Tomasz Greniuch: Czy obecna sytuacja w Polsce nie przypomina tej sprzed 30 lat?

30 lat temu, 13 grudnia gen. Wojciech Jaruzelski wyprowadził przeciwko społeczeństwu wojsko. Pogląd ten podzielają wszyscy historycy, a politycy różnych formacji nie ukrywają go. Jest to bardzo wygodny pogląd dla wszystkich stron.

Ponieważ wojsko w swej anonimowej masie wykonywało jedynie rozkazy przełożonych, a ci, w zawiłej sieci hierarchii nikną gdzieś po drodze, w konsekwencji czego dziś, po 30. latach od tych wydarzeń, nie można wskazać winnych, owych „rozkazodawców”. W tej materii stan wojenny, skrupulatnie i drobiazgowo przygotowana operacja wojskowa, jawi się jako anarchistyczna impreza bez dowódców.

Tymczasem obok wojska na ulice polskich miast zostały niepostrzeżenie wyprowadzone półcywilne, specjalne grupy o charakterze paramilitarnym, których zadaniem było prowokowanie antypaństwowych zajść dając tym samym powód do zdecydowanej reakcji swoim kolegom z „mudurówki”.

Jarosław Tomasiewicz autor opracowania „Terroryzm” jednoznacznie zalicza te grupy do zjawiska tzw. „państwowego terroryzmu”.

Słynne porwanie i zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki przez komando SB Grzegorza Piotrowskiego miało wszelkie cechy działania „szwadronu śmierci”. A tego typu paramilicyjne jednostki funkcjonowały w większości województw ogarniętych stanem wojennym.

Pomimo że bojówki te działały niejawnie, często podszywając się pod ugrupowania „solidarnościowe” lub grupy o charakterze przestępczym, dziś z łatwością możemy nie tylko je zidentyfikować, ale również zdemaskować ich członków i osądzić z najwyższą surowością.

Przywódcami tych grup byli przeważnie funkcjonariusze SB posiadający silną motywację ideową, graniczącą z fanatyzmem, która w połączeniu ze zwyrodniałą fascynacją w maltretowaniu ludzi stwarzała realne, fizyczne niebezpieczeństwo dla każdego, kto według władz był niewygodny.

W Krakowie działała grupa o kryptonimie „Drugi Szereg”, a w Toruniu grupa o wymownej nazwie „Organizacja Anty Solidarność”, której udziałem były tzw. „porwania toruńskie” czyli seria uprowadzeń i zastraszeń działaczy podziemnej „Solidarności”, przeprowadzonych w lutym i marcu 1984 r. w okolicach Torunia. Jedną z ofiar tej specjalnej grupy był Antoni Mężydło, obecny poseł PO, który został uprowadzony, torturowany i więziony w okolicach Okonina, a następnie pozostawiony na wysypisku śmieci w Brodnicy.

Jednak najgorszą sławą cieszyła się grupa popularnie określana mianem „batalionu SS Hempel”. Była to mokotowska jednostka ORMO dr Adama Hempla. Członkowie bojówki wyselekcjonowani z harcerzy ze szkół żoliborskich, prowokowali ZOMO do ataków, wyciągali z tłumu manifestantów, a także niezależnych fotoreporterów i w odosobnionym miejscu masakrowali ich przy użyciu głównie metalowych prętów („łomów”).

Grupa, której oficjalna nazwa brzmiała „pluton szkolny”, powołana na początku lat 80. Ubiegłego wieku do rozbijania solidarnościowych demonstracji, a w stanie wojennym chroniąca gmach KW PZPR w Warszawie działała jeszcze w czasie wyborów w 1989 r.

W tym okresie na konto „plutonu szturmowego”, jakiego to miana używał sam Hempel, można zaliczyć m.in.: wyciąganie siłą manifestantów z tłumu i przekazywanie ich milicji, jak było w czasie demonstracji w okolicach kościoła św. Anny w 1983 r. W 1988 r. podwładni Hempla wyciągnęli z tego samego kościoła starszą kobietę, którą oddali w ręce zomowców.

„Batalion” krwawo tłumił pierwszomajowe demonstracje NZS-u w latach 1987 i 1988.

Bojówka podżegała też demonstrantów do bójek z milicją. Na manifestacje zabierała transparent KPN-u, wokół którego gromadzili się najbardziej radykalni młodzi działacze antykomunistyczni. W trakcie pochodu byli oni siłą wyciągani poza kordon i brutalnie bici. Tym którym udało się uniknąć żelaznych prętów „hemplowców”, po manifestacji byli wskazywani milicji.

Zwyrodnialcy Hempla prowokowali nawet spokojne osoby do demonstracji i wystąpień przeciw milicji. Jeden z nich wspomina, że w 1983 r. bojówka pod kościołem św. Stanisława Kostki niszczyła samochody ludzi, którzy przyjechali na Mszę św. za Ojczyznę. Po Mszy św. hemplowcy prowokowali demonstracje, wyciągali z nich młodych ludzi i oddawali milicji.

Dostawało się, w ramach „ćwiczeń”, również postronnym osobom.

W lutym 1987 r. ludzie Hempla skatowali metalowymi prętami chłopca złapanego na kradzieży … żarówki. Innym razem bojówkarze Hempla pobili w pociągu pijanego, bo jechał bez biletu. Hempel obezwładnił go gazem i pouczył swoich ludzi, że tak właśnie trzeba robić. Inni świadkowie zeznali, że w czasie patrolu w 1986 r. Hempel pobił młodego człowieka.

Tego typu przypadki można oczywiście mnożyć.

W skali całego kraju Hempel miał wiernych, a być może brutalniejszych, naśladowców.

Znamienne są losy Adama Hempla po roku 1989.

Po zniszczeniu materialnych dowodów na istnienie plutonu czyli „bojówki zwyrodnialców”, Hempel razem z kolegami założył Stowarzyszenie Ochrony Ładu, Porządku i Bezpieczeństwa Publicznego, namiastkę ORMO w III RP. A potem własną firmę ochroniarską „dr A. Hempel” którą prowadził aż do 2002 r., a która dziś funkcjonuje pod nazwą „Taurus”.

Jesienią 1990 r. Hempel został wiceszefem Komendy Stołecznej Policji, ale po serii artykułów zdradzających jego bojówkarską przeszłość, w 1991 r. został wydalony ze służby. Hempel z zamiłowania był humanistą więc zrobił doktorat z historii, był nawet wykładowcą w Łodzi. W Wolnej Polsce zrobił jednak karierę urzędniczą.

W latach 90. Ubiegłego wieku pracował w Głównym Inspektoracie Ceł, w latach 2003-2005, za rządów SLD, trafił do Ministerstwa Finansów. Odszedł, kiedy władzę przejął PiS. Jednak już w 2006 r. Ministerstwo Nauki zatrudniło go w Departamencie Funduszy Europejskich jako audytora. Jednocześnie pracuje dla niemieckiej agencji detektywistycznej KDM.

Dziś dr Adam Hempel ma 55 lat, za sobą błyskotliwą karierę a przed sobą …. resortową emeryturę.

Powyższy tekst nie jest niestety pełny.

Jego dopełnieniem jest bowiem wydarzenie z dnia 11 listopada 2011 r. i „Marsz Niepodległości” manifestacja, której pobudki są te same, co demonstracje NZSu w gorących latach 80’.

Na obrzeżach, a być może również w środku spokojnego marszu operowały parapolicyjne bojówki mające te same zadania co 30 lat wcześniej ich SBeckie odpowiedniki. W jednym z tych swoistych komand uzbrojonych m.in. w metalowe, teleskopowe pałki znalazł się niejaki Andrzej Czajka, którego „interwencję” zarejestrowała na szczęście niezależna kamera internauty.

Piszę „na szczęście”, bo film video jest dowodem pierwszorzędnym i bezapelacyjnym.

Tymczasem w wyniku kuriozalnego wyroku w imieniu Rzeczpospolitej sędzi Iwony Konopki ofiara brutalnego pobicia ze złamaną ręką i wstrząsem mózgu ma odsiedzieć trzy miesiące więzienia i zapłacić na rzecz, jak się okazuje policjanta, Andrzeja Czajki 300 zł nawiązki, zapewne wystarczy to na wymianę zakrwawionych butów zwyrodniałego „stróża prawa”.

Czy wyrok „w imieniu Rzeczpospolitej” nie jest przyzwoleniem na stosowanie metod z okresu stanu wojennego?

Czy obecna sytuacja w Polsce nie przypomina tej sprzed 30 lat?

Autor: Tomasz Greniuch

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.