Kto najbardziej skorzystał na chuligańskich burdach przed meczem Polska-Rosja w Warszawie?

fot. PAP / A. Hrechorowicz
fot. PAP / A. Hrechorowicz

Przede wszystkim skorzystały na tym rosyjskie władze, które z nieukrywanym zadowoleniem mogły pokazać, że w Polsce dochodzi do poważnych ekscesów, wywołanych przez ekstremistów, co kładzie się cieniem na relacjach międzynarodowych.

Tuż po przemarszu rosyjskich kibiców przez Most Poniatowskiego na Stadion Narodowy, podczas którego doszło do serii niebezpiecznych burd, PAP podała informację, że doradca prezydenta Federacji Rosyjskiej ds. rozwoju społeczeństwa obywatelskiego i praw człowieka Michaił Fiedotow zapowiedział w rozmowie telefonicznej z Radiem Echo Moskwy pilny przyjazd do Polski. Rosyjski polityk zamierzał "rozładować sytuację i nie dopuścić do ekscesów".

Polski MSZ poinformował, że o przyjeździe do Warszawy doradcy prezydenta Rosji Michaiła Fiedotowa wiedział od paru dni, ale wyraził gotowość do wszelkiej pomocy. Fiedotow spotkał się z ministrem spraw wewnętrznych Jackiem Cichockim i zapewnił, że polska policja poradziła sobie z prowokatorami. Ale w świat poszedł odpowiedni komunikat. Punkt dla Rosjan.

Rosyjski minister sportu Witalij Mutko skierował na ręce polskiej minister Joanny Muchy list, w którym wyraził żal i oburzenie z powodu potraktowania rosyjskich kibiców w Warszawie przez "aspołeczne grupy ekstremistyczne". Rosyjski odpowiednik minister Muchy poprosił ją, aby dołożyła wszelkich starań, by przeciwdziałać tej sytuacji i podjęła wszelkie kroki, by powstrzymać podobne działania przeciwko obywatelom Federacji Rosyjskiej, którzy przyjechali do Polski na Euro 2012. Kolejny punkt.

Rosyjski MSZ wydało oświadczenie, w którym wyraziło nadzieję, że polskie władze dochowają wszelkich starań, aby tego typu wydarzenia już się nie powtórzyły w przyszłości. Rzeczniczka rosyjskiego MSZ powiedziała:

Poczyniono wszelkie kroki dla zapewnienia bezpieczeństwa rosyjskich kibiców. Niestety, prowokacji ze strony pojedynczych grup polskich fanów uniknąć się nie udało.

Reakcja rosyjskich polityków została odpowiednio wzmocniona w tamtejszych mediach, które niemal bez wyjątku przedstawiły sytuację przed meczem Polska-Rosja jako atak polskich kiboli na zwykłych rosyjskich kibiców.

Polskim politykom nie pozostało nic innego niż przeprosić za zachowanie kiboli, atakujących rosyjskich gości. Premier Donald Tusk powiedział:

Nic nie tłumaczy tych, którzy atakują gości. Z uznaniem przyjąłem słowa ubolewania i przeprosin wielu osób publicznych w tym pani prezydent Warszawy. My jako gospodarze rzeczywiście powinniśmy się czuć przede wszystkim odpowiedzialni za bezpieczeństwo i komfort wszystkich gości, niezależnie od tego, z jakiego kraju przyjeżdżają.

Trudno nie zgodzić się premierem co do zasady większej odpowiedzialności gospodarzy za bezpieczeństwo i komfort gości. Ale ważny jest kontekst tego, co wydarzyło się 12 czerwca na ulicach Warszawy. Kontekst, o którym polskie władze nie mówią i który bagatelizują.

Sekwencja wydarzeń była bowiem następująca. Rosyjscy kibice zapowiadali marsz ulicami Warszawy, eskalując napięcie kolejnymi groźbami: manifestacji symboli komunistycznych, przejście prze miasto nawet bez pozwolenia władz miasta (co w efekcie i tak się stało), pretensji do Polaków za ich reakcje wobec totalitarnej symboliki.

Władze Warszawy starały się sprawę bagatelizować i zadeklarowały wszelką pomoc w przemarszu, nawet mimo braku oficjalnej zgody w związku z brakami formalnymi wniosku rosyjskich kibiców.

Odpowiedzialność za bezpieczeństwo scedowano na wzmocnione siły policji, która reagowała ostro, ale czasami nie odróżniając kiboli i chuliganów od zwykłych kibiców. W mediach rosyjskich, polskich i większości zachodnich agencji informacyjnych wypadki w Warszawie opisano tak, jak chciały tego rosyjskie władze.

184 osoby zostały zatrzymane, z czego 156 to obywatele polscy, 24 Rosjan, jeden Węgier i jeden Hiszpan. Rzecznik stołecznej policji powiedział, że według wstępnych ustaleń przed, w trakcie i po meczu miało dojść do kilku "ustawek" polskich i rosyjskich chuliganów:

Mieliśmy m.in. sygnały, że rosyjscy pseudokibice planują wtargnąć na murawę boiska. Były też informacje o planowej „ustawce” przy Rondzie de Gaulle'a. W tych okolicach zatrzymaliśmy do wylegitymowania grupę rosyjskich kibiców.

Obraz ataku polskich kiboli na niewinnych Rosjan nieco się komplikuje, ale istotne jest to, jaki komunikat poszedł w świat. Rzecznik MSZ Marcin Bosacki zapewnia, że doniesienia zachodnich mediów nie są jednoznacznie krytyczne, ale kiedy przejrzeć najważniejsze tytuły prasowe, to trudno z takim wnioskiem się zgodzić.

Strona rosyjska upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu. Po raz kolejny sprawdziła, na ile sobie może pozwolić w relacjach z polskimi władzami. Okazało się, że na bardzo wiele. Bowiem rosyjscy kibice mogli swobodnie, bez oficjalnego pozwolenia przemaszerować ulicami stolicy obcego państwa, manifestując w dniu swojego święta. To precedens. Po drugie, udało się wysłać w świat komunikat o tym, że pokojowo nastawieni Rosjanie są atakowani przez agresywnych polskich chuliganów, choć polskie władze w miarę możliwości zapanowały nad sytuacją.

Korzyść odniosły zatem władze Rosji oraz...Polski, które będą miały dodatkowy argument w rozprawie z kibolami i ich politycznymi sprzymierzeńcami.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.