Niesiołowski wywołuje skandal - nie ma presji na premiera, poseł Kaczyńskiego wygaduje niemądre rzeczy - Kaczyński ścigany

PAP
PAP

Stefan Niesiołowski, pytany przez "Superstację" czy rozmawiał z Donaldem Tuskiem na temat przeproszenia Ewy Stankiewicz, którą brutalnie zaatakował i wyzwał, odpowiedział:

- Premier nie wykazuje zainteresowania moją osobą.

A czemu premier nie wykazuje? Bo nie zmuszają go do tego dziennikarze. Nie żądają, by coś zrobił z mającym problemy posłem, któremu - być może - trzeba pomóc. Dziennikarze o to nie pytają, nawet grzecznie nie pytają. Konferencje premiera - jak to świetnie ujął Jan Rokita - wciąż "przypominają pogwarki tatusia z psotnymi dzieci", co jest "unikatem w skali demokratycznego świata".

Media niespecjalnie atakują też samego Niesiołowskiego, nie żądają od niego przeprosin, nie epatują frazą o skrzywdzonej przez agresywnego samca kobiecie. Nawet feministki nie widzą w tym zdarzeniu płci, choć zazwyczaj widzą płeć wszędzie.

Z drugiej strony mamy sytuację w jakiejś mierze, choć nie do końca, bo jednak bez przemocy, analogiczną. Wspaniały bramkarz, ale nie polityk, Jan Tomaszewski potwierdził, że inwestowanie w jego mandat poselski to bardzo ryzykowne przedsięwzięcie, co zresztą było do przewidzenia. Jego tyrad przeciwko polskiej drużynie nie sposób bronić. Nie broni także Kaczyński, któremu media bardzo szybko dały okazję do zmierzenia się z wybrykiem krnąbrnego posła. Prezes PiS wezwał już Tomaszewskiego na rozmowę, wczoraj zapowiedział - pod presją mediów - kolejne spotkanie wychowawcze.

Oto jest różnica, oto istota tego mechanizmu, który sprawia, że mamy wyścig w którym jeden z zawodników biegnie z plecakiem pełnym kamieni. Niesiołowski wywołuje skandal - nie ma presji na premiera, poseł Kaczyńskiego wygaduje niemądre rzeczy - Kaczyński jest ścigany w tej sprawie gdzie się da.

Wczorajsza konferencja, na której Kaczyński zapowiedział bezwarunkowe zawieszenie broni na czas euro, była zresztą w jakiejś mierze klasyczna. Gdyby coś podobnego zrobił Tusk - media wspólnie z premierem zastanawiałyby się, czy PiS zastosuje się do apelu. Gdy podobny ruch wykonał Kaczyński - media zaczęły nękać go... pytaniami o zachowania "Solidarności". Nie obyło się także bez prowokacji, bo za prowokację należy uznać mówienie (przez dziennikarza TVN) o ojcu Rydzyku wyłącznie po imieniu i nazwisku, bez przywołania stanu kapłańskiego.

A chwilę po konferencji w stacjach informacyjnych dziennikarze rozpoczęli pogaduszki z politykami PO. Nie, nie o zachowaniu Platformy i jej posłów, ale rozmowy "analityczne" - takie, w których posłowie obozu władzy robią raczej za politologów pochylających się nad opozycją niż za ludzi, których należy przepytać w sprawie problemu.

Na tym to polega. Niby mamy wszystko, co powinniśmy mieć, a więc dziennikarzy, polityków i stacje informacyjne. Ale tak naprawdę - o co innego tutaj chodzi.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych