Zawsze może Pan wrócić. "Akt apostazji nie jest nieodwracalny. Pan nadal jest dzieckiem Bożym"

PAP
PAP

Akt apostazji nie jest nieodwracalny. Pan nadal jest dzieckiem Bożym, członkiem (choć pod karami kanonicznymi) Kościoła, nadal jest Pan ochrzczony. W każdej chwili może Pan zatem powrócić, pojednać się z Bogiem i Kościołem, uratować swoją duszę – pisze w liście otwartym do Janusza Palikota redaktor naczelny portalu Fronda.pl Tomasz P. Terlikowski


Panie Pośle Januszu Palikocie,

Wielokrotnie się różniliśmy, wielokrotnie rozmawialiśmy (nie bez intelektualnej przyjemności), zdarzało mi się pisać rzeczy, który mogły być dla Pana obraźliwe i teraz tego żałuję. I właśnie z tych trzech powodów zdecydowałem się napisać do Pana ten list otwarty. Nie po to, by z Panem polemizować, ale by wskazać na co w istocie się Pan zdecydował. Nie chcę zmieniać Pana decyzji, ale uświadomić jej wagę.

Zacząć powinienem od kilku uwag dotyczących samego happeningu, który niestety tym razem się Panu nie udał. Nawiązanie do Marcina Lutra było cieniutkie, bowiem on przybijając na drzwiach kościoła swoje postulaty (swoją drogą nie jest wcale pewne, że nie była to legenda) nie miał w najmniejszym stopniu zamiaru z niego wystąpić, ale podjąć się jego reformy. W duchu surowszym od tego, z jakim miał do czynienia. Nigdy też nie uznałby Luter, że z Kościoła został wykluczono (i to nawet, gdy formalnie go już ekskomunikowano). On był bowiem człowiekiem wiary (niezależnie od tego, jak oceniam jego teologię), który w duchu miłości do Kościoła (choć niekoniecznie posłuszeństwa) chciał Go oczyszczać i poprawiać. Pan natomiast nic z tych rzeczy robić nie chce. Pana przybicie do drzwi aktu apostazji, to zatem nawet nie farsa, ale zwyczajna parodia tego, co zrobił – z głębokiej wiary – Marcin Luter.

Ale rozumiem, że na Panu takie uwagi wrażenia nie robią. W świecie symulakrów, do którego Pan należy odniesienie do rzeczywistości nie ma znaczenia. Intencje Lutra, jego zaangażowanie są tylko narracją, w którą się Pan postanowił wpisać. To, czy wpisanie to jest w ogóle możliwe nie ma najmniejszego znaczenia. Problem polega tylko na tym, że w ten sposób trywializuje Pan wielką walkę wiary, jaką było wystąpienie Lutra, i nawet późniejsza Reformacja. Nie jestem jej zwolennikiem, uważam, że była ona wielką tragedią dla Kościoła, a winę za nią ponosi także Luter i jego brak możliwości wycofania się. Nie zmienia to jednak tego, że jego spór był na poważnie, on naprawdę wierzył w to, co robi. U Pana zaś wszystko jest czystym happeningiem, pozbawionym nie tylko głębi, ale nawet odniesienia do rzeczywistości.

Jednak nie Luter jest tu najważniejszy, ani nawet nie to, czy Pana gra symbolami jest sensowna czy też nie. O wiele istotniejsze są inne pytania, które trzeba zadać teraz, gdy kamery zostały już wyłączone, a medialny przekaz dotarł do Pana wyborców. Są to pytania dotyczące Pana wiecznego losu. Nie wiem, czy wierzy Pan w Jezusa Chrystusa, nie mam pojęcia czy wierzy Pan w cokolwiek poza samym sobą, ale wiem (a we Wniebowstąpienia jest to prawda niezwykle mocno obecna), że Bóg istnieje, że Jezus jest Synem Bożym, który umarł i zmartwychwstał, by nas zbawić. I wiem, że to nie jest tylko opinia, narracja religijna, ale najważniejszy fakt historii. Jezus Chrystus jest Tym, przez Kogo Bóg objawił się w całej pełni. Pokazał kim jest dla nas, ale i kim jesteśmy my dla Niego. Miejscem, w którym ta prawda się uobecnia jest Kościół, czyli Mistyczne Ciało Chrystusa, przez które Bóg chce zbawiać ludzi. Wyrzeczenie się Kościoła jest więc także wyrzeczeniem się Chrystusa. A nie ma innego Imienia, w którym człowiek mógłby zostać zbawiony niż właśnie imię Jezusa.

