Jan Pospieszalski: komu wolno dyscyplinować księży

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Artykuł został opublikowany na portalu www.stefczyk.info

Niedługo minie rok od Mszy Świętej odprawionej w dniu Święta Niepodległości 11 listopada 2010 w katedrze warszawskiej przez księdza Sławomira Żarskiego.

Wtedy jeszcze nie ogłaszano dni bez Smoleńska, a raport Anodiny znany był tylko tym, którzy tak jak ja, mieli okazje słuchać rządowego radia rosyjskiego kilka godzin po katastrofie  - „Błąd pilotów, maszyna sprawna, mgła i oczywiście naciski, żeby za wszelka cenę lądować....”

Po śmierci pod Smoleńskiem biskupa polowego Tadeusza Płoskiego, to właśnie księdzu pułkownikowi, prałatowi Sławomirowi Żarskiemu, jako naturalnemu sukcesorowi nieżyjącego biskupa, przypadło w udziale celebrowanie uroczystej Mszy św. z okazji Święta Niepodległości. Uczestniczył w niej prezydent Bronisław Komorowski i przedstawiciele rządu RP. W poruszającym kazaniu, (cytowanym na portalu wpolityce.pl) celebrans powiedział: „Czy (...) ktokolwiek z nas przypuszczał, że prawo do własnej, niepodległej Ojczyzny oraz obowiązek ochrony i obrony jej niepodległości zostanie nam przypomniane krwią Prezydenta Rzeczypospolitej, Lecha Kaczyńskiego i 95 towarzyszących mu osób? Kolejny raz potwierdziła się prawda, że „drogę do wolności i niepodległości, krzyżami się mierzy”. Pewnie ten fragment tak bardzo nie spodobał się prezydentowi Komorowskiemu, że nie wytrzymał i zaraz po Mszy, publicznie skrytykował kapłana. Jestem przekonany że reakcja prezydenta, zwierzchnika sił zbrojnych, miała wpływ na zablokowanie nominacji księdza prałata na urząd biskupa polowego.

Muszę odwołać się do biografii tego kapłana. Kiedy 1984 roku w zespole szkół rolniczych w Miętnem pod Garwolinem zaczęto zdejmować krzyże w klasach, uczniowie zaprotestowali. Likwidacja krzyży w szkołach była tą samą wojną, na froncie której za kilka miesięcy zginie ks Jerzy Popiełuszko. Zmagania chłopskich dzieci spod Garwolina, Łaskarzewa, Wilgi, Stoczka Łukowskiego z komunistyczną władzą miały dramatyczny przebieg. Jak bardzo dokuczliwy dla komunistów był ten protest świadczy fakt, że raportowano go każdego dnia bezpośrednio Kiszczakowi. Ksiądz Żarski jako młody wikary z garwolińskiej parafii cały czas wspierał uczniów.

Gdy w końcu rozwiązano szkołę i ogłoszono nowy nabór, zmuszając młodzież do podpisywania deklaracji, że w szkole krzyży nie będzie, 85% uczniów (w tym maturzyści) odmówili podpisu. Skazali się tym samym na poniewierkę, zmianę szkół, przerwę w edukacji. Wtedy właśnie z księdzem Sławkiem zawieźli wotywny krzyż - świadectwo swej walki na Jasna Górę.

Teraz, po reprymendzie prezydenta Komorowskiego, ksiądz Sławomir Żarski zniknął z przestrzeni publicznej. Niegdyś obecny, widoczny przez swą słuszną posturę na wielu uroczystościach, zapadł się jak kamień w wodę. Akt bezpardonowej interwencji władzy państwowej w suwerenną, konkordatem gwarantowaną, autonomiczną rzeczywistość Kościoła sprawił, że hierarchia kościelna, dyplomatycznie - „po watykańsku” nie wzięła pod uwagą kandydatury ks prałata, na pasterza katedry polowej.

Nie słyszałem apeli o solidarność z dyskryminowanym kapłanem. Nie było wyrazów oburzenia na tak jawne mieszanie się polityków w życie Kościoła. Nie ogłaszano sondaży, nie uruchomiano specjalnych profili na portalach społecznościowych. Po cichu, dyskretnie zakneblowano wybitnego kapłana.

Przypominam tę historię, bo awantura o wolność słowa i prawo do własnej ekspresji dla ks. Bonieckiego przybrała już niespotykane rozmiary. Pięknoduchy i obrońcy wolności gdzieście do cholery byli, gdy prezydent Komorowski uciszał księdza Żarskiego?

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.