I znów słyszymy, że "PiS stał się de facto koalicjantem Platformy", bo jego "retoryczny radykalizm wzmacnia rząd, stabilizuje fatalny dla Polski kształt sceny politycznej a przyjęty styl działania zmniejsza polityczne zaplecze prawicy" (to prawda, że PiS bywa funkcjonalnym koalicjantem Platformy w bieżących sporach, ale nie oznacza to funkcjonalności systemowej, bo nastroje społeczne, nawet kilkuletnie, to jeszcze nie system).
Co więcej, znów słyszymy o "prawicowych, życzliwych PiS portalach", które dla celów wąsko partyjnych wykorzystują "republikański język i patriotyczne symbole", oddając się "mokrej, partyjnej robocie wykonywanej instrumentem moralno-patriotycznego oburzenia" (cytat zapisujemy na wypadek, gdyby ktoś kiedyś poczuł się tam urażony jakimś "brutalnym" atakiem ze strony owych portali - będzie wiadomo, że najwyżej jest remis).
I znów jest o skrzywdzonych "dziennikarzach prawicowych, którzy występują w TVN albo TOK FM", i z tej racji uznawania są za "zdrajców i sprzedawczyków", zwłaszcza jeżeli lubią Ziobrę lub PJN (i kto tu jęczy?).
Przez chwilę myślałem, że to stary tekst, ale nie, jednak nowy. Bo o jednym już nie ma. O sprawie Smoleńska, która rzekomo zamgliła oczy, przytłumiła racjonalność i rozum, i w rezultacie niszczy republikę, stając się - cynicznie wykorzystywanym - instrumentem do panowania nad mniejszością, trwałą mniejszością.
A dlaczego nie ma?
Ano dlatego, że okazało się, iż aktywność i mobilizacja w sprawie Smoleńska miały sens. Że raport Millera naprawdę prezentował kłamstwo w takiej dawce, iż trudno mówić o pomyłce czy serii pomyłek. Że pola do kompromisu nie było. I że gdyby nie było tego konkretnego PiS-u i jego konkretnego zaplecza (takiego, jakie jest), to - wiemy to wszyscy - bylibyśmy tam, gdzie byliśmy. A pozostanie tam, gdzie byliśmy, byłoby hańbą dla wszystkich odwołujących się do dziedzictwa śp. Prezydenta. I nawet tablica na dziedzińcu Muzeum Powstania Warszawskiego (odsłonięta przez Hannę Gronkiewicz-Waltz, która szarfę zerwała, ale tulipanów składać już nie pozwala, znicze każe gasić i organizuje sondażowy cyrk wokół pomnika) tego by nie zmieniła.
Okazało się, że ci wszyscy tak mądrze wyszydzani od miesięcy ludzie - mimo swoich oczywistych wad - mieli rację, a racji nie mieli autorzy "mądrych", schładzających analiz.
Gdyby ci wszyscy ludzie posłuchali mędrców - raport Millera nadal by obowiązywał.
Demos miał rację, więc ten klocek odpadł ze zgrabnej układanki. Wypadałoby jakoś zmodyfikować zgrabną układankę. Obsadzenie w roli Smoleńska marszów z 13 grudnia i 11 listopada modyfikacją nie jest - jest łataniem.
Cytaty za: Dariusz Karłowicz, "Duch partyjnej polityki", "Plus Minus" ("Rzeczpospolita"), 11-12 lutego 2012 roku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/126958-gdyby-ci-wszyscy-ludzie-posluchali-medrcow-raport-millera-nadal-by-obowiazywal