tekst za www.idziemy.pl
Wizyta patriarchy Cyryla w Polsce wzbudziła wiele skrajnych emocji, zanim jeszcze do niej doszło. Od wielkiego entuzjazmu, żeby nie powiedzieć czołobitności, po stronie obecnych polskich władz, aż po wyraźny sceptycyzm części prawicowej opozycji.
Wreszcie od początkowego zachwytu w "Gazecie Wyborczej" ideą polsko-rosyjskiego pojednania, aż po jawne wypominanie gościowi z Moskwy na łamach tej samej Gazety rozmaitych „skandali” i zachętę skierowaną przez Katarzynę Wiśniewską w minioną sobotę do polskich feministek, aby odśpiewały mu „diabelską piosenkę” w ramach poparcia dla zespołu Pussy Riot, którego członkinie są sądzone za urządzenie w cerkwi antyputinowskiego happeningu. Swoją drogą ciekaw jestem co napisałaby "Gazeta Wyborcza", gdyby któregoś pięknego dnia np. Jan Pospieszalski w warszawskim kościele Najświętszego Zbawiciela odśpiewał utwór: „Bogurodzico, przegoń Komorowskiego”? A na dokładkę proboszcz przyglądałby się temu biernie i nie przegoniłby artysty ze świątyni…
Źródłem skrajnych nastrojów w podejściu do wizyty Cyryla jest niezrozumienie jej znaczenia i sensu wspólnego apelu o pojednanie między narodami polskim i rosyjskim, który ma być jej centralnym wydarzeniem. Tak więc władze państwowe czy to z powodu serwilizmu wobec Rosji, czy z chęci zdyskontowania tej wizyty, jak wielu innych, dla kreowania swojego wizerunku, angażują się w nią niewspółmiernie do jej rangi. Nie pamiętam aby podobne zaangażowanie towarzyszyło wizycie w Polsce choćby najważniejszego w prawosławiu patriarchy Konstantynopola – Bartłomieja I, nie mówiąc już o wizytach szefów episkopatów Niemiec, Francji czy USA. Dlatego i w tym przypadku potrzeba zdrowego umiaru. Nie obojętności, ale życzliwego umiaru, aby przez zbytnie upaństwowienie i upolitycznienie tej wizyty nie zniszczyć jej owoców.
Patriarcha Cyryl nie jest ani prawosławnym papieżem, ani – mimo specyficznych w tamtejszym prawosławiu relacji państwo-Kościół – nie jest oficjalnym przedstawicielem Rosji i jej prezydenta Putina. Jest głową tamtejszego prawosławia jako większościowego w Rosji wyznania. Działa w diametralnie innych warunkach niż hierarchia katolicka w Polsce i na świecie. Nie chodzi wyłącznie o różnice miedzy demokracją zachodnią i putinowską, ale również o rzeczywistość wewnątrzkościelną. O ile u nas niektóre środowiska zarzucają Kościołowi ambicję wpływania na politykę, o tyle w prawosławiu niezależnie od aktualnej proweniencji władzy świeckiej, jej wpływ na cerkiew jest wpisany w tamtejszą teologię i liturgię. Tak jest od czasów św. Bazylego, kiedy cesarz był chrześcijańskim władcą. Dlatego choćby współpraca niektórych duchownych z komunistycznymi służbami specjalnymi nie był dla prawosławnych takim problemem jak dla katolików. Ten kontekst pozawala zrozumieć dlaczego abp Józef Michalik stwierdził niedawno, że podpisanie wspólnego apelu mniej kosztuje jego niż patriarchę Cyryla. Kościół katolicki w Polsce ma zwyczajnie więcej samodzielności.
Zapewne ten „mniejszy koszt” związany jest również z mocnym wpisaniem postawy przebaczenia w polską kulturę i duchowość. Niedawno wpadła mi w ręce antologia tekstów w opracowaniu o. Jacka Salija „Miłujcie nieprzyjacioły wasze; miłość nieprzyjaciół w Polsce”. Czegóż tam nie ma! Począwszy od tekstów bł. Wincentego Kadłubka i Jana Długosza, przez twórczość naszych wieszczów narodowych, przyjmujący testament więzionego przez ponad 40 lat w carskiej twierdzy Waleriana Łukasińskiego, świadectwa zesłańców na Syberię, aż po głośny list biskupów polskich do niemieckich z roku 1965. Wynika z tego, że zdolność do przebaczenia tkwi w naszej narodowej i chrześcijańskiej naturze. Zresztą takie spostrzeżenie wyraziła pewna hiszpańska dziennikarska relacjonująca w 2001 roku poświecenie bazyliki w Łagiewnikach i zawierzenie przez Jana Pawła II całego świata Bożemu Miłosierdziu. – Kiedy poznałam waszą historię, zrozumiałam dlaczego to wasz kraj Bóg wybrał na miejsce ogłoszenia orędzia Miłosierdzia, bo wy chyba jak żaden inny naród potraficie przebaczać swoim winowajcom – mówiła zaraz po zakończonej liturgii.
Problem naszego pojednania z Rosjanami jest bardziej skomplikowany niż z jakimkolwiek innym narodem. Być może również dlatego, że na nieproporcjonalny rachunek wzajemnych krzywd nakłada się po stronie rosyjskiej jeszcze coś, co o. Salij nazywa „nienawiścią krzywdziciela do swojej ofiary”? Coś takiego zdarza się gdy gwałciciel oskarża ofiarę, że go sprowokowała. Wielu Rosjan zwyczajnie nie rozumie o co Polacy mają do nich żal. Rola patriarchy Cyryla aby przekonać Rosjan do uznania swoich win wobec Polaków jest więc arcytrudna. Ale i u nas nie będzie łatwo, bo poczucie krzywdy zaślepia. Jednak ten długi proces trzeba kiedyś rozpocząć właśnie na płaszczyźnie wspólnej wiary w Chrystusa. Wzywanie do pojednania z Bogiem, między ludźmi i narodami należy bowiem do głównych zadań obydwu Kościołów. Chrześcijanie nie mogą nie głosić i pojednania i do niego nie dążyć, bo sprzeniewierzyliby się Ewangelii i swojej codziennej modlitwie: „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. A że w tym przypadku jest to sprawa wyjątkowo delikatna i trudna, żadne słowa w rodzaju „przebaczamy i prosimy o przebaczenie” we wspólnym apelu jeszcze nie padną.
Niemniej pierwsza wizyta Patriarchy Rosji i całej Rosji w Polsce jest wydarzeniem bardzo ważnym dla Polski, Rosji i dla Europy. Nawet jeśli praca na rzecz budzenia sumień i przygotowania do pojednania między narodami jest jeszcze długa i mozolna, to samo podpisanie wspólnego z katolikami w Polsce apelu o pojednanie otwiera drogę do wspólnego występowania w sprawach dla obydwu narodów i dla Europy najważniejszych. Chodzi o obronę samych fundamentów naszej cywilizacji, które mają przecież charakter chrześcijański. W tej kwestii stanowisko katolików prawosławnych jest przecież jednobrzmiące. I być może tego właśnie współdziałania Kościołów najbardziej boją się środowiska liberalne i masońskie, którym marzy się Europa wypłukana z chrześcijaństwa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/138057-ks-henryk-zielinski-o-wizycie-patriarchy-cyryla-zostawcie-to-kosciolowi