Chcą wmówić Polakom, że komunizm to jedna z ich pełnoprawnych tradycji. Chcą wmówić nieprawdę. Dostałem dziś rano, w przeddzień Dnia Żołnierzy Wyklętych, sms od znajomego. Zacytuję go pomimo pewnej drastyczności treści, bo oddaje moim zdaniem najtrafniej zjawisko, o którym chcę napisać:
Blumsztajn nasikał dziś znowu na papier. Tym razem w sprawie żołnierzy wyklętych. Ale musiał. Został znowu sprowokowany przez maszerującą prawicę.
Zwięzła i trafna, pełna gryzącej ironii, recenzja, a jej drastycznością nie ma się co przejmować. Sewerynowi Blumsztajnowi, który „uczcił” rocznicę stosownym komentarzem w Gazecie Wyborczej obchody Dnia Żołnierzy Wyklętych kojarzą się jedynie z
wrzaskiem i szmirą, historycznym prostactwem i zwykłem kłamstwem.
Przy czym komentator nie był łaskaw wyjaśnić, co jest szmirą, co prostactwem a co kłamstwem. To przypomina inwektywy strasznego dziadunia wpadającego w ślepą złość na wspomnienie wyjątkowo niemiłego skojarzenia.
Rozumiem, że skojarzenie miłe nie jest. Tym niemniej Blumsztajn stawia temu nowemu świętu (zarządzonemu nota bene prawie jednogłośnie przez Sejm RP i uczczonemu przez prezydenta dalekiego przecież od prawicy) dwa zarzuty. Jeden: święto jest zawłaszczane przez skrajną prawicę (stosowny cytat:
I zapalając świeczke na grobie stalinowskiej ofiary będziemy się teraz zastanawiać: w czyim imieniu i komu to służy).
Drugi: święto budzi w ogóle zasadnicze wątpliwości. Bo wytwarza wrażenie, że
bohaterami są tylko ci ci do komuny strzelali, reszta to zdrajcy.
Są to zarzuty poniekąd sprzeczne. Jeśli Blumsztajn nie identyfikuje się z tym świętem, to nie ma co żałować, że inni je sobie „zabrali”, że jest dla nich ważne. A jeśli się jednak identyfikuje, okazuje to w nader oryginalny sposób. Powątpiewając w jego sens i odmawiając innym prawa pochylenia się nad grobami. W akompaniamencie inwektyw: szmira, prostactwo, kłamstwo.
W tekście pojawiają się dwa argumenty merytoryczne każące wątpić, choć nie wiadomo, czy w sens Dnia Wyklętych, czy w sposób jego interpretacji przez prawicę. Sądząc z ich treści. raczej w sens.
Pierwszy argument to przeciwstawienie tej rocznicy innym zdarzeniom, takim jak obywatelski opór Mikołajczykowskiego PSL, październik 1956 czy KOR. Każdy ma oczywiście prawo do uznawania takiego czy innego zdarzenia lub historycznego zjawiska za bliższe czy dalsze. Ale nie zauważyłem aby inicjatorzy święta z profesorem Janem Żarynem na czele któreś z przywołanych przez Blumsztajna zjawisk zjawisk lekceważyli albo uznawali za nieistotne. Przeciwnie, kiedy niedawno podczas sesji poświęconej żołnierzom wyklętym proponowałem pogodzenie obu tradycji: partyzancko-WiN-owskiej i PSL-owskiej, Żaryn przytaknął mi ochoczo. Jego zdaniem spór o różne metody oporu wobec komuny zaraz po wojnie dawno się już przedawnił.
Jest i drugi argument: wielu z żołnierzy wyklętych nie chciało już strzelać, a do lasu zagoniły ich represje. Ale to samo można w wielu przypadkach powiedzieć o partyzantach czy miejskich bojowcach w czasie wojny. Ba, o wszystkich bohaterach przegranych powstań. To że należeli oni do straconego pokolenia, to nie znaczy że ich bohaterstwo nie zasługuje na szacunek. A co więcej nie znaczy też, że historycznie nie mieli racji. Nie zawsze rację ma ten, kto stawia w danej chwili na rozwiązanie najskuteczniejsze. Można się naturalnie zastanawiać, czy nie należało wybrać postawy większego oszczędzania narodowej substancji. Tyle że ludzie wybierający wtedy walkę nie wiedzieli przecież, jak to wszystko się skończy.
Podczas przywołanej już tutaj sesji o żołnierzach wyklętych, przywoływałem zbiór źródeł „Stanisław Mikołajczyk w dokumentach aparatu bezpieczeństwa”. Wynika z niego, że ten polityk symbolizujący cywilny, obywatelski opór, przeciwstawiany przez Blumsztajna powojennym partyzantom, też wierzył w wybuch kolejnej światowej wojny. A w każdym razie poważnie się z nią liczył. Ta wiara nie była bezsensowna. Potem opór stawał się już gestem, a często koniecznością, bo nie było dokąd uciec, jak się skryć przed komunistyczną zemstą. Ale na początku miał wszelkie znamiona racjonalności.
Ten wybór był również do bólu racjonalny w innej sferze: ówcześni leśni ludzie decydowali się na walkę nie tylko w obronie takich wartości jak polskość. W takim przypadku można by się zastanawiać, czy nie powinni się przyczaić, zaczekać, tak jak po dziś dzień zastanawiamy się nad racjonalnością powstań: listopadowego albo styczniowego. Oni jednak chcieli się przeciwstawić najgorszemu złu, jakie nadciągało nad Polskę. Komunizmowi, który wiązał się z pozbawianiem ludzi własności, z walką z religią, z najgorszą formą totalitaryzmu. „Wyklęci” chcieli bronić przed tym złem nie tylko Polski. Także Europy. W tym sensie to oni byli wtedy idealnymi Europejczykami.
A że ich walka wiązała się ze smutnymi incydentami, przypadkami zdziczenia, że zderzała się z nastrojami ludności cywilnej. To wszystko prawda, ale powtórzę, tak jest z każdym zbrojnym czynem. I nie jest prawdą, co sugeruje Blumsztajn, że historycy IPN, o tym wszystkim nie piszą. Piszą, ale czym innym jest historyczna analiza, a czym innym składanie kwiatów pod pomnikami. Wtedy rozpamiętuje się historyczne racje, a nie poszczególne zdarzenia.
Piszę to wszystko trochę obok Blumsztajna, bo nie sądzę aby historyczne dysputy cokolwiek go interesowały. Cała filozofia tego tekstu zawiera się w jednym, cytowanym już zdaniu. Zdaniem publicysty Wyborczej założenie Dnia Żołnierzy Wyklętych jest takie: „bohaterami są tylko ci, co do komuny strzelali, reszta to zdrajcy”.
I znowu, Blumsztajn to uskrajnił na potrzeby swojego pamfletu, nikt tak prostackich tez nie stawia. Natomiast rzeczywiście, rozróżnianie ówczesnych wyborów, uznawanie jednych za lepsze, innych za gorsze jest w pełni uprawnione. Świadome opowiadanie się wtedy za komunizmem było opowiadaniem się za złem. Puhukiwania na temat szmiry i kłamstwa mogą naturalnie tę obserwację przygłuszyć. Ale takie przygłuszenie to nie jest sukces.
Blumsztajn zwalczając tę tradycję, walczy w imieniu swojego środowiska zainteresowanego maksymalną szarością w osądach tamtych czasów. Nie tylko osądach zwykłych ludzi, którzy służyli systemowi bo musieli. Także, a może nawet przede wszystkim, w osądach jego hunwejbinów.
To obrona tej szarości pcha Blumsztajna do faktycznego opowiedzenia się za tradycją PRL jako równoprawną, a tak naprawdę najlepszą. Dowodzi tego zresztą każdego dnia. Czy to walcząc jak lew przeciw odbieraniu polskim ulicom komunistycznych patronów. Czy śpiesząc na promocję ostatniej książki Daniela Passenta, który kiedyś go atakował jako solidarnościowego awanturnika. Ale z którym teraz we wszystkich sporach jest po jednej stronie.
To jest strona próbująca wytłumaczyć Polakom, że komunizm to jedna z ich pełnoprawnych tradycji. Wygrażając czcicielom Żołnierzy Wyklętych, Blumsztajn demonstruje na dokładkę tendencję do zakrzykiwania tych, którzy takiego podejścia nie uznają. Zupełnie zresztą tak jak dawni komuniści.
Tekst opublikowany na portalu Stefczyk.info
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/127860-gazeta-wyborcza-po-stronie-komunistow-probuje-wytlumaczyc-polakom-ze-komunizm-to-jedna-z-pelnoprawnych-tradycji