Jak w schyłkowym PRL. Rozmowy prewencyjne policji z Czeczenami przed meczem Polska-Czechy we Wrocławiu

Fot. PAP
Fot. PAP

Sobota,  6.30, poranek. Mieszkanie w zacisznej dzielnicy Wrocławia. Mieszkańcy spokojnie śpią. Nagle budzi ich łomot do drzwi. Wstaje pani domu, otwiera i widzi pięciu uzbrojonych policjantów. Po krótkiej i nerwowej wymianie zdań okazało się, że policjanci przyszli złożyć wizytę Panu XY.

Pan XY jest Czeczeńcem, mieszkającym i pracującym w Polsce legalnie od 1996 roku, na podstawie niezbędnych zgód i pozwoleń. Aby takie uzyskać, musiał przejść wszystkie procedury - zanim uzyska się pozwolenie na pobyt i pracę w Polsce, jest się m.in. sprawdzanym przez wszystkie służby i Straż Graniczną. Jeżeli nie ma żadnych zastrzeżeń, Urząd Wojewódzki wydaje zezwolenie na pobyt. W Dolnośląskim Urzędzie Wojewódzkim jest informacja o zameldowaniu i miejscu pracy Pana XY.

Skąd zatem ta poranna wizyta uzbrojonych policjantów? Czyż doszło do jakiegoś przestępstwa, czy wspomniany Czeczen był podejrzanym bądź świadkiem?

Nie. Jak się okazało, była to „wizyta prewencyjna” w związku z Euro 2012. Policja posłużyła się adresem korespondencyjnym, którym za naszą zgodą posłużył się niegdyś odpowiedzialny i sumienny Czeczen, chcąc pozostawać (ze względu na pracę, z którą łączą się podróże) w kontakcie z polskimi urzędnikami. Dlaczego to dziwne?

Bo Pan XY nie stroni od spotkań z naszymi urzędnikami i dotychczas stawiał się na każde oficjalne wezwanie.

Bo odwiedzał go już pod tym adresem Pan Dzielnicowy.

Bo wszystkim podawał swój numer telefonu. Czy przez telefon nie można ustalić gdzie on się aktualnie znajduje?

I wreszcie, czy obywatel Polski nie może gościć pod swoim dachem legalnie przebywających w Polsce cudzoziemców bez narażania się opisane wyżej incydenty?

W tej sprawie najciekawsze są jednak okoliczności. Sobota, o której piszę, była dniem odbywającego się we Wrocławiu meczu Polska – Czechy. Łapanka wśród Czeczenów wiązała się prawdopodobnie z założeniem przez służby potencjalnego zagrożenia terrorystycznego. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że nagłe i chaotyczne zainteresowanie Policji wrocławskimi Czeczenami związane było albo ze słynną już rozmową telefoniczną Putin – Tusk, po której bardzo wzrosła troska rządu o bezpieczeństwo rosyjskich kibiców, albo z planowaną obecnością na meczu WAŻNYCH osób: Prezydenta RP, Premiera RP i Michela Platiniego. Jeżeli któryś z tych powodów jest prawdą, wskazywałoby to, że bezpieczeństwo zwykłych kibiców na kilku wcześniejszych meczach po prostu nikogo nie obchodziło.

Jestem w stanie zrozumieć, że zdaniem służb Czeczeni stanowią ze względu na swoją sytuację polityczną oraz wyznanie grupę tzw. ryzyka, rozumiem że sprawnie działające państwo przy okazji tak wielkich i ryzykownych imprez powinno przewidywać i eliminować każde potencjalne zagrożenie. Mam jednak nadzieję, że osoby odpowiedzialne zdają sobie sprawę z tego, że zagrożeniem są nie tylko Muzułmanie, czy przedstawiciele jednego tylko narodu – Czeczeńcy. Stosowanie wyłącznie kryterium religijnego czy narodowości jest po prostu niedopuszczalne.

Nie mogę także pozbyć się wrażenia, że w czasie kiedy kilkuosobowe grupy funkcjonariuszy Policji biegały po mieście i szukały nerwowo (bez potrzeby - wystarczyło spytać dzielnicowego) sześciu mieszkających obecnie we Wrocławiu Czeczenów, prawdziwe zagrożenie terrorystyczne mogło się tlić gdzie indziej, bo chyba nikt się nie spodziewa, że terrorysta w takim dniu czekałby na polskich policjantów pod adresem, który podał w dokumentach?!

Żeby było jasne, nie mam pretensji ani żalu do funkcjonariuszy, którzy mnie tego ranka obudzili. Po dość nerwowym początku, zorientowawszy się, że moje mieszkanie nie jest metą terrorystów i nikt nie montował tam bomb, zdezorientowani i zawstydzeni policjanci stonowali emocje. Gdy okazało się, poszukiwany Czeczen jest naszym przyjacielem od lat, że bywa naszym gościem, że mamy z nim kontakt i że obecnie nie ma go we Wrocławiu,  panowie przeprosili i opuścili mieszkanie ze słowami "taki rozkaz". Z tego też powodu mam pretensję do dowódców i zwierzchników tych policjantów, bo kazano im przeprowadzić akcję, która logiką najbardziej pasowałaby do schyłkowego PRL.

 

Mirosława Stachowiak – Różecka - wiceprzewodnicząca Rady Miejskiej we Wrocławiu.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.