Prawda rozlewa się szerzej i szerzej. To my mieliśmy rację, a generał Janicki ma bardzo duży problem

Fot. PAP
Fot. PAP

Ileż to razy słyszeliśmy, że BOR idealnie wypełniło swoje obowiązki w Smoleńsku i Katyniu? Ileż razy gen. Marian Janicki zapewniał, że nie ma sobie nic do zarzucenia, że teraz jego nadzór nad akcją wyglądałby dokładnie tak samo? Że jego podwładni zachowywali się profesjonalnie? Że na lotnisku byli funkcjonariusze BOR? Że jego ludzie nie mieli uprawnień, by robić coś ponad to, co zrobili? I można by tak jeszcze wymieniać i wymieniać.

Wraz z dzisiejszym komunikatem prokuratury, wszystkie te zapewnienia się rozsypały. Marian Janicki jedynie odwlekał moment wypłynięcia faktów.

W skrócie wyglądają one tak: brak właściwego nadzoru ze strony kierownictwa BOR, brak specjalistów w grupie rekonesansowej, zaniżenie kategorii działań ochronnych, brak rekonesansu lotniska (w tej kwestii również zaniechania kierownictwa BOR), łamanie przepisów przy sporządzaniu planów zabezpieczenia wizyt, nieobecność na lotnisku w czasie lądowań samolotów, brak prawidłowej łączności, niewyposażenie funkcjonariuszy w broń.

W sumie eksperci wyliczyli co najmniej 20 podstawowych uchybień.

Tego już nie da się odkręcić.

Generał Janicki raczej tych doniesień nie skomentuje. Trudno pogarszać swoją sytuację, gdy za chwilę można usłyszeć zarzuty.

A te – jeśli uważnie czytać między wierszami wypowiedzi pani prokurator – będą stawiane w nadchodzących dniach. Nie wiadomo, czy Janickiemu, czy jego zastępcy, który osobiście nadzorował operację „Smoleńsk” czy innym funkcjonariuszom. Ale lansowana przez generała opowieść o profesjonalnym biurze, dla którego była to najlepiej przygotowana wizyta w Katyniu właśnie ostatecznie się sypie.

Dla BOR i ludzi przez nie ochranianych może to skończyć się tylko dobrze. Marian Janicki, twarz Biura w ostatnich latach karierę robił po linii: kierowca – szef wydziału w oddziale transportu – szef oddziału transportu – szef logistyki – szef BOR. Zawsze zajmował się samochodami. Najpierw je prowadził, później nimi dysponował. Aż został generałem. Po katastrofie smoleńskiej decyzją Jerzego Millera i Bronisława Komorowskiego – dwugwiazdkowym.

Teraz jego przygoda z BOR się kończy. W kompromitującym stylu. Nawet jeśli z jakichś powodów nie usłyszy zarzutów, trudno wyobrazić sobie, by dalej kierował Biurem.

Za chwilę dokładnie dowiemy się, jak bardzo kolorował rzeczywistość opowiadając o zaletach swoich i swoich bezpośrednich podwładnych. Szkoda tylko, że tak długo trzeba było czekać na potwierdzenie tego, o czym mówiło się od wielu miesięcy.

Fakt nieobecności funkcjonariuszy BOR na lotnisku w momencie podchodzenia do lądowania TU-154M ujawniłem kilka tygodni po katastrofie, pracując w „Wiadomościach” TVP. Moje informacje potwierdzała wówczas wojskowa prokuratura. Trudno, by było inaczej, skoro nawet zeznawali to w śledztwie sami oficerowie BOR. Oficjalnie Biuro jednak zaprzeczało. Generał Janicki zapewniał, że miał dwóch ludzi na Siewiernym (jak się okazało chodziło o kierowców z ambasady w Moskwie, którzy z zabezpieczeniem wizyty prezydenta nie mieli nic wspólnego). I protestował – wysyłał pisma ze skargami na mnie i moich przełożonych do prezesa TVP oraz Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.

Szef Biura Ochrony Rządu przeczył prawdziwym informacjom, podważał wiarygodność dziennikarzy, próbował wpływać na ich pozycję zawodową, byle bronić własnej skóry.

Teraz pozostaje mu jeszcze przyznać, dlaczego w czasie zbliżania się samolotu z prezydentem na pokładzie, na płycie smoleńskiego lotniska nie było żadnego BOR-owca, który przygotowywał wizytę.


Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.