Dlatego Pana decyzja nie jest tylko zabawą, nie jest tylko grą symbolami, czy zdobywaniem poparcia, ale jest to decyzja dotycząca życia i śmierci wiecznej. Może nie zdawać Pan sobie sprawy, ale w takich sytuacjach za takimi decyzjami zawsze stoi zły, i tylko on może się z nich cieszyć. Apostazja oznacza bowiem dla Pana o wiele surowszy sąd, a – czego nikt oczywiście nie wie, ale czysto po ludzku – wieczne potępienie. Wyrzeczenie się Chrystusa obecnego w Kościele – to bowiem odtrącenie Boga. Na własne życzenie. Wiem, że może Pan zamienić te słowa w żart, wiem, że może Pan z nich żartować, a Pana zwolennicy mogą z nich drwić, opowiadając o latającym potworze spaghetii, ale ja nie mogę milczeć, gdy wiedzę – jak ktoś dla czystej gry, zabawy, zmierza do przepaści. Nie wolno mi, ani nikomu z katolików milczeć, gdy Pan sam, a z Panem także inni straceńcy zmierzają ku piekłu. Ono nie jest grą, nie jest śmiesznym miejscem, nie jest mitem ogłupionych katolików. Jest straszną, bo wieczną rzeczywistością, z której nie ma wyjścia.

I nie ma znaczenia, czy Pan w to wierzy czy nie, nie ma znaczenia czy swoje decyzje traktuje Pan na poważnie czy wykonuje je Pan dla żartu. Pan jest winny nie tylko odstąpienia od Kościoła, ale także pociągnięcia za sobą także innych ludzi. Z tej winy, znowu niezależnie od tego czy Pan w to wierzy czy nie, będzie Pan rozliczany. I zobaczy Pan każdego, kogo pociągnął Pan za sobą w ogień nieugaszony.

Ale na szczęście, i dlatego piszę ten list, nie jest dla Pana, a także dla innych nieszczęśników, którzy wyrzekli się Chrystusa, nie jest za późno. Nadal możecie powrócić do Boga, akt apostazji nie jest nieodwracalny. Pan nadal jest dzieckiem Bożym, członkiem (choć pod karami kanonicznymi) Kościoła, nadal jest Pan ochrzczony. W każdej chwili może Pan zatem powrócić, pojednać się z Bogiem i Kościołem, uratować swoją duszę. Wystarczy udać się do najbliższej świątyni, i tam znajdzie Pan kapłana, który powie Pan jak to zrobić. I przez jego działania spotka Pan Chrystusa, który jest sercem Kościoła. Oczywiście nie zmieni to natury ludzi Kościoła, nie sprawi, że nagle uzna pan, że wszyscy oni (wszyscy my) jesteśmy bezgrzeszni. Nadal będą kłopoty, nadal ktoś będzie pazerny, nadal ktoś inny będzie ukrywał fakty i bronił swoich. Ale wśród tych grzeszników jest miejsce także dla Pana, tak jak jest i dla mnie, także wielkiego grzesznika, z którym trudno jest normalnie wytrzymać.

Kościół, i to już ostatnie uwagi, jest miejscem dla grzeszników, dla tych, którzy odchodzą i wracają, którzy ranią bliźnich (często tych najbliższych) i ukazują zafałszowane oblicze Boga. Każdy z nas może się w nim odnaleźć. I jest w Nim miejsce, także dla Pana. Jeśli tylko się Pan na to zdecyduje. Medialna chwała trwa chwilę, posłowanie czy zabawa także. A wieczność jest o wiele dłuższa. Stąd apeluje, dopóki ma Pan czas, proszę nie iść tą drogą. Grzechy ludzi Kościoła (arcybiskupa Głódzia czy Michalika, których Pan wymienia, ale także moje wobec Pana, a także milionów innych) niech nie skłaniają Pana do odstępstwa od największego źródła Miłości. Tam znajdzie Pan spokój. Prawdziwy.

Z poważaniem i obietnicą modlitwy

Tomasz P. Terlikowski

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.