Determinacja polskich władz, aby Polska znalazła się we wspólnym obszarze walutowym jest duża, o czym świadczy kontynuowanie procesu przygotowań praktycznych.
Wejście do strefy euro nie zależy jednak tylko od determinacji władz polskich, wiele zależy od zmian w samej strefie euro.
Z uwagi na niepewne perspektywy strefy euro nie ma sensu dyskutować obecnie o dacie przyjęcia euro. Kluczowy wydaje się rozwój sytuacji do końca tego roku.
- to pierwsze deklaracje nowo mianowanego pełnomocnika rządu ds. wprowadzenia euro Jacka Dominika.
Zarówno nazwa stanowiska, jak i kariera zawodowa wysokiego urzędnika Ministerstwa Finansów oraz jego pierwsze publiczne wypowiedzi w nowej roli nie pozostawiają złudzeń.
Pan Jacek Dominik jest święcie przekonany, że przystąpienie Polski do strefy euro jest niezwykle korzystne. I zapowiada stworzenie swoistego podręcznika przyjęcia wspólnej waluty jak tylko sytuacja w eurostrefie się ustabilizuje. Do końca roku ma powstać "podręcznik wprowadzenia euro w Polsce".
Nie dowiedzieliśmy się od pełnomocnika rządu ds. przyjęcia euro, czy polski rząd ma jakieś inne scenariusze na wypadek, gdyby jednak wydarzenia w strefie euro nie potoczyły się tak pomyślnie, jak mu się wydaje.
W sytuacji, w której strefa euro trzeszczy w posadach a europejskie elity polityczne oraz ekonomiści coraz głośniej rozważają jej rozpad i przygotowują się na każdy możliwy rozwój wypadków, deklaracja przedstawiciela polskiego rządu brzmi jak ponury żart.
Można to tłumaczyć na trzy sposoby. Po pierwsze, nowy pełnomocnik przejął się swoją rolą i jako gorliwy i sumienny urzędnik postanowił wziąć się poważnie do roboty, przedstawiając na początku swojej pracy cele, jakie zamierza osiągnąć. Po drugie, rząd Donalda Tuska postanowił wysłać kolejny sygnał do swoich europejskich patronów...pardon...partnerów, że bez względu na okoliczności weźmie na siebie ciężar solidarnej odpowiedzialności za losy wspólnej waluty. Po trzecie, ekipa Tuska, zdając sobie doskonale sprawę z tego, że przyszłość strefy euro stoi pod znakiem zapytania, składa puste obietnice bez pokrycia.
To, że polska gospodarka jako tako zniosła pierwszą falę kryzysu, polski rząd zawdzięcza konsumpcji Polaków (która się już kończy), strumieniowi unijnych funduszy (które przejadamy), zadłużaniu kolejnych pokoleń oraz temu, że nie jesteśmy w strefie euro.
Dlatego publiczne deklaracje poważnego urzędnika o "determinacji polskich władz" w sprawie wejścia do strefy euro (niezależnie od intencji) oraz coraz przychylniejsze komentarze ministra finansów Jacka Rostowskiego na temat unii bankowej każą postawić pytanie o to, czy nasz rząd nie stracił kontaktu z rzeczywistością.
Tak zupełnie na marginesie, zabawnie jest obserwować, jak pluszowe media wypuszczają w obieg hasło "Po Euro czas na euro", przekonując, że naszym kolejnym wielkim zadaniem jest przystąpienie do strefy euro. Bo jeśli pozostaniemy poza obszarem wspólnej waluty, skażemy się na gnicie w peryferiach. Po czym rząd przystępuje do ofensywy i ogłasza, że nie marzy o niczym innym, jak o zamianie złotówki na euro.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/136006-determinacja-polskich-wladz-jest-duza-wejscie-do-strefy-euro-nie-zalezy-jednak-tylko-od-determinacji-wladz-polskich