W sprawie przyczyn katastrofy nic się nie zmieniło, ale dla części polityków niezmiennie nie ma to żadnego znaczenia.
Słowa red. Justyny Pochanke z wtorkowego wydania "Faktów" dobrze podsumowują reakcje tych mediów, które po opublikowaniu stenogramów przez Instytut Ekspertyz Sądowych z Krakowa idą w zaparte i udają, że nie brały udziału w zmasowanym ataku rosyjskiej propagandy przyczyniając się do tego, co Rafał Ziemkiewicz określił mianem "tragedii posmoleńskiej".
W sieci pojawia się coraz więcej dowodów na to, jak stacje telewizyjne i największe gazety kłamały podając nieprawdziwe informacje, które miały potwierdzić winę pilotów, gen. Andrzeja Błasika i prezydenta Lecha Kaczyńskiego. I, jak widać na powyższym przykładzie oraz kolejnych publikacji zwolenników "smoleńskiej teorii spiskowej" z "Gazety Wyborczej" kłamią dalej. Robią to w sposób tak żenujący, że aż trudno w to uwierzyć. Ale to dzieje się naprawdę.
Główne media stały się narzędziem propagandy rosyjskiej, pudłami rezonansowymi, kolportującymi "kłamstwo smoleńskie" pod dyktando Rosjan i ich krajowej ekspozytury w postaci "ekspertów" i komentatorów, którzy zawodowe doświadczenie zdobywali w PRL. Dzisiaj mają swoje pięć minut. I niech mi ktoś powie, że geneza ładu medialnego w Polsce nie jest istotna dla zrozumienia tego, co dzieje się tu i teraz. Nieprzypadkowo też SLD odgrzewa stary spór o likwidację IPN-u.
Lata 2010 - 2012 przejdą do historii mediów jako rok hańby. To media uczyniły nas bezbronnymi wobec realnych zagrożeń, jakie niesie ze sobą dezinformacja. Jestem przekonany, że nasz przypadek jest już wykładany w rosyjskich szkołach wywiadu jako wzorcowy przykład skutecznej działalności dezinformacyjnej i propagandowej.
Efekt to idące w setki przekłamania na temat katastrofy smoleńskiej, które odniosły skutek w postaci zmęczenia tematem smoleńskim większości Polaków niewierzących w ostateczne wyjaśnienie jej przyczyn. Wydaje się, że nie było w ostatnich latach ważniejszego tematu w mediach i na ustach polityków niż Smoleńsk, ale ma się to nijak do stanu naszej wiedzy o tym, co naprawdę stało się 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem i kto za to ponosi odpowiedzialność.
To mnożące się informacje na temat gwałtownie wzrastających po 10 kwietnia wpływów rosyjskich w polskiej nauce i kulturze, przemyśle energetycznym i polityce, które – tak, jak informacje na temat stypendiów Gazpromu dla studentów Uniwersytetu Warszawskiego – nie wywołują żadnego zaniepokojenia wśród ludzi.
Ale kogo to obchodzi w dobie zacieśniania przyjaźni polsko-rosyjskiej, wpisującej się w szerszy plan wciągania Rosji do współpracy z UE i USA?
Przechodzimy wobec tego obojętnie, ponieważ nie zajmują się tym główne media, zajęte ciągłą nagonką na opozycję. A służby powołane do ochrony naszego państwa obsługują dzieło wielkiego polsko-rosyjskiego pojednania.
Swoją właściwą rolę spełniły tylko nieliczne media, takie jak "Nasz Dziennik", "Gazeta Polska", "Uważam Rze", portale i blogerzy. Od samego początku - nie unikając potknięć i błędów - badały każdy wątek tragedii z 10 kwietnia. I w przeciwieństwie do mediów głównego nurtu, okazały się być bardziej rzetelne, nie ulegając (z małymi wyjątkami) "spiskowej teorii".
Trzeba to wreszcie powiedzieć jasno i wyraźnie: to TVN i "Gazeta Wyborcza" w największym stopniu przyczyniły się do rozpowszechnienia spiskowej teorii dziejowej na temat katastrofy smoleńskiej. I bardzo pomogły w ugruntowaniu rosyjskiej wersji w głowach wielu zwykłych Polaków i światowej opinii publicznej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/125570-tvn-i-gazeta-w-najwiekszym-stopniu-przyczynily-sie-do-rozpowszechnienia-spiskowych-teorii-na-temat-katastrofy-smolenskiej