Bić się czy nie bić? Minęło ponad pół wieku, a historycy i politycy toczą nad sensem Powstania Warszawskiego nieprzerwany spór

fot. PAP/M. Kulczyński
fot. PAP/M. Kulczyński

68. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego skłania do refleksji nie tylko nad zawartym w tytule felietonu pytaniem, ale również nad dyskutowaną od pewnego czasu tzw. polityką historyczną, za którą odpowiedzialne jest państwo.

Jeśli szukać porównań owej polityki historycznej w II i III Rzeczpospolitej, to można odnieść wrażenie, że niemal  nie ma żadnych analogii, mamy natomiast przepaść różnic.

Przykład Powstania Styczniowego

Gdy w roku 1918 rodziła się II Rzeczpospolita, w ciągle jeszcze świeżej pamięci Polaków była trauma po straszliwej klęsce Powstania Styczniowego i późniejszych, związanych z tym zdarzeniem konsekwencjach. Władze Niepodległej, a szczególnie Naczelnik Państwa Józef Piłsudski, który jak wiemy nie miał dylematu: bić się, czy nie bić – nie włączyli się w toczący się również wówczas dyskurs nad sensem powstania, tylko w sposób jednoznaczny oddali hołd bohaterom tego powstania, a w stosunku do dożywających swoich dni kombatantów, stworzono specjalny program pomocy i opieki ze strony państwa.

Wyrazem szacunku, ale także symbolicznym podkreśleniem, że walka o niepodległość ma zawsze sens, był rozkaz nakazujący każdemu oficerowi, nie wyłączając generałów, że w przypadku spotkania kombatanta styczniowego, ma obowiązek salutowania jako pierwszy. Warto dodać, że w każdą rocznicę wybuchu powstania odbywało się w Belwederze spotkanie z coraz mniej licznymi kombatantami (68 lat po wybuchu powstania, czyli w roku 1931, było ich już tylko 365), a ze strony państwa brali w nich udział najwyżsi przedstawiciele władz II RP. W taki m.in. sposób realizowano politykę historyczną i na takich wzorcach wychowało się pokolenie „rzucone na szaniec” Powstania Warszawskiego.

To, że każda klęska rodzić musi zawsze pytanie: czy było warto? – jest zrozumiałe. To, dlaczego komuniści nienawidzili tego powstania – również wiemy. Jednak dlaczego III Rzeczpospolita zachowała się i nadal zachowuje (z wyjątkiem chlubnego wyjątku podjętej z determinacją przez śp. Lecha Kaczyńskiego decyzji zbudowania muzeum Powstania Warszawskiego) w sposób daleko odbiegający od standardów II RP – może tylko oburzać.

Porównując obydwa powstania, a zwłaszcza szanse odniesienia zwycięstwa, trzeba jasno powiedzieć – i w tej sprawie historycy się nie spierają – że Powstanie Styczniowe od samego początku nie miało żadnych szans na sukces militarny. Zdawali zresztą sobie z tego sprawę kolejni przywódcy, a ostatni dyktator Romuald Traugutt nie miał pod tym względem najmniejszych złudzeń.

Mogli liczyć na sukces

Inaczej było jednak z przywódcami Komendy Głównej AK, którzy pojęli decyzję o godzinie „W”. Warto przypomnieć, że 10 dni przed wybuchem powstania był zamach na Adolfa Hitlera, drugi front we Francji trwał już dwa miesiące i nabierał impetu (1 sierpnia wyzwolono Orlean), Włochy wycofały się z wojny, 23 lipca sowieci pognali Niemców z Lublina – dla wszystkich było jasne, że III Rzesza jest skazana na nieuchronną klęskę.

W świadomości i pamięci oficerów Komendy Głównej AK był (bo musiał być) listopad 1918 r., kiedy żołnierzy Wehrmachtu rozbrajali warszawscy cywile. Sytuacja militarna Niemiec w listopadzie roku 1918 była daleko lepsza niż w sierpniu 1944, a jednak wtedy się poddali. Niełatwo było przypuszczać, że dalej będą walczyć z taką furią i determinacją i wojna będzie jeszcze trwała prawie rok. No i rzecz najważniejsza: po 5 latach upokorzeń Polacy mający największą i najlepiej zorganizowaną armię podziemną nie mogli i nie chcieli stać z bronią u nogi.

Czy było warto?

Powstanie trwało 63 dni i zakończyło się klęską. W czasie jego trwania – 25 sierpnia – wyzwolona została stolica Francji, co zapewne przedłużyło walki i nadzieję. Ale sowieci zatrzymali się na Wiśle i co więcej – utrudniali skromną pomoc lotniczą ze strony naszych zachodnich aliantów.

Zostaliśmy sami (nie pierwszy raz) i zapłaciliśmy straszną cenę krwi, a Warszawa stała się jedną wielką ruiną. Czy zatem było warto? Czy decyzja o wybuchu powstania była szaleństwem, czy też tkwił w niej jakiś imperatyw kategoryczny?

Minęło już dobrze ponad pół wieku, historycy i politycy toczą nad sensem powstania nieprzerwany spór, a moim zdaniem najwięcej w tym sporze powinni mieć do powiedzenia (i ich trzeba wysłuchać) ci, którzy zapłacili największą cenę – żołnierze, którzy 1 sierpnia podjęli walkę, i którzy przeżyli. W czasie walk ginęli ich przyjaciele, narzeczone, sami w PRL nierzadko trafiali do ubeckich kazamatów. Po roku 1956 niektórzy z opóźnieniem kończyli studia, czasami w swoim zawodzie osiągali światowe sukcesy – w nauce, kulturze… Dzisiaj w większości już leżą na cmentarzach.

A na nagrobkach jakże często – obok imienia i nazwiska – figuruje, zgodnie z wyrażonym przed śmiercią życzeniem, skromny napis: „Żołnierz Powstania Warszawskiego”.

Andrzej Gelberg

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych