"Świat sztuk wizualnych jest straszliwie zideologizowany, wszak artyści to awangarda postępu"

fot. Wystawa "Nowa sztuka narodowa" / PAP
fot. Wystawa "Nowa sztuka narodowa" / PAP

Sztuka współczesna jest przeważnie wehikułem lewicowej i lewackiej ideologii. Ten przekaz ideologiczny przez większość artystów, kuratorów, teoretyków w świecie sztuki jest traktowany jak sztuka właśnie w czystej postaci.

Tylko sztuka, która jest zaangażowana w zmianę porządku społecznego, sztuka która walczy z „przemocą” patriarchalnej religijnej kultury, sztuka która walczy z „faszyzmem”, sztuka która zajmuje się dekonstrukcją narodowej tradycji jest wartościowa. Nie trzeba dodawać, że za tą „niewinnością” sztuki, bo kiedy jest to wygodne ideolodzy udają „niewinnych” artystów, kryje się antynarodowa polityka i antykapitalistyczne obsesje. Jeśli rozumiesz taką postępową nowoczesną awangardową sztukę jesteś cool, jeśli nie to obciach, moher, etc.

Świat sztuk wizualnych jest straszliwie zideologizowany, wszak artyści to awangarda postępu. Ale cały ten mechanizm nie wiele ma wspólnego ze sztuką a wiele z swoistym terrorem światopoglądowym połączonym z mechanizmem rozdawnictwa prestiżu. Jeśli rozumiesz „głębie” sztuki Doroty Nieznalskiej czy Katarzyny Kozyry, to jesteś pasowany na osobnika z lepszego świata. Jeśli nie, to nie dorosłeś, aby zostać wtajemniczony w to co trendy, ale trendy wyższej jakości, bo podejrzewam, że w obrębie tego „trendy” jest podział na to co wysokie i niskie. Niskie będą dowcipy Wojewódzkiego,  wysokie to „sztuka” Doroty Nieznalskiej czy Artura Żmijewskiego właśnie. Cały ten mechanizm promocji „właściwej” sztuki zaczyna być postrzegany jako coś obcego sztuce. Dowodzi to, że jest w świecie sztuki wielu krytyków odpornych na ideologiczne zaczadzenie i środowiskowy terror. Z dużą przyjemnością przeczytałem lipcowe wydanie magazynu o sztuce „Arteon” a w nim dwa teksty „Sztuka i propaganda” redaktora naczelnego tego pisma Piotra Bernatowicza i „MaMona Liza” malarza i krytyka sztuki Andrzeja Biernackiego. Piotr Bernatowicz nawiązując do antykapitalistycznych obsesji lewackiej sztuki zauważa że

Kapitalizm bowiem sam z siebie nie jest żadnym demonem, a jego zaciekła krytyka przypomina kopanie ze złością krzesła, o które potykamy się w ciemnym pokoju. Wystarczy zapalić światło, czyli wprowadzić i respektować wartości, etykę. Socjalizm tymczasem proponuje usunięcie niepokornego mebla. Ciemności powinny jednak pozostać. Odtąd wybrana grupa będzie decydować, o co się będziemy w owym pokoju potykać odpowiednio podsycając tylko naszą nienawiść. Dlatego właśnie na każdej większej wystawie sztuki współczesnej nie może zabraknąć odwołania do Holocaustu, jako skutku nazizmu i nacjonalizmu, który przedstawia się jako zwieńczenie myśli prawicowej i konserwatywnej (choć przecież nazizm więcej miał wspólnego z socjalizmem, niż myślą konserwatywną). O tym, że skutki socjalizmu i komunizmu były i są o wiele straszliwsze z takich wystaw się jednak nie dowiemy.

Miło takie słowa znaleźć w piśmie zajmującym się sztuką, bo brzmią w nim bardzo świeżo, choć są dla wykształconego człowieka oczywiste. W dalszym ciągu swojego wywodu Bernatowicz ujawnia mechanizm, który twórców głośnej wystawy w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, którą można oglądać w dniach od 2 czerwca do 19 sierpnia   p.t. "Nowa Sztuka Narodowa. Realizm narodowo-patriotyczny w Polsce XXI wieku" upodabnia  mentalnie do komisarzy wystawy sztuki zdegenerowanej w nazistowskich Niemczech.

Związek sztuki i myślenia lewicowego wydaje się zatem tako oczywisty, że niemalże naturalny. Jak w takim razie rozumieć wystawę zorganizowaną w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, która zdaje się prezentować sztukę wyrażającej treści narodowe? Dobór prac na wystawę i sposób ich zestawienia komentarz przywodzi na myśl – zachowując wszystkie różnice - niemieckie wystawy sztuki zdegenerowanej. Niemieccy naziści zgromadzili sztukę awangardy w taki sposób, by pokazać jak jest ona bzdurna i godna wyśmiania. Mam wrażenie, że dziwaczne połączenie monumentalnych dłoni Chrystusa ze Świebodzina z projektem pomnika katastrofy smoleńskiej i okładkami brukowców opowiadających o cudzie eucharystycznym też zostało pokazane nie po to, by dostarczyć wiedzy i doznań estetycznych, ale wykreować obraz obciachowego katolika-narodowca i utwierdzić bywalca muzeum, że prawdziwa sztuka musi być lewicowa.
Sztuka tymczasem nie jest ani lewicowa, ani prawicowa. Jest czymś trudnym, w przeciwieństwie do łatwej propagandy.

Święta prawda chciałoby się rzecz. Ale ci którzy pracują w przemyśle rozdawnictwa prestiżu nie szanują sztuki. Uprawiają propagandę. Felieton Andrzeja Biernackiego stanowi dobre uzupełnienie tekstu Piotra Bernatowicza, ponieważ pokazuje mechanizmy finansowania tego świata. Dlaczego przywołuje te dwa artykuły z  „Arteonu”? Coraz wyraźniejsze jest dla dużej części ludzi sztuki to, że mechanizmy promocji pewnych zjawisk mają charakter ideologiczny, ze sztuką nie mający wiele wspólnego.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.