To już jest święta sprawa. Sprawa, z której nie ma wyjścia pośredniego. Wygrają albo oni, albo my

Na początek kilka fragmentów z wywiadu z panią Dorotą Skrzypek, wdową po śp. prezesie Narodowego Banku Polskiego Sławomirze Skrzypku, który  miałem zaszczyt przeprowadzić wraz z bratem Michałem (wywiad w najnowszym numerze tygodnika "Uważam Rze"). Dorota Skrzypek mówi:

Często wracam myślami do tamtego dnia. I uderza mnie jedno: nikt z nas nie myślał wtedy, że najgorsze dopiero przed nami, że przemysł pogardy wobec tych, którzy tam zginęli, nie tylko nie zniknie, ale ulegnie dalszemu zwyrodnieniu, nie uszanuje żadnej świętości.

Byłam i jestem wstrząśnięta tym co stało się po 10 kwietnia 2010 roku w przestrzeni publicznej. Jak wiele granic zostało przekroczonych, granic, których do tej pory nikt nie naruszał. Zupełnie jak w czasie wojny, kiedy człowiek przestaje być człowiekiem, jakby wyłączono normalne ludzkie odruchy. Miałam wrażenie, że w wielu ludziach obudziła się jakaś bestia. Zaczęto bezcześcić pamięć umarłych z których wulgarnie żartowano. Deptano po wrażliwości, po bólu rodzin. Jest w tym coś szatańskiego, bo nie da się przecież wytłumaczyć uczynienia z 96 ofiar takiej tragedii przedmiotu pogardy, szyderstw, kpin. To nieludzkie, to nienormalne.

Ofiary stały się w perspektywie całego przemysłu pogardy winnymi tego, że zakłóciły spokój żyjących.

Odrzucili wszystko co tworzy naszą wrażliwość, cywilizację. Puściły wszelkie hamulce, wszystko wolno. Weźmy ostatnie festiwal w Opolu i żarty autorstwa pani Krystyny Jandy. Wielka aktorka, reżyserka, przedstawicielka elity nie rozumie, że taniec na grobach, na uczuciach rodzin nie jest śmieszny, że wystawia jej ponure świadectwo. Zabolało mnie to szczególnie.

To było inspirowane przez władzę.

Dziś nie mam żadnych złudzeń, że w sprawie katastrofy smoleńskiej, w sprawie śmierci mojego męża w najmniejszym stopniu nie mogę liczyć na pomoc i opiekę obecnej władzy. W najmniejszym stopniu. Chcę wierzyć, że kiedyś rząd Rzeczypospolitej Polskiej stanie za mną, za innymi rodzinami i zrobi wszystko by wyjaśnić śmierć naszych bliskich i godnie ich upamiętnić.

Nie, ten rząd tego nie zrobi. To już wiemy na pewno. Ale oni też to wiedzą. I prawdę mówiąc w pewien sposób im nawet współczuję, to musi być straszne uczucie – wiedzieć, że przejdzie się do historii jako ekipa, która tak bardzo zawiodła. Niezależnie od tego ile w końcu kilometrów autostrad położą, ile boisk wybudują i tak będą pamiętani jako ludzie, którzy nie upomnieli się w takiej tragicznej chwili o polską rację stanu, pozwolili opluwać i deptać pamięć urzędującego prezydenta i najwyższych funkcjonariuszy państwowych, oficerów, kombatantów. Nie upomnieli się o elitę, która zginęła w smoleńskim błocie. Pozwolili tak cierpieć ich bliskim. Jestem pewna, że bardzo źle śpią.

Tak, nikt chyba tego lepiej nie ujął. Po 10 kwietnia puściły wszystkie hamulce, nie tylko medialne, polityczne, ale także po prostu ludzkie, kulturowe.

Puściły z kilku przyczyn. Ze strachu przed Polakami, którzy znów zaczęli mówić, co myślą, i przestali się swoich poglądów wstydzić.

Z nienawiści do śp. prezydenta, który po swojej śmierci zatryumfował w sercach większości Polaków.

Także z powodu poczucia winy za przemysł pogardy. Nie przeprosili, wybrali ucieczkę do przodu.

Ale to, czego świadkami jesteśmy przez ostateni 27 miesięcy, ma także inną przyczynę: chęć odniesienia szybkiego, totalnego zwycięstwa nad obozem pamięci. Zwycięstwa o takiej skali, która uniemożliwi jego odrodzenie się w przewidywalnej przyszłości. Zwycięstwa, która raz na zawsze zamknie groźbę "recydywy".

I trzeba powiedzieć: to słuszna, choć wyjątkowo niegodna strategia z perspektywy obozu władzy. Bo oni podejrzewają to, co czują i wiedzą miliony Polaków po drugiej stronie: to już jest święta sprawa. Sprawa, z której nie ma wyjścia pośredniego. Wygrają albo oni, albo my. I rzeczywiście - będzie to zwycięstwo całkowite.

Paradoksalnie, im bardziej zapędzają się w pogoni za totalnym zwycięstwem, tym większą płacą cenę. Dziczeją, tracą instynkt, tracą szacunek do samych siebie. Mają tylko nagą przemoc, żadnych racji.

Komu mieli zrobić wodę z mózgu, już zrobili. Wszystkich nas na swoje podobieństwo nie przerobią. Polska to nie Rosja - tu wolność jest w genach, nawet jeżeli czasem przysypia. Dziś wolność rozgrywa się wokół Smoleńska. Wolność od kłamstwa, od narodowego poniżenia.

To także walka o przyszłość, o naszą prosperity. Polska tak upodlona nigdy nie będzie ani silna, ani bogata, ani szczęśliwa. Może być co najwyżej otumaniona niczym narkotyzujący się nastolatek.

Być może przed nami lata jeszcze większego szaleństwa. To nawet prawdopodobne. Z takiego upodlenia nie jest łatwo wyjść, trzeba wiele w sobie zmienić, a to zawsze boli. Dlatego perspektywa ucieczki w jeszcze większe bagno jest wyjściem oczywistym. Ale to przecież droga donikąd.

Mówią: no i co zrobicie, jak już poznacie prawdę? Wojnę wywołacie?

Nie trzeba wojny, by zaznaczyć zwycięstwo świętej sprawy. Wystarczy osądzić winnych (także winnych kłamstwa), i godnie uczcić tych, co zginęli.

W skrócie: zbudować Polskę, z której Oni byliby dumni.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.