Proces przeciwko Mariuszowi Kamińskiemu, byłemu Szefowi CBA to zemsta za wykrycie afery hazardowej i sprawę Sawickiej

fot. PAP / A. Warżawa
fot. PAP / A. Warżawa

Ponad dwa lata temu, Mirosław Drzewiecki, jeden z bohaterów tzw. afery hazardowej i były skarbnik Platformy Obywatelskiej, znany w jej kręgach jako „Miro” powiedział, że „Polska to dziki kraj”. Oburzało go to, że przez pewien czas prokuratura interesowała się nim i jego kolegami w związku z aferą hazardową. Ale dziś Mirosław Drzewiecki może spać spokojnie. Dziś pewnie tych słów by nie powtórzył, bo przecież rządzący włożyli tyle wysiłku aby ludzi władzy nie ciągano po prokuraturach i sądach. W końcu sprawę afery hazardowej rządzący ukręcili bardzo sprawnie i skutecznie, afery stoczniowej też w ich mniemaniu nie było. Inny przykład to działanie prokuratury badającej oświadczenie majątkowe Janusza Palikota, byłego prominentnego polityka PO, dziś cichego sojusznika rządu, i przyjaciela prezydenta Komorowskiego. Prokuratura uznała, że co prawda w oświadczeniach majątkowych Palikot nie ujawnił wszystkich składników swojego majątku, ale "nieprawidłowości w oświadczeniach majątkowych pana posła wynikają z filozoficznego wykształcenia i stosunku do wartości materialnych".

Wygibasy prawnicze niektórych prokuratorów mających na celu uratowanie z oczywistych kłopotów prawnych ludzi obecnej władzy lub z nią związanych to już Himalaje absurdu. Ale działa tu zasada im większa bezczelność, im bardziej na rympał tym pewniejsze jest, że media nie zareagują i opinia publiczna się nie dowie. Pewnie do kanonów myśli prawniczej wejdzie hasło „filozoficznego wykształcenia i stosunku do wartości materialnych". Teraz każdy komu dobierze się do skóry urząd skarbowy, czy inne instytucje kontrolne, będzie mógł się tłumaczyć, że np. w oświadczeniu podatkowym nie wpisał paruset tysięcy złotych dochodów bo ma „filozoficzny stosunek do wartości materialnych”. Jak Palikotowi wolno to i Kowalskiemu też. Konstytucja gwarantuje nam, że wobec prawa wszyscy jesteśmy równi.

Po prawie dwóch latach od tamtej wypowiedzi, dziś Mirosław Drzewiecki nie nazwałby Polski dzikim krajem, bo wszystko wróciło do stanu z czasów rywinowskich. Wszystko jest na swoim miejscu. W końcu prokuratura bardziej niż zwalczaniem korupcji zajmuje się ściganiem tych, którzy z nią walczyli. Pierwszy przykład z brzegu. Rusza właśnie proces byłego Szefa i twórcy Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusza Kamińskiego, jego zastępcy Macieja Wąsika oraz dwóch byłych dyrektorów CBA. Prokuratura zarzuca im, że w toku tzw. afery gruntowej „podżegali do przestępstwa”. Krótko mówiąc prokuratura uznała, że CBA chcąc wyjaśnić czy wysocy urzędnicy państwowi za łapówki nie obiecują odrolnienia ziemi, sama podżegała do przestępstwa.

Nie dość, że to absurdalne zarzuty to na kilometry pachnie tu, a w zasadzie śmierdzi polityką i chęcią zemsty na osobach, które korupcję zwalczały. Ich „wina” jest bezsporna, zwalczali korupcję nie patrząc na barwy partyjne. Ich „zbrodnie” są oczywiste: nie zamietli pod dywan sprawy korupcji Beaty Sawickiej, byłej koleżanki partyjnej Donalda Tuska, właśnie niedawno skazanej za korupcję. Nie skręcili afery hazardowej.

Ten proces to jest zemsta za sprawę Sawickiej i wykrycie afery hazardowej. Przy okazji można jeszcze dopiec wiceprezesowi największej partii opozycyjnej, a to przecież zysk podwójny. Tak władza testuje jak daleko może się posunąć w akcie zemsty i zwalczania opozycji.

Prokuratorzy z Rzeszowa stanęli na wysokości zadania, a raczej dyspozycyjności wobec obecnej władzy. Przypomnijmy, że te zarzuty prokuratorskie posłużyły Donaldowi Tuskowi do odwołania Mariusza Kamińskiego z funkcji Szefa CBA. Jakoś tak dziwnie, ale zapewne zupełnie niezależnie, prokuratorzy postawili je kilkanaście dni po tym, jak Mariusz Kamiński przedstawił Donaldowi Tuskowi informacje o tzw. aferze hazardowej i roli w niej prominentnych polityków PO. Czy to tylko przypadek, zbieg okoliczności? Trzeba być naiwnym, żeby wierzyć w takie tłumaczenia. I nawet nie chodzi o to, że prokuratorzy dostali wprost takie dyspozycje polityczne, choć także tej wersji wykluczyć nie można, a wręcz jest ona bardzo prawdopodobna. Ale mogło być tak, że prokuratorzy właściwie odczytali jakie są życzenia i oczekiwania premiera Tuska. Nie było przecież tajemnicą, że Donald Tusk chciał się pozbyć Mariusza Kamińskiego, ale zapisy ustawy o CBA dawały mu niewielkie pole manewru, bo Szef CBA powoływany jest na kadencję i można go odwołać w ściśle określonych przypadkach. Potrzebny był po prostu kij na Kamińskiego. Ten kij się znalazł. Dostarczyła go prokuratura w Rzeszowie. Rozpoczynający się dziś proces to kolejny akt zemsty.

Mariusz Kamiński i jego współpracownicy mogą chodzić z podniesionymi głowami. Nie poddali się, nie poszli na zgniły kompromis, mówiąc kolokwialnie nie sprzedali się dla stanowisk. Do końca konsekwentnie zwalczali korupcję. Zapłacili za to nie tylko dymisjami, ale także wielomiesięcznymi szykanami i nieustannymi przesłuchaniami. Nie dali się złamać. Ich postawa pokazuje, że ważniejsze dla nich były zasady, a nie posady.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych