Jeśli chodzi o kontrowersyjną umowę ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement,Umowa handlowa dotycząca zwalczania obrotu towarami podrabianymi) to należy rozróżnić pomiędzy dwiema wartościami. Z jednej strony mamy do czynienia z ochroną praw twórców i własności intelektualnej (i tu powinniśmy być "za") a z drugiej z regulacjami, które mogą służyć wzmocnieniu pozycji państwa wobec obywateli. W pewnym momencie zorientowałem się, że jest w tej sprawie zbyt dużo znaków zapytania i nikt za bardzo nie chce ich wyjaśniać. Dotyczy to także polskiego rządu, który po prostu chował się przed normalnymi konsultacjami społecznymi. Jeśli więc nie jest jasne czy wolności są odpowiednio zabezpieczone (a obecny kształt ACTA trudno uznać za jedyny sposób ochrony własności intelektualnej), to moim zdaniem lepiej do niego nie przykładać ręki i zmusić legislatorów do zaproponowania optymalnego rozwiązania, które utrzymałoby balans, z jednej strony pomiędzy dobrym zabezpieczeniem praw twórców, z drugiej ochroną wolności dyskusji a z trzeciej możliwościami państwa. Szczególnie, jeśli mowa o instrumentach, jakie państwo ma stosować względem swoich obywateli, a nie dysponuje sposobami, aby skuteczniej chronić stronę Sejmu i administracji rządowej.
Sprawa jest jednak jeszcze bardziej skomplikowana, mamy bowiem do czynienia z dwoma porządkami prawnymi. Jeśli chodzi o Unię Europejską, to obecnie państwa członkowskie mogą jedynie podpisać i ratyfikować umowę. Parlament Europejski w listopadzie 2010 roku przyjął, w opozycji do pomysłu nadto lewicowego, rezolucję dotyczącą ACTA. Co trzeba podkreślić, był to jeden z niewielu przypadków, kiedy udało się coś wspólnie zrobić konserwatystom, czyli naszej grupie (Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy) razem z Europejską Partią Ludową (do której należy Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe) i "odkleić" tą ostatnią od pragmatycznych sojuszy z liberałami lub częściej - socjalistami. Ten dokument, nad którą ja nie głosowałem, ma wiele elementów zdroworozsądkowych, na przykład nie popiera pozbawiania obywateli informacji w sieci, jako kary za podejrzenie przestępstwa. Podsumowując, z tym parlamentarną rezolucją i tak nie było najgorzej. Drugi porządek dotyczy prawa międzynarodowego i tu mamy do czynienia z daleko idącymi zobowiązaniami państwowymi. Moim zdaniem nie gwarantują one, że zapisy ACTA nie będą nadużywane wobec Bogu ducha winnych obywateli. Ta decyzja, choć w ogromnym stopniu dotyka każdego z obywateli państw objętych umową, nie ma charakteru parlamentarnego ale międzyrządowy.
Co z tego wszystkiego wynika? Po pierwsze polscy posłowie w Parlamencie są słabo skoordynowani w wielu obszarach, których faktycznie nikt nie monitoruje - ja sprawę znam tylko z tego powodu, że zainteresowały mnie nią organizacje pozarządowe. Po drugie - i to dotyczy samej umowy: jeśli są wątpliwości czy zagraża ona wolnościom obywatelskim - lepiej przed jej podpisaniem wszystkie z nich wyjaśnić i zagwarantować z taką sama pieczołowitością jak prawo własności do utworów. Po trzecie ten kształt ACTA to nie jedyny możliwy sposób ochrony praw własności i wcale nie wiadomo, czy najbardziej skuteczny. Nie można z tego powodu mówić, że jeśli ktoś nie popiera ACTA, to jest zwolennikiem złodziejstwa. Dla mnie takie postawienie sprawy pozwala wnioskować, że intencje obrońców ACTA też nie zawsze są czyste. I wreszcie po czwarte, po tym jak od lat ogranicza się wolności, w imię innych wartości, zawsze fałszywie przeciwstawiając je sobie na zasadzie "albo-albo", to trzeba szczególnie uważać przy uchwalaniu kolejnych regulacji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/125946-pawel-kowal-dwa-slowa-o-acta-jesli-sa-watpliwosci-lepiej-przed-podpisaniem-umowy-wszystkie-wyjasnic