15 marca 2012 roku przejdzie - nie mam wątpliwości - do historii polsko-węgierskiej przyjaźni

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

15 marca 2012 roku przejdzie - nie mam wątpliwości - do historii polsko-węgierskiej przyjaźni. I będzie to jedna z najpiękniejszych kart.

Do Budapesztu, na obchody węgierskiego narodowego święta, przyjechało kilka tysięcy Polaków. Przyjechał pociąg zorganizowany przez Kluby "Gazety Polskiej", kilkadziesiąt autokarów, oraz duża liczba samochodów prywatnych - co było widać choćby na uliczkach przylegających do placu Kossutha. Kilka osób wybrało się również samolotem.

Mój węgierski przyjaciel, obserwując przemarsz Polaków - idących, w ramach wyróżnienia, tuż za kompanią reprezentacyjną w historycznych strojach huzarów - powiedział: "Gdybym tego nie widział na własne oczy, nie uwierzyłbym". Bo skala tego przemarszu może napawać dumą. Polacy szli i szli, co najmniej przez kilkanaście minut, zwartą grupą, oklaskiwani przez kilkadziesiąt tysięcy Węgrów ustawionych wzdłuż ulic. Nie brakowało scen naprawdę wzruszających, gdy Węgrzy podchodzili do Polaków i bez słowa ściskali obcych sobie ludzi.

Na samym placu Kossutha - obok tysięcy flag węgierskich, setki flag polskich, kilka litewskich i bardzo dużo flag "Solidarności". Dużo transparentów odwołujących się do przyjaźni polsko-węgierskiej, sporo wyrazów poparcia dla Wiktora Obrana. Przemówienia - w tym premiera - wyłącznie po węgiersku, ale co kilka zdań padało słowo "Lengyel", nagradzane rzęsistymi brawami. Sam premier po polsku powiedział: "za wolność Waszą i Naszą".

To był naprawdę udany Wielki Wyjazd na Węgry. Sami Węgrzy nie kryli zaskoczenia tak liczną obecnością Polaków. Już gdy tłum rozchodził się, podchodzili do grupek Polaków i rzucali krótkie: "dziękuję". Czego także miałem zaszczyt doświadczyć.

Obserwacja obchodów 15 marca w Budapeszcie nasuwa jednak także kilka istotnych refleksji.

Przede wszystkim - widać, jak wielką bazą społeczną dysponuje rząd Orbana. Na placu Kossutha stawiło się bowiem co najmniej 200 tys. Węgrów, a może i więcej. Olbrzymi plac wypełniony był po brzegi, podobnie jak sąsiednie ulice. Bardzo wielu młodych ludzi.

W Polsce tylu ludzi gromadziły najwyżej papieskie pielgrzymki. Na obchody świąt narodowych przychodzi najwyżej kilka, kilkanaście tysięcy - a przecież Polska to kraj 4 razy bardziej ludny niż Węgry.

To właśnie ta powszechna mobilizacja, a w pewnym sensie polityzacja, jest najważniejszym atutem Wiktora Orbana. To ona sprawia, że po półtora roku rządów wciąż ma poparcie tak duże, że gdyby jutro odbyły się wybory, to Fidesz zdobyłby samodzielną większość. Drugie miejsce zająłby umiejscowiony jeszcze bardziej na prawo Jobbik. A warto zaznaczyć, że Węgry wciąż są pogrążone w kryzysie gospodarczym. Pracy znaleźć nie sposób, a oferowane pensje to zazwyczaj kwoty rzędu 1500-2000 złotych. A jednak Orban się trzyma - bo nie jest sam, bo ma za sobą wielki ruch społeczny.

Warto też zapytać, dlaczego właśnie Polacy tak ochoczo spieszą ze wsparciem dla Orbana. Tak, poglądy polityczne są tu ważne, ale przecież Wielki Wyjazd nie okazałby się tak wielkim sukcesem, gdyby chodziło tylko o poglądy. Patrząc na Węgrów fetujących Polaków i Polaków dodających otuchy Węgrom widać jasno, że są to narody bardzo podobne w sposobie przeżywania świata. I węgierskość, i polskość mają w sobie coś szczególnego. Coś, co powoduje, że chcemy przeżywać świat także w ramach wspólnoty narodowej i jej dziedzictwa, a nie wyłącznie jako jednostki.

To coś powoduje także, że i przejęci Polską Polacy, i przejęci Węgrami Węgrzy szukają ambitniejszych celów, mierzą wyżej, chcą więcej. Oferowana łaskawym gestem przeciętność - połączona z podporządkowaniem się możnym tego świata - w obu krajach wywołuje sprzeciw.

Oba narody wiedzą też, że w ostatecznym rachunku mogą liczyć tylko na siebie. Ewentualnie na bratanków.

Mój przyjaciel Węgier uwierzył, że wczoraj na ulicach Budapesztu działo się coś szczególnego, bo zobaczył. Szkoda, że widzowie polskich telewizji nie mogli tego zobaczyć. Widocznie redaktorzy uznali sprawę za "nieciekawą". Ale z pewnością zajrzą wkrótce na Węgry - gdy przed parlamentem zbierze się kilka, może kilkanaście tysięcy przeciwników Orbana. O tak, wtedy demonstracja na Węgrzech okażę się "ciekawa".

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych