Najpierw Federalna Unia-Spółka posiądzie we władanie słabsze państwa, a potem tę Unię posiądą najsilniejsi gracze

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP /  EPA
Fot. PAP / EPA

Za nami kolejny szczyt ostatniej szansy, czyli kryzysowe posiedzenie Rady Europejskiej. Jak za każdym razem także i teraz wiele osób może poczuć się rozczarowanymi jego wynikami.

Gorączkowo poszukujących przełomu, którzy są dziś rozczarowani, należy pocieszy. Malkontentów mówiących, że znowu nie wydarzyło się nic ważnego można podtrzymać na duchu: to nie była nic nie znacząca Rada. Wprost przeciwnie, wydarzyło się na niej kilka ważnych spraw, na które trzeba zwrócić uwagę, nawet jeśli umykają one niewprawnemu oku uniwersalnych komentatorów (czyli takich, co się znają na wszystkim).

Polityka europejska, od pewnego czasu, wymaga naprawdę dużych zdolności analitycznych, by wyłapać początki ważnych procesów które właśnie uruchamiają się w Unii i właściwie je nazwać. Tym bardziej, że mają one dla Polski ważne konsekwencje.

Po pierwsze, Unia zaczyna się rozpruwać wedle cięć, które wprowadziła błędna koncepcja Paktu Fiskalnego; co ciekawe, jego zasady wyprzedzają jak widać sam Pakt, bo ten jeszcze nie wszedł w życie, a już w połowie obrad z sali zostali wyproszeni szefowie rządów państw spoza strefy euro (w tym Donald Tusk) i mogli spokojnie udać się do pubu, aby oglądać mecz, podczas gdy prawdziwy bój włosko-hiszpańsko-niemiecki dopiero się rozpoczynał. Polska znalazła się więc przy bocznym stole.

Przy czym nie wiadomo, czy uda się nam uniknąć znalezienia się w karcie dań, czym szczególnie straszył premier Tusk, gdyż nie wiadomo, jak będzie skutkować dla nas koncepcja zintegrowanego nadzoru bankowego; rozstrzygnie o tym dopiero przełożenie tej idei na praktyczne rozwiązania. Na razie wszystko wskazuje na to, że koncept ten pogłębia rozpad Unii na kilka kręgów, z Polską poza rdzeniem. Logiczną konsekwencją dotychczasowej polityki obecnego obozu rządzącego byłoby zapisanie nas do tej rodzącej się unii bankowej (do czego zachęcał Polskę Janusz Lewandowski), tyle że w tym przypadku Polska jest w szczególnej sytuacji - nadzór bankowy (czyli Komisja Nadzoru Finansowego) jest najważniejszym elementem polskiej suwerenności w sferze finansowej, bo nie jest nim sam sektor bankowy, w większości sprzedany za bezcen na początkowym etapie transformacji. Zatem, jeśli chodzi o Polskę, oddanie nadzoru pod wspólny zarząd EBC (w którym nas przecież nie ma) byłoby poważnym transferem suwerenności i oddaniem w obecne ręce sfery bankowej nie tylko w zakresie własności, ale i regulacji. Należy zrobić wszystko, by Tuska od takiej decyzji odwieść.

Po drugie, mamy do czynienia w Unii z powoli sączonym do głów pomysłem federalizacji Europy. Na tym polega istotna rola posiedzeń takich, jak ostatnia Rada Europejska i poprzedzających je medialnych wypowiedzi ważnych polityków. Chodzi o przyzwyczajenie opinii publicznej i siebie nawzajem do posługiwania się pojeciami, które jeszcze niedawno w ogóle nie wchodziły do standardowego języka debaty europejskiej. Jeszcze 10 lat temu każdego, kto by mówił, że Unia ma być federacją, uznanoby za wariata. Dziś oswajamy się z tym terminem (jesteśmy oswajani) a ci, którzy zawsze chcą uchodzić za najbardziej europejskich z Europejczyków nad Wisłą już starają się stanąć w awangardzie idei federacyjnej. Oczywiście federacja nie zrodzi się z dnia na dzień, tu chodzi raczej o wyznaczenie kierunku głównego nurtu.

Póki co, Rada Europejska wciąż jeszcze przypominała tradycyjny przetarg interesów między państwami członkowskimi - Włochy i Hiszpania stanęły przeciw Niemcom i w końcu doszło do kompromisu, ale wszystko to odbywało się już na poziomie półpiętra między dawną Unią a nową Federacją/Spółką Europejską. Ten poziom wyznaczył raport van Rompuy'a rozesłany do opinii publicznej dwa dni przed szczytem. Raport ten stanowi kolejny stopień w dobrze znanym kierunku myślenia elity brukselskiej, to znaczy realizuje "w coraz doskonalszy sposób" ideę, że lekiem na problemy Europy jest... jeszcze więcej Europy. (Dopóki przywódcy państw Unii, nie wyzbędą się tej obsesji, nie dostrzegą, że droga naprawy jest zupełnie odwrotna). Raport przewodniczącego van Rompuy'a postuluje trzy elementy: unię fiskalną, unię makroekonomiczno-finansową, unię bankową i zatrzymuje się w pół kroku przed powiedzeniem o czwartym, czyli o unii politycznej, zastępując to pojęcie ogólnym sloganem o konieczności zapewnienia "niezbędnej legitymacji demokratycznej i odpowiedzialności za podejmowanie decyzji w ramach unii gospodarczej i walutowej w oparciu o wspólne sprawowanie suwerenności nad wspólnymi politykami oraz solidarność" (w szczegółowych propozycjach raport mówi o zwiększeniu roli Parlamentu Europejskiego i kontroli ze strony parlamentów narodowych, co jak wiemy jest już dziś totalna fikcją). Innymi słowy, wszyscy zdają sobie sprawę, że jeśli Unia ma się sfederalizować, to będzie jej potrzebna zupełnie nowa konstrukcja instytucjonalna, bo obecne instytucje nie udźwigną nowych kompetencji i nie mają do tego uprawnienia, a jednak nikt nie chce tego otwarcie przyznać.

Dlaczego? Możliwe są dwie odpowiedzi: albo nikt nie ma pomysłu na to, jak miałaby wyglądać federalna Unia, bo jest to niewykonalne przy braku narodu europejskiego, albo też panuje zgoda, że nowa piramida władzy będzie miała dwa poziomy: pierwszy to fikcyjne niby-instytucje bez realnej władzy (Parlament) ale za to z rolą nadzorującą i dyscyplinującą wobec słabszych państw i drugi, czyli ci, którzy "posiadają te instytucje", czyli ustalają reguły gry bez żadnych formalnych ograniczeń; najpierw więc Federalna Unia-Spółka posiądzie we władanie słabsze państwa, a potem tę Unię posiądą najsilniejsi gracze i tym samym poprzez zapośredniczenie przejmą kontrolę także nad pozostałymi państwami członkowskimi. Przed takim scenariuszem przestrzegam.

Po trzecie, myli się każdy, kto oczekuje, że "koniec świata takiego, jaki znamy obecnie" (czyli Unii Europejskiej opartej na traktatach zawieranych pomiędzy suwerennymi i równymi sobie państwami) nastąpi poprzez jedno spektakularne cięcie lub eksplozję, tak żebyśmy wszyscy wiedzieli, że to już. Nic podobnego, lekcja upadku Konstytucji dla Europy została odrobiona, nikt już nie zaryzykuje otwartej konfrontacji z wolą narodów. Wręcz przeciwnie, koniec starej Unii właśnie następuje, tyle że w formule, której przeciętny Europejczyk nawet nie dostrzeże. I to właśnie ma miejsce na takich Radach Europejskich, jak ta właśnie zakończona, w tych niezliczonych sześciopakach, duopakach, mechanizmach stabilności, paktach fiskalnych i dziesiątkach innych rozproszonych pozornie decyzji. Innego końca świata nie będzie, a rząd Tuska jak pijak zasypia na brzegu trawnika.

Europa czeka na nowe idee, inaczej zapadnie się pod własnym ciężarem i pędem nadawanym przez hasło "jeszcze więcej Europy". Polska zaś potrzebuje Unii, która zagwarantuje nam warunki do podmiotowego rozwoju.

Ostatnia Rada Europejska potwierdza, że jesteśmy dziś dalej od spełnienia tych dwóch warunków niż jeszcze kilka lat temu. Ten negatywny dla nas trend należy zatrzymać. Ale to będzie już zadanie następnego rządu, rządu Prawa i Sprawiedliwości. Oby nie nadszedł za późno.

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych