Przed zaplanowanym na koniec czerwca posiedzeniem Rady Europejskiej państwa przeprowadzają intensywne konsultacje, tym bardziej, że wszystko na to wskazuje, iż na szczycie Niemcy przystąpią do zdecydowanej politycznej ofensywy przedstawiając propozycje unii bankowej (czyli wstępu do unii fiskalnej) oraz unii politycznej (czyli wstępu do super-federalizacji Unii).
Gdzie w tych dyplomatycznych grach jest Polska?
Dziś w Rzymie odbywa się narada przy "głównym stole" - spotykają się Niemcy, Francja, Włochy i Hiszpania.
Kogo brakuje?
Z dużych państw Unii tylko Wielkiej Brytanii i Polski. Dlaczego nie ma Brytyjczyków, to można zrozumieć skoro uczestnicy spotkania mają omawiać projekt unii bankowej, której Cameron jest zdecydowanym przeciwnikiem. Wielka Brytania nie sygnowała też Paktu Fiskalnego, a zatem celowo dystansuje się od pomysłów pogłębionej integracji.
Co innego Polska Tuska, ten brak jest bardziej znaczący. Tusk zrobił wszystko, by udowadniać Polakom, że jego bezrefleksyjne oddawanie polskiej podmiotowości na rzecz najsilniejszych państw Unii (jak powiedział ostatnio wiceminister spraw zagranicznych: "celem jest stopniowe zanurzanie Polski w Unii") ma sens dlatego, że w zamian dostajemy przepustkę do zasiadania w gronie państw decydujących o przyszłości integracji. Dziś przychodzi brutalny test prawdy. Jesteśmy w karcie dań obiadu spożywanego dziś w Berlinie. Polska Tuska jest na marginesie nawet jeśli dzięki pracowitości i przedsiębiorczości Polaków utrzymujemy lekki wzrost gospodarczy, odwrotnie niż - zasiadające w gronie decyzyjnym - Włochy czy Hiszpania. To pokazuje jak katastrofalna polityka rządu potrafi marnotrawić wysiłek obywateli.
Ktoś może powiedzieć, że przesadzam, bo Tusk jest dzisiaj na szczycie Grupy Wyszehradzkiej i tam montuje koalicję przed unijnym szczytem. Niestety, ta informacja tylko powiększa skalę problemu. Spotkanie V4 jest w kontekście narady rzymskiej, spotkaniem "drugiego szeregu", a celem Polski podczas obrad - jak mówi komunikat Kancelarii Premiera - wystosowanie listu do głównych graczy europejskich o potrzebie konkurencyjności i spójności w Unii w ramach nowego budżetu i... wsparcie ich wysiłków na rzecz stabilności gospodarki europejskiej (czyli unii bankowej i fiskalnej).
Nie neguję wartości Grupy Wyszehradzkiej, ale Polska powinna potrafić grać jednocześnie dwie role - być lojalnym partnerem w regionie, ale walczyć jednocześnie o swój status decyzyjny w grupie najsilniejszych krajów. Należało być i w Rzymie i w Pradze. To jest w dyplomacji wykonalne.
A jeśli wygląda na to, że - gdy dochodzi do prawdziwych negocjacji - możemy tylko liczyć na naszych sąsiadów Wyszehradzkich, to może lepiej by było gdyby Polska ustaliła z Czechami i Węgrami zdecydowaną linię polityczną i na przykład, za czeskim przykładem, odcięła się od Paktu Fiskalnego?
Tak, czy owak, Polska prowadzi całkowicie chaotyczną politykę europejską i frajersko sekunduje decyzjom najsilniejszych, będąc przez nich ostentacyjnie ignorowana.
Ale jak ma być inaczej, skoro nasz minister spraw zagranicznych właśnie przebywa do niedzieli w Libanie i Iraku wraz z... ministrem spraw zagranicznych Bułgarii i Szwecji. A to znowuż z jakiej bajki?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/134842-to-w-koncu-przy-ktorym-stole-siedzi-polska-krzysztof-szczerski-o-sytuacji-przed-kluczowym-szczytem-unii-europejskiej