Wojna Parulskiego z Pasionkiem - otworzył się front alkoholowo-plotkarski

Naczelny prokurator wojskowy gen. Krzysztof Parulski. Fot. PAP
Naczelny prokurator wojskowy gen. Krzysztof Parulski. Fot. PAP

Poznajemy pierwsze kulisy śledztwa ws. byłego nadzorcy smoleńskiego śledztwa Marka Pasionka. Wszystko wskazuje na to, że Naczelny Prokurator Wojskowy zrobi wszystko, albo przynajmniej bardzo wiele, by zaszkodzić nielubianemu prokuratorowi cywilnemu.

19 grudnia dowiedzieliśmy się, że Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła śledztwo ws. Pasionka, czyniąc tym samym nie warte funta kłaków wszelkie zarzuty podnoszone pierwotnie przez prokuraturę wojskową – dotyczyły m.in. przecieków ze śledztwa smoleńskiego do mediów oraz ujawnienia tajemnic postępowania ws. katastrofy funkcjonariuszom amerykańskich służb.

Tvn24.pl pisze o zeznaniach składanych przed prokuratorami cywilnymi w umorzonym ostatecznie śledztwie. Z informacji podawanych przez portal wynika, że utrącenie Pasionka było wynikiem osobistej niechęci do niego szefa Naczelnej Prokuratury Wojskowej gen. Krzysztofa Parulskiego.

Parulski najwyraźniej zdał sobie sprawę, że próba oskarżenia Pasionka o podejrzane kontakty ze służbami amerykańskimi nie przyniesie spodziewanych skutków, opowiedział więc na swoim przesłuchaniu o zdarzeniu, które trudno zweryfikować, bo nikt inny nie był jego świadkiem. Chodzi o rzekome spotkanie 7 czerwca (a więc w dniu spotkania Pasionka z Amerykanami i chwilę później z Parulskim) wieczorem w służbowym bloku, w którym mieszkają obaj prokuratorzy.

Tvn24.pl opisuje zeznania naczelnego prokuratora wojskowego:

- (Idąc do mieszkania) minąłem mężczyznę w ciemnych okularach, który powiedział do mnie coś mało wyraźnie z czego zrozumiałem jedynie słowo "pułkowniku" (Parulski był jeszcze wtedy w randze pułkownika - red.). Na tego mężczyznę czekał przed bramką na ulicy inny, który powiedział do niego "żyjesz?" - zeznał gen. Parulski.

Nie zamienił z nim słowa i poszedł do domu. Po chwili wyszedł z mieszkania, by – jak twierdzi - wyrzucić śmieci. Na klatce schodowej spotkał prokuratora Pasionka. - Manipulował przy telefonie komórkowym. Obok niego stała turystyczna torba. Prokurator Pasionek miał postawiony kołnierz od marynarki, twarz była czerwona. Odniosłem wrażenie, że jest pod wyraźnym wpływem alkoholu. Gdy mnie zobaczył speszył się i zaczął mnie zapraszać na piwo – opowiadał prokuratorom Parulski.

Generał nie skorzystał z propozycji. Wtedy Pasionek miał zacząć mówić, że w torbie są akta smoleńskiego śledztwa, które zabrał do czytania, "a następnie, że nawiązał kontakt z FBI i że Amerykanie mają wszystkie istotne dowody ze śledztwa smoleńskiego". - Widząc jego stan zrezygnowałem z dalszego kontaktu - zaznaczał Parulski.

Prokuratura okręgowa nie konfrontowała Parulskiego z Pasionkiem. Opierając się na całym materiale dowodowym umorzyła sprawę.

Tvn24.pl pisze o świadkach, którzy nie mają wątpliwości, że sprawa Pasionka była tylko próbą zaszkodzenia mu przez Parulskiego.

Jeden z nich swoje przesłuchanie podsumowuje następująco: – Nie rozumiem powodów prowadzenia tego śledztwa, (...) to wszystko jest powodowane jedynie niechęcią Parulskiego wobec Marka Pasionka.

Ich konflikt miał zacząć się już w 2005 roku, gdy Pasionek był zastępcą koordynatora służb specjalnych Zbigniewa Wassermanna, a Parulski – z pozycji wiceszefa poznańskiej wojskowej prokuratury okręgowej – ostro krytykował ówczesny rząd. W 2007 roku spotkali się ponownie w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej, do szefowania której Parulski został powołany po zmianie władzy w 2007 roku, a Pasionek został tam wcześniej oddelegowany przez prokuratora generalnego (na jego losy Pakulski nie miał wpływu).

Eskalacja konfliktu nastąpiła w pierwszych tygodniach śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej, które Pasionek nadzorował. Krytykował „współpracę” z Rosjanami i brak zaangażowania ze strony Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Gdy przebywał z roboczą wizytą w Moskwie, okazało się, że Parulski nie przygotował dla niego odpowiednich dokumentów, przez co Pasionek niemal cały wyjazd stracił w hotelowym pokoju. W tym czasie Parulski przeprowadził w NPW wybory do Krajowej Rady Prokuratury – dziwnym trafem sam je wygrał (Pasionek chciał kandydować) – i dokładnie przejrzał akta nadzoru Pasionka, w których miał pozwolić sobie na sporo odręcznych, personalnych docinków.

Po powrocie Pasionka, zapytał go tylko czy miał fajny samochód i tłumaczkę.

Do tego wszystkiego dochodzi teraz jeszcze nieweryfikowalne oskarżenie Pasionka w śledztwie o szwędanie się po mieście po pijaku z torbą wypełnioną smoleńskimi dokumentami.

Trudno mieć wątpliwości, by w postępowaniu przed sądem dyscyplinarnym w prokuraturze wojskowej (oczekiwanie na nie jest wciąż formalną podstawą zawieszenia Pasionka), Krzysztof Parulski miał nielubianemu prokuratorowi odpuścić.

Pozostaje mu jednak zadanie karkołomne - w jaki sposób skazać Pasionka na podstawie w zasadzie tych samych materiałów, które dla prokuraturów cywilnych były niewiele warte i doprowadziły do umorzenia sprawy.

 

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych