Czy stan wojenny ocalił nas przed katastrofą?
– pyta 13 grudnia 2011 roku słuchaczy „Trójki” Kuba Strzyczkowski. I zachęca:
głosujmy!
O jaką katastrofę mu chodzi? O ataki terrorystów z „Solidarności”, którzy – jak przypomina nam były rzecznik SLD – nie byli „hufcem aniołów”? Czy raczej o inwazję sowiecką, którą powstrzymał „polski patriota , postać rozdarta” – jak o towarzyszu generale mówi Jan Lityński. A może chodzi Strzyczkowskiemu o gospodarczą zapaść, z której wyprowadzili nas wojskowi komisarze. Bo gdyby nie oni… strach pomyśleć.
Czepiam się, wiem. W końcu cykl nazywa się „za, a nawet przeciw”, a pytanie (z założenia prowokacyjne) w sam raz pasuje na 13 grudnia, skoro po 30 latach Polacy są wciąż podzieleni – pól, na pół – w ocenie Jaruzelskiego. Posłuchajmy zatem ich argumentów, rytualnie, tych samych, jak co rok o tej samej porze. Dajmy się ludziom wygadać, to jest wolny kraj.
Ale czepiam się nie bez racji, bo przecież dziennikarz to istota myśląca, a w dodatku odpowiedzialna w jakimś sensie za to, co myślą rodacy. Myśląca i wyciągająca wnioski z wiedzy, jaką dziś mamy o tym, co działo się w 1981 roku. Z faktów, a nie opinii. Bo na to, że nie było żadnego zagrożenia interwencją sowiecką dowodów jest moc. Wiemy już dokładnie, jak przebiegały przygotowania komunistów do wojny z narodem, spisane są czyny i rozmowy. Znamy z detalami rolę, jaką odegrały wówczas media w doprowadzeniu ludzi do powszechnej desperacji i rezygnacji, jesteśmy tez mądrzejsi o doświadczenia całej dekady rządów Jaruzelskiego, który będąc dyktatorem – zamiast zmienić (do czego miał wszelkie instrumenty) - utrwalił w Polsce stan gospodarczej katastrofy. Tu nie ma żadnych półcieni, szklanka nie jest wypełniona do połowy. Ona jest przygnębiająco pusta. Kto ma inne zdanie, powinien najpierw uzupełnić braki z historii najnowszej. Nie jest to trudne, zwłaszcza, że na portalu Polskiego Radia właśnie został „odpalony” znakomity serwis poświęcony rocznicy stanu wojennego.
Są sytuacje w których dziennikarz wcale nie ma obowiązku „być ponad”, stać z boku i relatywizować. Nie powinien wręcz tego robić, gdy materia dotyczy prawdy historycznej. Nikomu nie przyszłoby do głowy dyskutować, czy Stalin chciał w 1944 pomóc wykrwawiającej się Warszawie. Nie chciał. W rocznicę masakry na Wybrzeżu redaktor Strzyczkowski pewnie nie zada pytania: „czy zdecydowana postawa wojska w 1970 powstrzymała katastrofę?” I dzięki Bogu. Dlaczego zatem tak wielu dziennikarzy (żeby nie było, że się pastwię nad jednym) wciąż uważa hamletyzowanie w sprawie 13 grudnia za przejaw profesjonalizmu? Dlaczego wciąż standardem jest poddawanie pod głosowanie historycznej prawdy?
Ktoś powie: a co z tymi milionami ludzi, którzy mają inne zdanie, są przekonani, że stan wojenny był konieczny, a Jaruzelski jest człowiekiem honoru? Czy nie należy tego zdania uszanować? Nie, bo dziennikarz ma obowiązek mówienia prawdy, a nie utrwalania kłamstwa. Właśnie z szacunku dla słuchaczy, widzów i czytelników trzeba dawać świadectwo prawdzie. W III RP prawda ta wciąż pozostaje dla wielu z nich niedostępna, bo zamiast faktów przez dwie dekady byli karmieni legendą „mniejszego zła”, wyssaną z palca opowieścią o generale, który wyprowadzając czołgi na ulice rozpoczął proces pojednania narodowego, który nie miał złej woli, a jedynie okoliczności mu nie sprzyjały…itd.,itp.
W 30 lat po brutalnym stłumieniu narodowego zrywu zróbmy coś pożytecznego. Niech nasza, dziennikarzy, mowa (o stanie wojennym) będzie : tak, tak – nie, nie.
Felieton ukazał się na portalu SDP.PL
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/123703-stan-wojenny-utrwalil-w-polsce-stan-gospodarczej-katastrofy-tu-nie-ma-zadnych-polcieni-szklanka-nie-jest-wypelniona-do-polowy