Jakżeż wzruszająca jest troska salonu III RP o Kościół katolicki! Jakżeż nasi celebryci dbają o jego demokratyzację, otwartość i refleksyjność! Jakżeż oburza ich każdy przejaw nietolerancji czy braku zrozumienia z jakim spotykają się księża czy zakonnicy w instytucji, której służbę wybrali. Jakżeż ujmująca była reakcja salonów na męczeństwo ks. Adama Bonieckiego, któremu – o zgrozo! – przełożeni zakazali czasowo wypowiadać się publicznie na określone tematy. Redaktor Wojciech Maziarski wezwał polskich sędziów, aby zrobili wreszcie z Kościołem porządek, a sama Krystyna Janda, ogłosiła, że z niego występuje. Wprawdzie nigdy do niego nie należała, a więc można było uznać to za subtelny żart kabaretowej artystki (specjalność – tragedia smoleńska), ale biorąc pod uwagę jej wyrafinowanie, należałoby traktować owo wystąpienie nie tylko najbardziej serio, ale wręcz jako syntezę stosunku jej i jej podobnych do katolicyzmu.
Ostatnio „Wprostweek” przejął się strasznym losem skazanych na celibat duchownych. Temat ten wraca dość regularnie, zwłaszcza w sezonie ogórkowym, co nie znaczy, że nie traktowany jest śmiertelnie poważnie przez główne media III RP. W tej właśnie sprawie najpełniej przecież odbija się wstecznictwo i hipokryzja Kościoła, który zakazuje duchownym sprawy najważniejszej jaką dla postępowców jest seks. Dziw bierze, że redaktor Maziarski nie zaskarżył Kościoła do Trybunału Praw Człowieka, bo przecież wiadomo, że seks jest nie tylko prawem człowieka, ale i prawem kardynalnym.
Głębię obłudy Kościoła rozpoznać można kiedy okaże się, że nie wszyscy jego służebnicy do zakazu owego się stosują. Zawsze wówczas „Wprostweek” przytoczy kilka statystyk, których wprawdzie sporządzić nie sposób, ale dla redaktorów to furda. Feministki szokują liczbą nielegalnych aborcji, która jest wyższa niż w krajach, gdzie są prawnie dozwolone (swoją drogą dla wielbicielek aborcji powinno to być argumentem na rzecz utrzymania jej zakazu), a przeciwnicy kary śmierci przytaczają liczbę pomyłek sądów amerykańskich ją orzekających, która okazuje się być wyższa niż liczba wyroków śmierci.
No, dobra – mógłby zapytać zatroskanych losem duchownych prostaczek – a co wam do tego? Nikt nikogo nie zmusza do przywdziewania habitu. Nowicjat trwa wystarczająco długo, aby dokonać wyboru. Ostatecznie, każdy w każdym momencie może zrezygnować z roli duchownego. Czemu zajmujecie się wewnętrznymi porządkami w instytucji, do której nie tylko nie należycie, ale wrogość wobec której jest jedną z waszych racji bytu? No, ale to byłoby pytanie prostaczka.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/138192-bronislaw-wildstein-dla-wpolitycepl-troska-o-nie-swoj-kosciol-a-co-wam-do-tego