„Unia zdrowego rozsądku” - którą proponuje PiS - nie konstruuje Europejczyków. Wierzy w narody i państwa europejskie

Polska opinia publiczna ma, moim zdaniem, prawo do tego, by samodzielnie dokonać porównania i oceny między polityką europejską realizowaną przez obecny obóz władzy w Polsce, a tą, którą proponuje główna partia opozycyjna, czyli Prawo i Sprawiedliwość.

Aby było to możliwe, należy rzetelnie zestawić te koncepcje, opisać ich podstawowe założenia a następnie poddać je dyskusji. Niestety, media głównego nurtu, zwłaszcza elektroniczne (także publiczne), czynnie odmawiają realizacji przypisanej im roli publicznej, jaką jest umożliwienie obywatelom dostępu do informacji o działaniach politycznych i w zamian stają czynnym współuczestnikiem polityki, z bardzo czytelnym przekazem: PiS to grupa antysystemowych szaleńców, którzy nie mają na żaden temat nic ciekawego do powiedzenia, tylko im w głowie marsze, a marsze – to wiadomo – już tylko krok do podpalenia Polski. Niestety, także część „salonowej prawicy” złożona z byłych polityków PiS, mimo sromotnie przegranych wyborów, próbuje powrócić do życia politycznego, włączając się w ten sam nurt propagandy obozu władzy, najwyraźniej dryfując w kierunku zostania koncesjonowaną prawicą satelicką.

Tymczasem, na konferencji „Nowe porządki w Europie”, którą Prawo i Sprawiedliwość zorganizowało w Warszawie 10 grudnia, dzień po zakończeniu obrad Rady Europejskiej, przedstawiliśmy wielowątkową analizę obecnego stanu Unii i zaprezentowaliśmy nasze koncepcje odnoszące się zarówno do przyszłości Europy, jak i do potrzeb zmiany i zabezpieczenia polskiej polityki europejskiej, w tym także nowych gwarancji konstytucyjnych dla jej podmiotowej realizacji.

W tym kontekście warto spojrzeć na podstawy myślenia o Unii, które zadaje się wyznawać obecny obóz władzy w Polsce i tymi, na których swój program buduje Prawo i Sprawiedliwość.

Unia Europejska według PO opiera się na sześciu błędnych, moim zdaniem, aksjomatach, które czynią ją po pierwsze nieskuteczną, a po drugie bezwartościową z polskiego punktu widzenia.

1. Po pierwsze, jest to przekonanie o istnieniu w Unii ścisłego podziału na jedno centrum i całą resztę, czyli peryferie

Ważne jest przy tym, że centrum to jest postrzegane jako trwałe, nienaruszalne i tak dominujące, że stanowi ono punkt odniesienia dla wszystkiego co dzieje się w jego otoczeniu. Dowód myślenia w takich kategoriach, w lapidarnym skrócie, przedstawił premier Tusk mówiąc, że „albo się jest przy stole, albo w menu”. W wyniku takiego postrzegania świata, usprawiedliwione zdają się kroki zmierzające do tego, by za wszelką cenę, jakoś się do tego stołu dostać i przy nim usiąść, żeby jakoś być podłączonym do tego jedynego istniejącego centrum.

Jest to całkowicie błędne przekonanie.

Po pierwsze, nawet gdyby przyjąć zasadę „jednego stołu” to przecież także w centrum istnieją wewnętrzne hierarchie – ktoś układa menu, ktoś je tylko je, inny podaje do stołu a jeszcze inny zmywa. Ci co „są w menu” nie zawsze zatem mają najgorszą rolę. Ponadto zawsze należy zastanowić się, czy cena jaką się płaci za zaproszenie na kolację warta jest przybycia i to nie tylko z tego powodu, że posiłki mogą być drogie i niesmaczne, ale też dlatego, że wchodząc do środka porzucamy jednocześnie tych, którzy pozostali na zewnątrz. Gdyby gospodarzowi stołu któregoś dnia zmienił się humor i wyrzucił nas za drzwi, kto nam wtedy poda rękę i otrze nam twarz z błota, w którym wylądujemy rzuceni o ziemię?

Takie właśnie myślenie, że musimy kurczowo trzymać się stołu powoduje, iż stajemy się politycznie zależni od woli tego, kto decyduje o tym, kto siedzi, kto podaje, kto zmywa, a kogo jemy. Dlatego, gdy wołamy o przywództwo Niemiec w Europie to jest to czytelny sygnał, że chcemy siedzieć przy tym konkretnym niemieckim stole i jeść tych, których Niemcy wpiszą do menu. A ponieważ oni z kolei coraz częściej wybierają, w wymiarze globalnym, menu wspólnie z Rosją a nie np. Stanami Zjednoczonymi, to też i my będziemy jeść na modłę gustów ruso-germańskich, jak z kuchni carycy Katarzyny.

Jednocześnie, ostentacyjne dążenie do zasiadania przy centralnym stole, o którym decydować ma ktoś inny, oznacza, że Polska rezygnuje z roli „punktu politycznego odniesienia” dla pozostałych państw regionu. Skoro nie chcemy tworzyć własnego stołu, to po co w ogóle nami się zajmować i słać do nas poważne propozycje menu? To już lepiej rozmawiać z prawdziwym kucharzem.

2. Po drugie, w doktrynie europejskiej obozu władzy znajduje się zgoda na wytworzenie się w Unii wewnętrznej hierarchii, dla której podstawą jest siła gospodarcza.

Takie rozumowanie jest dla Polski potrójnie niekorzystne: niekorzystne dlatego, że każda hierarchia wewnętrzna naruszą „świętą zasadę” równości praw i obowiązków państw w ramach Unii, niekorzystne, bo poddaje reguły polityczne woli graczy rynkowych (np. agencji ratingowych), którzy współdecydują o kształcie hierarchii kierując się interesami swoich udziałowców, niekorzystne, gdyż Polska ma relatywnie dużą formalną siłę polityczną, ale jest do niej niewspółmiernie biedniejsza i słabsza pod względem potencjału gospodarczego, a zatem taka reguła skazuje nas na podporządkowanie woli najbogatszego państwa Unii

3. Po trzecie, rząd poparł pojawienie się koncepcji ponadnarodowej władzy dyscyplinującej w Unii opartej na regulacjach, zakazach i nakazach, realizowanej przez samo-utwierdzającą się elitę biurokratyczno-instytucjonalną w Brukseli

To fundamentalny krok w kierunku powstania „władzy sierocej” w Unii, czyli ośrodka o dużych kompetencjach wobec państw członkowskich i zerowej legitymizacji ze strony ich obywateli; to nie tylko uzurpacja, ale także zaproszenie by ktoś tę władzę „przysposobił” to znaczy nadał jej moc decyzyjną poprzez swój autorytet, wpływ i siłę; to oczywiste, że zrobi to ten, kto jest w hierarchii wewnętrznej najwyżej, czyli najsilniejsze gospodarczo państwo Unii. W ten sposób instytucje wspólnotowe, zamiast być narzędziem gwarantującym równość i przejrzystość, staną się instrumentem podporządkowania Unii interesom nielicznych silnych.

4. Co gorsza, aby ukryć ten niekorzystny trend ucieczki władzy spod kontroli obywateli, przedstawiciele obozu władzy (który zresztą u nas w Polsce ma duży problem z przyjęciem do wiadomości faktu, że rząd podlega kontroli ze strony opozycji w ramach procedury parlamentarnej) zdają się skłaniać ku temu, by nadać nowym instytucjom dyscyplinująco-paternalistycznym pseudo-demokratyczną fasadę (np. w postaci „paneuropejskich list wyborczych do Parlamentu Europejskiego)

To także zjawisko niekorzystne, bo stanowi zgodę na zinstytucjonalizowaną mistyfikację polityczną, która degeneruje system polityczny.

Wszystkie te powyższe elementy składają się na przepis na Europę, która cierpi na przeregulowanie, nierównowagę wewnętrzną, nierówność polityczną, deficyt demokracji, zanik wartości i tożsamości cywilizacyjnej oraz utratę zaufania.

Nasza Unia, Unia, którą proponuje polska prawica, jest całkiem inna.

Po pierwsze to „Unia zdrowego rozsądku”, która nie pławi się w nakazach i regulacjach, nie konstruuje Europejczyków, nie prowadzi żadnego „projektu” tylko wierzy w narody i państwa europejskie.

Na problemy integracji odpowiedzią nie jest więcej integracji, ale więcej wolności i solidarności. Czas postawić integrację europejską z głowy na nogi i przywrócić jej pierwotne pryncypia, które zrodziły siłę Europy i Unii.

Nasza wizja opiera się zatem na następujących filarach:

Demokracji – rzeczywistej a nie fikcyjnej. Demokracja realnie może dziś w Europie działać wyłącznie na poziomie i wewnątrz państw narodowych. Dlatego im więcej władzy obywateli państw, im więcej władzy parlamentów narodowych tym więcej demokracji – dotyczy to szczególnie instytucji referendum, które w państwach powinno być częściej stosowane w odniesieniu do decyzji europejskich.

Wolności –  Unia powinna przejść przez procedurę intensywnej deregulacji, zniesienia całych zbirów przepisów, które zamiast pomagać blokują przedsiębiorczość i aktywność obywateli państw członkowskich, zamiast Karty Praw Podstawowych, Unia powinna uchwalić Wielką Kartę Swobód, by umożliwić rozwój a nie nim dyrygować; każdy nowy przepis wspólnotowy powinien przechodzić przez „test wolności”, czyli być sprawdzany pod względem tego, czy krępuje czy sprzyja działaniom i inwencji ludzi.

Równości i solidarności – Unia powinna być dobrowolną wspólnotą, a wspólnotę budują wolni i równi, państwa europejskie są równe co do praw i obowiązków w ramach Unii, naruszenie tej zasady to naruszenie fundamentów integracji europejskiej; drugim testem dla przepisów unijnych powinien być „test solidarności”, to znaczy weryfikacja, czy dana decyzja nie narusza równowagi między słabszymi i silniejszymi i czy sprzyja niwelowaniu różnic rozwojowych.

Policentryczności – w Unii ma prawo istnieć wiele równoległych centrów integracji, nie ma w niej miejsca na jedną i trwałą hierarchię, Polska powinna być odrębnym centrum integracji dla naszego szerokiego regionu, dla aktywnych gospodarek poza strefą euro i innych konfiguracji politycznych interesów.

Otwartości – dziedzictwo śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego zobowiązuje nas do stałego podkreślania konieczności utrzymania „otwartych drzwi do Europy” szczególnie od wschodniej strony aż po Kaukaz.

Tożsamości – Europa musi powrócić do swych cywilizacyjnych korzeni i wartości, które niegdyś uczyniły ją największą siłą kulturową świata; Unia bez wartości przekształci się w jawny lub ukryty totalitaryzm.

To dwie wizje Europy – ta bliska obozowi władzy i jego starym i nowym akolitom, i ta, którą proponuje największa partia polskiej prawicy, czyli Prawo i Sprawiedliwość.

Chciałbym móc na ten temat podjąć dyskusję z naszymi oponentami, może się jednak odważą?

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych