Do drugiej rocznicy tragedii smoleńskiej zostało pięć dni. Przemysł pogardy na pełnych obrotach. Ale co im pozostało?

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Kończy się 5 kwietnia 2012 roku. Do drugiej rocznicy tragedii smoleńskiej zostało pięć dni.

W tym czasie obóz władzy i związane z nim media wycisnęły wszelkie możliwe korzyści z faktu iż z dnia na dzień kilkadziesiąt kluczowych dla obozu niepodległościowego osób, z urzędującym prezydentem na czele, zginęło w smoleńskim błocie. Przejęli wszelkie możliwe urzędy centralne, instytucje, media publiczne. Dwa lata po Smoleńsku mają w rękach wszystko. Porzucają ostatnie pozory. Oskarżenie o sympatie opozycyjne oznacza zazwyczaj koniec kariery, wilczy bilet. Mówienie o Smoleńsku równa się często wypadnięciu z zawodu dziennikarskiego. A bycie z władzą - szeroki strumień pieniędzy, branych bezwstydnie np. na parówkowe portale, które jeszcze nawet nie wystartowały.

Ale mimo tej przewagi czuć, że się boją. Nie da się już bronić tej drogi dochodzenia do prawdy jaką wybrała ekipa Donalda Tuska. Nie da się już dowodzić rzetelności raportu MAK, Millera i kuriozalnych "dochodzeń" dziennikarzy "Wyborczej". Trudno szydzić z tych, którzy ten mur kłamstwa rozbijali dzień po dniu. Co więc zostaje? Agresja. Naga siła.

Za nami 5 kwietnia 2012 roku. Do drugiej rocznicy tragedii smoleńskiej zostało pięć dni.

Dzień zaczyna Janina Paradowska i jej goście w Poranku Radia TOK FM. W czteroosobowym gronie wszyscy mają, jak zawsze, ten sam pogląd: Paweł Wroński, Jerzy Baczyński, Radosław Markowski. To samo sądzą. Tak samo szydzą. Tym razem na celowniku dziedzictwo śp. Lecha Kaczyńskiego.

Janina Paradowska stwierdza:

Dwa lata minęło od katastrofy i być może przyszedł czas nie tylko na okolicznościową i hamowaną okolicznościami śmierci, ale refleksję, jaka to była rzeczywiście prezydentura, która skończyła się na Wawelu.

Jerzy Baczyński:

Pamiętam duże skrępowanie dziennikarzy żeby wracać do tej prezydentury. (...) Lech Kaczyński był postacią tragiczną już w czasie prezydentury, wyraźnie do tej funkcji nie pasował, ona mu ciążyła, nie miał kompetencji też charakterologicznych...

I tak dalej, przez kilkadziesiąt minut. Najbardziej zabawne są w tych wypowiedziach frazy o "hamowaniu" krytyki i "skrępowaniu" dziennikarzy. Mowa o czasie, kiedy nic, ale to nic nie hamowało brutalności i wulgarności, kiedy kilka dni po 10 kwietnia 2010 w tymże TOK FM Waldemar Kuczyński wołał, by kończyć tę żałobę.

Ale ten przemysł musi pracować dalej. Chwila spokojnej rozmowy, prawdziwa refleksja, odsłonięcie wszystkich manipulacji ze Smoleńskiem związanych - to jest zbyt niebezpieczne.

Więc jak na sygnał Wojciech Maziarski grzmi w "Gazecie Wyborczej" w niezwykle, ale to wyjątkowo brutalnym komentarzu:

Świetnie. Tylko w takim razie - pytam polityków PiS - dlaczego to spieprzyliście? Straszliwie i nieodwracalnie. Dlaczego przekształciliście naszą wspólną żałobę w obłędny seans wrogości? Spuściliście z łańcucha agresywnych nawiedzeńców bredzących coś o bombach i zamachach, samolotach obezwładnionych 15 metrów nad ziemią, o Rosjanach mszczących się za Gruzję, o zdradzie polskiego rządu i polskiego prezydenta.

Jeśli tak bardzo wam zależy na wspólnocie, to po co maszerujecie z pochodniami, miotacie nikczemne oskarżenia i obrażacie ludzi, którzy nie podzielają waszych poglądów politycznych? Jeśli marzy się wam jedność, to po co dzielicie? Jeśli dziś zapraszacie na Krakowskie Przedmieście, to czemu wcześniej odpychaliście?

Hmmm... Jakby to dzielnemu Wojtkowi opowiedzieć? Może pokazać (są zdjęcia, filmy) jak łomami niszczono wrak Tupolewa, a polski rząd nie reagował? Jak potem wrak gnił przez ponad rok? Przypomnieć jak polscy turyści znajdowali ludzkie szczątki miesiące po tragedii? Opisać jak sfałszowano protokoły sekcji zwłok ofiar Smoleńska? Jak władza nie pozwoliła postawić pomniczka choćby w stolicy? Jak gasiła znicze? Zbierała tulipany kładzione w hołdzie prezydentowej? Jak chuliganeria, przy poklasku mediów, sikała do zniczy? Terroryzowała modlących się pod smoleńskim krzyżem? Jak kłamano, kłamano, kłamano, klękając przed generał Anodiną i jej szefem? Jak wreszcie jego dawny tygodnik szydził i obrażał ludzi przeżywających żałobę?

Może wtedy Wojtek zrozumie. Ale to wątpliwe. Frazy o "seansach", "psach", "łańcuchach" pchają się facetowi pod klawiaturę same. To odruch obronny. Co ma bowiem zrobić? Co ma właściwie pisać? Który ze swoich tekstów z ostatnich dwóch lat bez wstydu pokazać? Albo którą z czołówek "Wyborczej" na ten temat? Większość budzi dziś wstyd i niesmak, zapewne nawet autorów.

Tak, kończy się 5 kwietnia 2012 roku. Do drugiej rocznicy tragedii smoleńskiej zostało pięć dni.

Przemysł pogardy znów pracuje na pełnych obrotach. Ale - zrozummy - nie mają wyjścia. Szkoda. Bo wystarczyłoby trochę dobrej woli. Świadomość, że poważne państwo, wolny kraj nie może zostawiać niewyjaśnionej sprawy śmierci prezydenta i elity państwowej.

I pytanie: a gdyby to ich bliscy (rodzinnie, politycznie, kulturowo) skonali w smoleńskim błocie? Czy wtedy nie zrobiliby wszystkiego by dojść prawdy? Ci, którzy mają w sobie siłę, by o to walczyć, zasługują na najwyższy szacunek.

wu-ka

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych