Uśmiechnięci prezenterzy zapowiadający materiały o życiu wewnętrznym opozycji uśmiechają się jednak zbyt szeroko

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Plakat, do którego puentę dopisała historia, fot. wPolityce.pl
Plakat, do którego puentę dopisała historia, fot. wPolityce.pl

Tak tryumfalnych nastrojów po stronie III RP nie było dawno, i słusznie. Wybory wygrane z przewagą przygniatającą, w Sejmie Palikot zapowiada szybkie nauczenie Polaków nowych standardów kulturowych, a do tego na prawicy rozwałka. I to jaka rozwałka! Uśmiechnięci prezenterzy zapowiadają kolejne materiały, w których każdy polityk opozycji - zwłaszcza ten na zakręcie - może mówić do woli, i szeroko prezentować swoje racje. A na koniec dziennika jeszcze "kickerek", oczywiście o rozłamie w PiS, niezwykle śmieszny. Tak, nastroje muszą dopisywać, bo czynniki obiektywne sprzyjają.

Po drugiej stronie smuta, szukanie winnych i zbiorowe rozliczanie Prezesa. Także naturalne. Jak bowiem można zareagować na klęskę? Można obwiniać otoczenie - a więc naród - że nie dorósł i nie rozumie. Można obwiniać siebie - jako nieudacznika i loosera. Można wreszcie obwiniać przywódcę - bo znów przegrał. Ostatnie rozwiązanie, rozumieją państwo, wydaje się psychicznie "najtańsze" i jednocześnie pozwalające zachować dobre mniemanie o sobie, zdjąć z siebie odium przegranej - bo przegrał Prezes. Taki nasz mały rytuał w stylu girardowskiego kozła ofiarnego.

Polska prawica jest w pułapce. Za słaba, by wygrać, za silna, by zejść ze sceny, do tego otoczona kordonem sanitarnym. To pułapka, którą widzą nie tylko politycy, ale i wyborcy. A jednak wyborcy wolą trwać w pułapce. Nie przyjmują - jak dotąd - ofert wyjścia na zielone pastwiska pełne wiosennego kwiecia. Wybierają smutne getto. Mimo to dużo mniej cierpliwi politycy wciąż i wciąż ponawiają oferty: różnorodne i obiecujące, pachnące sukcesem i wielkim światem.

Dlaczego wyborcy odrzucali jak dotąd te kuszące propozycje? Ano dlatego, że wiązały się one z podstawowym warunkiem: zaprzeczeniem sobie, potępieniem dotychczasowej drogi, uznaniem, że koszt trwania przy wyborze (społeczny, rodzinny, zawodowy) został zapłacony bez sensu, wreszcie z pokłonem, choćby maskowanym, przed Panami.

Kto więc ma szansę? Ten, kto wskaże ścieżkę wyjścia z pułapki bez zmuszania elektoratu do samoponiżenia. Bo elektorat ma rację - żadne zielone pastwiska nie są warte ceny samoupokorzenia. Tego w życiu - bez absolutnej konieczności - robić nie wolno. Ludzie to wiedzą, ludzie są mądrzy. Wolą czekać w okopach na szansę, która przecież często przychodzi nie stamtąd, skąd jej wypatrujemy.

Oczywiście, przedstawienie owej nowej oferty typu proste nie jest. Bo by dotrzeć do ludzi z nową ofertą, trzeba ją przede wszystkim mieć. No i trzeba z nią dotrzeć. A jak dotrzeć, skoro media są jakie są? Trzeba udawać, że nie widzi się kontekstu. Trzeba założyć, że uśmiechnięci prezenterzy po prostu relacjonują życie społeczno-polityczne, i pograć w tego głuptaka przynajmniej jakiś czas.

Uśmiechnięci prezenterzy zapowiadający materiały o życiu wewnętrznym opozycji uśmiechają się jednak zbyt szeroko, zbyt zdradzają swoje intencje. Czuły na takie numery elektorat uważa - słusznie - że to rodzaj upokorzenia. I że pójście za wskazaniami uśmiechniętych prezenterów - nawet wskazaniami słusznymi - to byłoby samoupokorzenie. A samoupokarzać się elektorat nie chce. I słusznie, że nie chce.

I koło się zamyka, znów jesteśmy w pułapce.

Tak więc propozycja, która owej pułapki nie omija, nie jest pełną propozycją. Bo pośrednio oznacza poparcie uśmiechniętych prezenterów. Czyli własnego rzeźnika, którego - jak mówi przysłowie - nawet najgłupsze ciele nie chwali.

 

 

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych