No i wszystko stało się jasne.
Zastrzeżenia i wątpliwości wobec uzgodnień z ostatniego posiedzenia Rady Europejskiej, które przedstawiciele Klubu Prawa i Sprawiedliwości wyrażali podczas debaty sejmowej i posiedzenia Komisji ds. Unii Europejskiej Sejmu RP, okazują się zasadne.
Przewodniczący van Rompuy rozesłał właśnie projekt nowego traktatu ws. unii fiskalnej i oto okazało się, że treść projektu traktatu całkowicie przeczy zapewnieniom przedstawicieli rządu, które składali podczas tych posiedzeń.
Należy przypomnieć, że zarówno premier jak i minister spraw zagranicznych przekonywali, że podstawową motywacją ich działania na grudniowym szczycie Unii była:
1. chęć zapobieżenia wykluczeniu Polski z głównego nurtu Unii (stół),
2. nie dopuszczenie do jej podziału na zintegrowaną strefę euro, która rządzi się swoimi prawami i całą resztę, która jest na peryferiach (karta dań)
3. uzyskanie prawa decydowania przez Polskę o stabilizacji waluty europejskiej.
Na moje pytanie, zadane podczas posiedzenia sejmowej komisji (można sprawdzić stenogram), jak te zapewnienia mają się do treści deklaracji politycznej wydanej po posiedzeniu Rady (którą premier błędnie w czasie debaty sejmowej nazywał „aneksem”), która jest deklaracją państw strefy euro, ustanawiającą zasady w ramach tej grupy, a dopiero w ostatnim jej akapicie pojawia się zdanie, że mogą do niej przystąpić na zasadzie dobrowolności inne kraje Unii (w tym Polska) po konsultacjach ze swoimi parlamentami, minister Sikorski odpowiedział mi, że „dzielę włos na czworo”.
Jak więc wygląda ten podzielony na czworo włos?
Po pierwsze, stanowisko Polski – wedle projektu – nie będzie miało żadnego znaczenia w procesie podejmowania decyzji co do wejścia w życie unii fiskalnej; (patrz pkt.2)
Po drugie, projekt van Ropmuy’a to projekt traktatu dla państw strefy euro – mają go zawrzeć państwa tej strefy i wchodzić ma on w życie, gdy przyjmie go większość jej członków (9 z 17 państw), co jednak jest jednocześnie zaledwie 1/3 składu członkowskiego Unii (liczy on wszak 27 państw); oznacza to, że projekt ten sankcjonuje podział na państwa euro oraz pozostałe kraje; mało tego, sprowadza te kraje do statusu państw drugiej kategorii, od decyzji których nic nie zależy (jedynym ich prawem jest „przystąpienie do decyzji” pozostałych);
Po trzecie, kraje, które przystąpią z zewnątrz strefy euro nie będą (zgodnie z projektem) miały prawa głosu w systemie ustanawiania sankcji i podejmowania decyzji w ramach nowej „unii fiskalnej”;
Po czwarte, kraje takie jak Polska nie będą objęte automatycznie regułami unii fiskalnej, chyba że same o to wniosą (dotyczy ona bowiem tylko strefy euro) – byłoby to dobre, gdyby nie fakt, że zapewne nasz obóz rządzący i tak zgłosi akces do tych nowych obowiązków, na których kształtowanie i egzekwowanie nie będzie miał wpływu;
A po piąte, fundusz stabilizacyjny, który jest tworzony z udziałem naszych pieniędzy będzie przeznaczony dla państw strefy euro (co potwierdził na posiedzeniu sejmowej komisji min. Sikorski), a więc prawdą jest, że państwa nie mające kłopotów z racji posiadania walut narodowych będą wspierać tych, którzy mają problemy ze wspólną upolitycznioną walutą.
De facto zatem – o ile projekt wejdzie w życie – Polska jest tylko o pół kroku „bliżej stołu” niż Wielka Brytania – ta bowiem uzyska status „zewnętrznego obserwatora” i będzie uczestniczyć w konsultacjach dokumentu. Jesteśmy o pół kroku bliżej, ale na pewno przy stole nie zasiadamy.
Te pół kroku kosztuje nas prawie 7 miliardów euro (nasz udział w składce do MFW dla strefy euro) i kupę wstydu, gdy okazuje się, że nasi negocjatorzy wyjechali z Brukseli w przekonaniu, że odnieśli sukces, a tu wychodzi na jaw, że ulegli złudzeniu i ponieśli sromotną porażkę, nie realizując żadnego z założonych celów negocjacyjnych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/123883-polska-jest-tylko-o-pol-kroku-blizej-stolu-niz-wielka-brytania-ale-na-pewno-przy-stole-nie-zasiadamy