"Co racja, to racja, jeszcze ogniska nie pogasły, a myśmy wiedzieli, że piloci cztery razy podchodzili do lądowania...".

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Mówi doktor inżynier pilot Maciej Lasek na łamach „Wyborczej", że „w katastrofie smoleńskiej nie ma nic zagadkowego". Co racja, to racja, jeszcze ogniska nie pogasły, a myśmy wiedzieli, że piloci cztery razy podchodzili do lądowania, bo pijany generał przymuszany przez wściekłego prezydenta nie mógł na lotnisko trafić.

„Nie ma sensu stawiać hipotez od śmigła" - tłumaczy Lasek. I tu głupi by się zadumał. Powiedziałby, że śledztwo polega na tym, iż stawia się wszystkie logiczne hipotezy, a potem, w miarę zbierania dowodów, niektóre eliminuje. Na dzień dobry można odrzucić tezę o najeździe Marsjan, ale już zamachy, że przypomnę Lockerbie, się zdarzają. (...)


Dziś, dwa lata po katastrofie, tak na pewno to wiemy, ile osób zginęło. A wszystkie debeściackie wrzutki o kursach, ścieżkach i pancernych brzozach, o sekcjach zwłok i przekopywaniu lotniska na metr serwowane medialnym podchwytywaczom przez laskoidalnych ekspertów zdążyły się prędzej skompromitować niż zestarzeć.

Robert Mazurek w "Rzeczpospolitej". TU MOŻNA PRZECZYTAĆ CAŁY FELIETON

NA ZDJĘCIU: Przykład całkowicie wymyślonej (dez)informacji - kłamstwo wrzucone prosto z Moskwy, wszystkie tezy tego artykułu, jak i dziesiątków innych, okazały się nieprawdą.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych