Widziałem Polskę dumną. Jana Pospieszalskiego wspomnienie z Katynia i Warszawy. Z książki "Lech Kaczyński. Portret"

Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

10 kwietnia w Smoleńsku - kiedy szykowaliśmy się z ekipa telewizyjną do wyjazdu z hotelu na cmentarz katyński, był piękny poranek. Stopniowo niebo zaczęło się robić ponure – gdy dojeżdżaliśmy do lasu było już mglisto i jakoś wilgotno. Mimo, że to pierwsza dekada kwietnia, w dołach  między mogiłami leżał jeszcze śnieg. W ramach telewizyjnej transmisji mieliśmy przeprowadzić rozmowy z gośćmi prezydenckiej delegacji. Otoczoną drzewami sporą przestrzeń przed stalowym ołtarzem i katyńskim monumentem z nazwiskami pomordowanych oficerów, zajmowali już przedstawiciele rodzin katyńskich, delegacja parlamentu, harcerze, wolontariusze. Na pasażerów prezydenckiego samolotu, z przodu czekały wolne miejsca, z wyłożonymi kartkami z imieniem i nazwiskiem gościa.

Stałem z mikrofonem w ręku między rzędami tych krzeseł przygotowując się do łączenia ze studiem z Warszawy – sprawdziliśmy łączność i wtedy dostałem z wozu transmisyjnego wiadomość że są jakieś kłopoty z lądowaniem, dlatego prawdopodobnie ceremonia może się nieco opóźnić. I wtedy z jednego z miejsc zajętych przez katyńskie rodziny poderwał się mężczyzna z telefonem komórkowym w ręku przecisnął się do mnie mówiąc że rozbił się samolot z prezydentem. Brzmiało to jak upiorny żart - spojrzałem i zobaczyłem w jego oczach przerażenie, pobiegłem do wozu transmisyjnego i tam już też wiedzieli bo zamieszanie okropne, ale jeszcze nikt nie był w stanie potwierdzić lub zdementować tej informacji. Trwały gorączkowe rozmowy ze studiem w Warszawie żeby dowiedzieć co się stało i co mamy robić.

Wiedzieliśmy że program ze studia na Woronicza jest już na antenie TVP1 i lada moment mają nastąpić pierwsze łączenia. W tym czasie wiadomość rozchodziła się wśród uczestników ceremonii przekazywana z ust do ust. Kto miał telefon próbował się połączyć z Polską. Wydawca z wozu powiedział żebym szybko wrócił na swoje miejsce do ludzi przed pomnikiem a oni jak będą mieli jakieś potwierdzenie z Warszawy to pewnie trzeba będzie ogłosić przez mikrofon komunikat. Z jednej strony szok, niedowierzanie i taki dojmujący lęk, z drugiej świadomość że muszę trwać na stanowisku i wiedząc że wraz  z samolotem runął cały plan ceremonii, muszę się wziąć w garść i być gotowy na jakiś awaryjny scenariusz.  Z każdą chwilą coraz więcej osób otrzymywało potwierdzenia z Polski że wiadomość o katastrofie powtarzana jest już na czerwonym pasku w telewizjach. Ludzie wstawali z miejsc, zalana łzami posłanka Jadwiga Wójcik zaczynała wymieniać na głos swoich kolegów klubowych o których wiedziała że byli na pokładzie, ktoś zaczął przekonywać że tylko dwie trzy osoby zginęły, inni zaprzeczali mówiąc że w samolocie było około 130 osób i wszyscy zginęli.

Nagle usłyszałem donośny męski głos – ktoś z tłumu zaczął wołać „Pod Twoją obronę...“ Modlitwę podjęli wszyscy, ja też łamiącym głosem odejmując telefon od ucha zwróciłem się przodem do katyńskiego stalowego krzyża. W tym czasie dostałem potwierdzenie z wozu, że już na pewno wiadomo: Samolot z delegacją prezydencką rozbił się, są ofiary śmiertelne, że pewnie trzeba coś powiedzieć ludziom. Kiedy znalazłem się przy mikrofonie pomyślałem że nie cała ceremonia jest nie aktualna. Powiedziałem że mimo  tego co wydaje się niewiarygodne, mimo tej tragedii do której doszło na lotnisku, a którą przyszło nam tu na katyńskim cmentarzu doświadczyć, jest coś co na pewno się odbędzie. Jedynym punktem dzisiejszego programu który pozostaje nadal, będzie msza święta. Do intencji za duszę pomordowanych oficerów dołączamy intencję za tych co dziś zginęli.

Zrozumiałem że dla mnie wierzącego, ofiara eucharystii, pozostaje zawsze aktualna – nie jest w stanie jej unieważnić najgorsza katastrofa. W oczekiwaniu na oficjalny komunikat ambasadora Jerzego Bahra i ministra z kancelarii prezydenta Jacka Sasina, którzy jechali właśnie z lotniska, młody kapelan ZHR w mundurze i harcerskiej czapce z zarzuconą na polar stułą, rozpoczął przy mikrofonie koronkę do Miłosierdzia Bożego.

Potem w oczekiwaniu na mszę zdążyliśmy jeszcze odmówić część różańca. Wtedy zauważyłem że bardzo wielu z nas wyciągnęło różańce z kieszeni. Gdy przybył ambasador Jerzy Bahr, min. Jacek Sasin i przedstawiciele rosyjskiej administracji po ogłoszeniu lakonicznego komunikatu potwierdzającego co się stało,  rozpoczęła się msza św. Składanie wieńców i pokłon od najróżniejszych delegacji odbywało się po cichu, przy akompaniamencie harcerskiego werbelka, pośpiesznie, bo otrzymaliśmy wiadomość że zaplanowany w oficjalnym programie na wieczorne godziny wyjazd pociągu do Polski, będzie o godz.16. Wtedy w wagonie gdy już mieliśmy czas na refleksję, właśnie od rodzin katyńskich, usłyszałem po raz pierwszy to pytanie – czy to nie był zamach? Z perspektywy doświadczeń kogoś kto ma 70 czy 80 lat stracił ojca z rąk Rosjan, kto musiał tłumić przez dziesięciolecia prawdę o tej zbrodni, to pytanie, pełne lęku, brzmiało jakoś naturalnie. Tych ludzi jak sami mówili dopadły znów demony przeszłości.

Wtedy już w pociągu dostałem wiadomość od Michała Lorenca że na Krakowskim Przedmieściu pełno zniczy, kwiaty, że spontanicznie zbierają się ludzie. Rano Michał odebrał mnie z pociągu i pojechaliśmy pod pałac prezydencki. Mimo że była niedziela i dopiero siódma rano, wśród morza zniczy, z których te wypalone były usuwane przez harcerzy, stali już ludzie. Stopniowo ich przybywało, tłum gęstniał z każda godziną.. Jakoś wtedy dostałem zaproszenie od dokumentalistki Ewy Stankiewicz żeby opowiedzieć do kamery  co działo się w Katyniu. Gdy wróciłem tam po południu, Krakowskie Przedmieście było pełne ludzi. Ewa kamerę ustawiła trochę z boku koło Bristolu i gdy zacząłem opowiadać, w okół nas w mgnieniu oka uformował się krąg. Ludzie wsłuchiwali się w moją relację, a ja, czując, że mam audytorium, starałem się jak najwierniej odtworzyć moje wczorajsze przeżycia. Ale rasowa dokumentalistka nie poprzestaje na odebraniu relacji – zaczęła mnie wypytywać o komentarz o jakieś moje przemyślenia o refleksję - jak ja odbieram to co się stało...

Nagle poczułem się bezradny – relacja prawie reporterska, taki opis jest stosunkowo łatwo przekazać, a teraz wsród tych ludzi ktoś mnie prowokuje do głębokiego osobistego świadectwa... Milczałem , trochę to trwało i zanim zebrałem się w sobie usłyszałem obok jak ktoś łamiącym się głosem odpowiada za mnie na pytanie Ewy. Wystarczyło tylko przestawić kamerę.  Potem włączył się ktoś inny, ludzie zaczęli mówić jeden przez drugiego. Tłumiąc łzy, młody człowiek prawie wołał:

..to trzeba głośno powiedzieć-  jak można było zapakować do jednego samolotu prezydenta, całe dowództwo sił zbrojnych, tylu wybitnych ludzi? Jak można! Czy myśmy się niczego nie nauczyli katastrofą w Mirosławcu? Jak to się mogło stać?  Takie rzeczy nie zdarzają się zwyczajnie ot tak, to po prostu nie mieści się w głowie.

Straciliśmy wspaniałych ludzi, dodaje kobieta. Wielkiego patriotę, męża stanu. Teraz go dopiero doceniają, mówi wskazując na podest telewizyjny gdzie stoi kamera tvn z Kamilem Durczokiem:

Pozakładali czarne krawaty,  a tyle zła mu wyrządzili. Z tyłu przepycha się wysoki mężczyzna z pytaniem kiedy media nas przeproszą? Bo te szyderstwa te ustawiczne drwiny nas obrażały. Niby kpiono z z Lecha Kaczyńskiego – profesora Lecha Kaczyńskiego,  a tak na prawdę obrażano cały system wartości który on reprezentował- naszym systemem-  Bóg, Honor, Ojczyzna!

Panie Janku, pyta starsza pani, niech pan powie, był pan w Katyniu – czy to nie był zamach, czy ktoś nie maczał w tym łap?

Ja tyle już widziałam i przeżyłam – nie wierzę Putinowi, nie wierzę!

Robiło się ciemno, przenieśliśmy kamerę pod latarnię, graliśmy kolejne wypowiedzi a właściwie rozmowy. Zebrani dzielili się swoimi lękami, intuicjami, wątpliwościami.  Zupełnie obcy ludzie rozmawiali tak jakby znali się od dawna. Skończyły się nam wszystkie taśmy, baterie były kompletnie wyczerpane. Postanowiliśmy być tu następnego dnia.

Miałem wrażenie że jesteśmy w jakiejś nowej sytuacji. Szczerość ludzi, autentyzm tego co powiedzieli,  zaufanie którym nas obdarzyli, uświadamiało nam że nie możemy tego potencjału zlekceważyć. Ewa nie wiedziała wtedy czy ktoś wyemituje film, czy w ogóle jakakolwiek stacja będzie chciała kupić taki dokument. Genialna intuicja dokumentalistki podpowiadała jej że musi to zarejestrować. Część materiału zmontowała w nocy i jako zwiastun – zapowiedź filmu, który zamierzała zrobić udało się włożyć do popołudniowego bloku publicystycznego TVP1 emitowanego właśnie z Krakowskiego Przedmieścia.

Potem wieczorem rejestrowaliśmy kolejne rozmowy. W poniedziałek przywieziono trumnę z ciałem śp Marii Kaczyńskiej i harcerze, brygady strzelców, wolontariusze formowali olbrzymią kolejkę tych którzy chcieli oddać hołd prezydenckiej parze.

Kamera rejestrowała dzień po dniu, a może trafniej noc w noc nasze rozmowy z ludźmi. A ludzi było coraz więcej. Młody człowiek, stojąc dwunastą godzinę mówi  -..Muszę tu być, zobaczyłem w telewizji i tak nagle postanowiliśmy przyjechać, jesteśmy z Bochni - 350 kilometrów. Student z Gdańska dodaje tu jest cała Polska. Widziałem autokary z rejestracjami z całego kraju.

Przyjechałem i będę stał nie ważne ile. Chce przeprosić pana prezydenta za oportunizm, za brak odwagi że nie powiedziałem dość, gdy wokół mnie słyszałem te szyderstwa, ten ciągły rechot. A w środę mam obronę -robię drugi fakultet.

 

Teraz wiem - włącza się starsza kobieta, że trzeba reagować gdy komuś dzieje się krzywda.

 

Górale opowiedzieli nam o młodej dziewczynie z okolic Warszawy która stała 16 godzin a gdy już dotarła do prezydenckiego pałacu wróciła na koniec kolejki i powiedziała że teraz swoją pielgrzymkę ofiaruje w intencji pani Marii Kaczyńskiej.  "Ludzie są tu sobie bliżsi niż sąsiedzi" mówi Ania w strzeleckiej furażerce, mimo ze widzą się pierwszy raz, stojąc tyle godzin wspólnie odmawiają różaniec, opowiadają, pokazują zdjęcia. Zobaczcie ilu nas jest - my przez te załzawione oczy potrafimy się policzyć. To jest rok 79,  to tak samo jak wtedy gdy pierwszy raz przyjechał papież, wspomina tata stojąc z córkami. Tyle lat oszukiwali, wtóruje mu kobieta. Jak można tak robić z ludzi głupców. Okazało się że w tych gazetach i telewizjach mieli jednak ładne zdjęcia prezydenta i pani Marii. Przecież nie zrobili ich pośmiertnie. Wmawiali że Lecha Kaczyńskiego szanują tylko starzy ze wsi - zobaczcie tu ilu tu jest młodych wspaniałych ludzi mówi chłopak.  Tu jest cała Polska, wykształcona i ta prosta, starzy i młodzi.  A mówili że jesteśmy mohery. Albo my tu jesteśmy prawdziwi, albo to co pokazywali w telewizji. Bo to jedno z drugim się nie zgadza.

Kiedy pomyśle ilu wspaniałych ludzi zginęło, to nie do uwierzenia i ten, i ten, i ciągle odkrywam kogoś nowego. Co ja na to poradzę że ich kochałam -płacząc dodaje kobieta, co ja na to poradzę że jestem z normalnego polskiego domu. Tak mnie nauczono.  "Odradza się w nas solidarność", do kamery przeciska się dziewczyna. My jeszcze nie jesteśmy zorganizowani, ale Polska może być jeszcze taka jaką sobie wymarzyliśmy, dodaje jej chłopak. ...

Czy to jest racjonalne ze tak stoimy kilkanaście godzin? To jest racjonalne bo prawda jest racjonalna

- mówi kobieta. "Prawda wyzwala człowieka". - Pod kościołem św Anny prawie na końcu kolejki spotykam znanego reżysera mieszkającego na stałe w USA.

To niesamowite co tu się dzieje

-  mówi. Dzisiejsza Polska i ta sprzed tygodnia to zupełnie inna Polska. Na szczęście!

Za: "Lech Kaczyński. Portret". Pod redakcją M.Karnowskiego

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.