przekupnych, głupich, zachodnich intelektualistów zachodnie społeczeństwa, że wolność to prawo zabijania nienarodzonych ludzi, to prawo do bycia wolnym od religijnych zabobonów, krępujących człowieczy umysł, a teraz ich młodszy koleżka Putin nakazuje swojemu prawosławnemu kumplowi z cerkwi pojednanie religijne z polskimi biskupami by razem walczyć z diabłem, którego sam wysłał do boju. Terlikowski cieszy się, że Deklaracja taka jest bycza. Cóż to za przenajciężsi idioci! - mógłbym sparafrazować wpis z „Dziennika” Kisiela. Za to mając w pamięci lekcje najnowszej historii z książek Bukowskiego, domyślam się, że teraz moskiewska cerkiew tak będzie się jednać się z katolikami w Rosji, że ci nawet nie zdążą pisnąć, kiedy w ich kościołach w imię chrześcijańskiej jedności będą obchodzić Święto Przemienienia Pańskiego.

Z kolei Rafał Ziemkiewicz nagle roztkliwia się nad kulturą Rosjan, wypoczywających na wakacjach, że tacy intelektualiści i religijni, boć to każdy z nich siedzi z nosem w książce a na piersi dynda złoty krzyżyk. Prawosławny. Dla kontrastu „Zgred” maluje obraz Polactwa wszędzie się pleniącego w kurortach ze swoimi przekleństwami, żłopiąc każdy alkohol jaki podają i rechocząc na cały hotel, gdy barmana nauczą mówić „kurwa”. Tak się po chrześcijańsku jedna z prawosławiem, że zapomina o tych oczytanych w zachodnich książkach i z prawosławnym krzyżem wiszącym na piersi, okrytych mundurem oficera carskiej armii, wydających rozkaz swym prawosławnym żołnierzom do Rzezi Pragi. Nagle nie istnieją dla niego modlący się w cerkwiach, generałowie, a jakże, oczytani zachodnimi intelektualistami, więc szczujący chłopów na szlachciców, Polaków-katolików, którzy tak się przypadkowo składa podnieśli swą zbrodniczą rękę na cara i nazwali to jakimś Powstaniem Styczniowym.

A dobry, prawosławny car, modli się żarliwie i chłopstwu wieszającemu szlachtę, ziemie na własność nadaje, kończąc raz na zawsze z pańszczyzną. Ot, jaka cywilizacja! Rafale przypomnij mi, jakiś list, memoriał, cokolwiek na piśmie, co hierarchia moskiewskiej cerkwi wystosowała do cara, a w czym prosi, błaga przekonuje, by miał wzgląd na los braci katolików w Królestwie Polskim i by mniej ich tam ciemiężył. Wiesz, ja jestem z tego pleniącego się wszędzie Polactwa, które zaraz po odzyskaniu swego państwa, nie będąc oczytane dokonało niebywałej profanacji religijnej, burząc Sobór św. Aleksandra Newskiego, „podarowany” nam przez prawosławnego władcę, a górujący nad Warszawą na dzisiejszym placu Piłsudskiego, a wówczas Saskim. Modlę się przy tym żarliwie, byś nigdy nie stanął plecami do wypoczętej i oczytanej na wczasach piersi ze złotym, prawosławnym krzyżykiem, bądź jeszcze gotowana ona wystrzelić Tobie w potylicę. Po czym, by bardziej jeszcze się zintelektualizować, zatopi się w czytanie dzieł wszystkich Ziemkiewicza, wcześniej zapalając świeczkę w soborze albo monastyrze.

Całe rzesze publicystów, niewstydzących się swej wiary jęły nagle troszczyć się o moskiewską cerkiew sprofanowaną przez tamtejsze dziewczyny, mające dość KaGieBowskiej władzy na Kremlu i nieco bardziej frywolnie się zachowujące niźli sugerują religijne nakazy. Zapewne tuż przed wybuchem I wojny światowej też by się troszczyli o nienaruszalną świętość soboru z placu Saskiego, gdyby kilka warszawskich szansonistek wpadło do niego i tańcząc kankana śpiewało „Bogurodzico przepędź z Polski Moskali!”. Przekonywaliby w prasie, że odosobnienie w kazamatach warszawskiej Cytadeli będzie im pomocne w odkupieniu grzechów.

Zaiste dziwny nagle zwrot poglądów zapanował u publicystów z prawej strony intelektualnego fermentu. Zaiste, dziwnie nagle! Jak nic przypomina to prasę PRL-u za czasów Gierka, która jak tylko Nixon dogadał się co do „odprężenia” z Breżniewem przestała krzyczeć o zbrodniach Amerykanów w Wietnamie i w ogóle milczała o „imperialistycznej”, „zbrodniczej” polityce Zachodu. Stefan Kisielewski w swych „Dziennikach” opisuje przypadek pewnego reżimowego dziennikarza, który nie spostrzegłszy się w porę o zmianie przez partię etapu socjalistycznego rozwoju w stosunkach międzynarodowych, jął wypisywać na Amerykanów. Cenzura puściła, ale dziennikarza z roboty wywalili. Ci zaś co odpowiednio wcześniej przystosowali swoje artykuły do „odprężenia”, pozapominali jakie pełne jadu na kowbojów teksty oddawali do redakcji ledwie wczoraj. Nie wiem, czy jakiegoś dziennikarza wywalili, a raczej przestali publikować bo się w lot nie zorientował na nowy etap stosunków Rzymu z Bizancjum, za to pewien „Zgred” zapomniał, jak to przekonywał ledwie wczoraj, że cywilizacja łacińska to zupełnie co innego niż ta co wywodzi się z Konstantynopola, więc o żadnej wspólnocie nie może być mowy.

W tej zgodzie publicystów nikt z nich nie zwrócił uwagi na pewną dziwną koincydencję dat. Otóż ogłoszenie wyroku na dziewczynach, które dokazywały w cerkwi zbiegło się z jednym z najważniejszych świąt prawosławnych – Świętem Przemienienia Pańskiego. A jego uroczystości, o dziwo, głowa moskiewskiego prawosławia odprawiała po raz pierwszy w historii w Polsce. Jakże dziwna koincydencja – nieprawdaż? Co z niej wynika, publicyści pojednania nie są już wstanie zinterpretować. Mi zaś się przypomina, sytuacje gdy przywódcy RFN i USA nagle mieli jakieś obiekcje co do zbyt szybkiego tępa „odprężania”. Wtedy nagle u jednego prasa wykryła szpiega STASI, a drugi miał kłopoty z taśmami Watergate. Ale to była przypadkowa koincydencja.

Polityka „odprężenia” skończyła się, po tym, jak rozzuchwaleni starcy z PolitBiura, myśląc, że napięcie międzynarodowe tak się odprężyło, że nie da się go już przywrócić do pozycji sprężynującej, pomogli czołgami zwalczać fundamentalizm religijny w Afganistanie. A że walka była zażarta to nawet pozwolili żołnierzom swoim modlić się w soborach. Niestety, okazało się, że aż na takie odprężenie Zachód nie był przygotowany i z przerażeniem Andropow donosił za swoimi kagiebowskimi informatorami z Zachodu, że napięcie międzynarodowe zaczęło sprężynować z niespotykaną dotąd siłą, za co winę oczywiście ponoszą Reagan i Thatcher. Nie jestem w stanie jednak przewidzieć, jaki Afganistan zgotuje katolikom pojednanie z prawosławiem, ale wiem że zgotuje. „[...] Idioci! […]Cóż to za przenajciężsi idioci![...]” - krzyknąć czas „Kisielem”.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.