To już 70. lat Armii Krajowej. "Tak naprawdę Polska nie skapitulowała nigdy, ani przez jeden dzień"

W codziennym zabieganiu chyba tylko przy okazji rocznic stajemy na chwilę, zdumieni upływem czasu. Wkrótce my w Europie w maju, a Azjaci we wrześniu, wspomnimy 67. rocznicę zakończenia II wojny światowej. Dla nas – Polaków trwała ona niemal sześć lat, przyniosła ogrom zniszczeń, cierpień, miliony niewinnych ofiar. Najtrudniej jednak pogodzić się z tym, że mimo ogromnego wysiłku organizacyjnego i niewymiernej daniny krwi, Polacy spod jednej okupacji dostali się na długie lata pod kolejną.

Ale o tym nie myślał nikt z tych, którzy tuż po kampanii wrześniowej stawili opór okupantom, budując zręby konspiracji. Tak naprawdę Polska nie skapitulowała nigdy, ani przez jeden dzień najeźdźcy nie mogli się czuć swobodnie i bezpiecznie na okupowanych ziemiach. Mimo, że pokrojono ją granicami układu Ribbentrop – Mołotow, włączając całe prowincje do Rzeszy czy ZSRR, to Polska trwała. Nim ucichły strzały na Helu czy pod Kockiem już w końcu września 1939 r. powołano podziemną Służbę Zwycięstwu Polski, przemianowaną wkrótce na Związek Walki Zbrojnej. Stała się ona największą i najsilniejszą zbrojną konspiracją , walczącą z obydwoma okupantami. Oprócz ZWZ, podległej polskiemu rządowi emigracyjnemu we Francji a potem w Londynie, tworzyły się inne podziemne organizacje. I bez względu na przedwojenne partyjne barwy za cel nadrzędny zawsze uznawano odzyskanie niepodległości.

Od początku płacono krwawą cenę za takie działania, pierwszy krajowy dowódca SZP/ ZWZ gen. Michał Karaszewicz- Tokarzewski został zatrzymany przez Sowietów i  przeszedł okrutne śledztwo na Łubiance, drugi – gen. Stefan Rowecki dostał się wskutek donosu w niemieckie ręce i zginął w Sachsenhausen. A i ich następcy mieli tez swą Golgotę

Gen. Tadeusz Komorowski po klęsce warszawskiego powstania, przez obóz jeniecki trafił na emigrację, gen. Leopold Okulicki porwany przez Sowietów do Moskwy w marcu 1945 r. został tam zamordowany rok później.

Nazwiska dowódców łatwo wspomnieć. Ale jak odtworzyć losy wszystkich, którzy życiem zapłacili za przywiązanie do wolnej Ojczyzny…? Bo to oni współtworzyli Polskie Państwo Podziemne, ze wszystkimi atrybutami przysługującymi suwerennej władzy. Oprócz władz cywilnych i wojskowych stworzono system sądowniczy, działali w kraju przedstawiciele emigracyjnego parlamentu, rządu, Naczelnego Wodza. W żadnym innym okupowanym kraju tak świetnie zorganizowana i silna konspiracja nie powstała.

Ukoronowaniem kilkuletnich starań polskich dowódców wojskowych było powołanie 14 lutego 1942 r. przez gen. Władysława Sikorskiego – Armii Krajowej. W jej skład poza oddziałami ZWZ weszły, podporządkowane dotąd innym politycznym centralom – Narodowa Organizacja Wojskowa i Bataliony Chłopskie. Pierwszym dowódcą AK został gen. Stefan Rowecki, a podlegało mu 300 tys. zaprzysiężonych żołnierzy. Niebagatelna była to siła, w środku ziem okupowanych przez niemiecką Rzeszę.

Fenomen Armii Krajowej nie mógłby zaistnieć gdyby nie jednoznacznie przychylna jej postawa społeczeństwa polskiego. Tych setek tysięcy anonimowych właścicieli majątków, chłopskich chałup, miejskich mieszkań i posesji. Oni karmili, służyli schronieniem, każdą potrzebną pomocą dla żołnierzy podziemnej Armii. Ryzykowali spokojem rodziny, konfiskatą majątku, wywozem do Niemiec czy koncentracyjnego obozu, często życiem. Pewnie, że zdarzali się tez zwolennicy „Tysiącletniej” Rzeszy czy „pokój miłującego” Związku Sowieckiego, tacy co podpisywali volkslistę czy przyjmowali sowieckie obywatelstwo. Ale byli oni jednoznacznie negatywnie oceniani i traktowani przez polskie społeczeństwo jako zdrajcy i kolaboranci. Może właśnie dlatego Niemcom nigdy nie udało się stworzyć „polskiego” rządu, a Stalin dokonał tego dopiero w końcu 1944 r. po wkroczeniu i okupacji ziem polskich przez Armię Czerwoną.

Nie można w krótkim artykule opisać akcji i działań AK przeciw obu okupantom. Od sabotażu, przez spektakularne propagandowe operacje do dywersji, wyroków śmierci na kolaborantach i szczególnie niebezpiecznych Niemcach czy Sowietach, do podjęcia otwartej walki zbrojnej o Polskę. W Warszawie, Wilnie, Lwowie, tysiącu miast i miasteczek, z bezprzykładną odwagą i brawurą realizowano plan „Burza” czyli ogólnonarodowe powstanie. Akowcy walczyli przecież o wolną Polskę…

Do dziś są tacy, którzy mądrzejsi późniejszą wiedzą, kwestionują sens tego wysiłku. Bo przyniósł choćby wymazanie stolicy z mapy kontynentu, tułaczkę i śmierć setek tysięcy cywilów, ogromne zniszczenia. Wskazują na kraje gdzie nie było oporu i podziemnych organizacji, a ich wojenna historia przebiegła łagodniej. Zapominają, że Polska, położona w szczególnym miejscu Europy musiała tę ofiarę ponieść. Bo była ona naturalną konsekwencją patriotycznego wychowania młodego pokolenia Polaków, nauczonego miłości do Ojczyzny na opisach poprzedniej wojny, roku 1920, wysiłku dwudziestu lat niepodległości. Dla nich czymś oczywistym było iść w ślady dziadów i ojców, płacić krwią za ten najważniejszy cel. Pewnie, że mieli swe młodzieńcze marzenia, plany, często proste ale tez ważne – rodzinę, pracę, szczęście domowej codzienności. Ale w konfrontacji z tym najważniejszym celem rezygnowali ze swych zamierzeń. Niekoniecznie od razu trzeba o tych tysiącach akowców pisać górnolotnie – bohaterowie. Wystarczy prościej – Polacy!

Być może to ich uporczywa walka spowodowała moment zawahania u Stalina w 1944 r. Namawiany wtedy przez polskich komunistów do włączenia ziem polskich do ZSRR, pełnej unifikacji z Sowietami, dyktator oparł się im. Doprowadził do powstania PRL-u, nie suwerennego ale jednak polskiego państwa. I w tym kokonie myśl polska przetrwała, nie zniszczono podstawowych wartości takich jak patriotyzm, przywiązanie do religii i rodziny.

Tym bardziej wspomnijmy wszystkich żołnierzy Armii Krajowej w 70. rocznicę jej utworzenia. Jako dzierżoniowianie możemy pamięć o Nich, a więc i o wartościach od stuleci spinających polski naród, wyrazić zniczem zapalonym na parafialnym cmentarzu pod tablicą zamordowanych tu żołnierzy AK. Albo kwiatkiem, bo wtedy wbrew wątpiącym dajemy Im tam w niebie sygnał, że śmiertelny trud nie poszedł na marne, a dla następnych pokoleń Polska jest również wartością bezcenną.

Janusz Maniecki

Janusz Maniecki historyk, absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego. Współpracuje z IPN Oddział Wrocław.

 

 

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych