W dzień Wszystkich Świętych, gdy wszyscy odwiedzamy i czcimy pamięć po swoich przodkach, dzieje się rzecz wysoce groźna. Na lotnisku w Warszawie ląduje awaryjnie samolot, któremu nie wysunęło się podwozie. Nawet oglądając całą sytuację z perspektywy miękkiego fotela przed szklanym pudłem przechodzą dreszcze. Na szczęście spośród 230 osób nikt nie zginął i nie odniósł najmniejszych obrażeń, co ewidentnie pokazuje jak świetne kwalifikacje posiadał pilot samolotu.
Ale właśnie… na owym filmie uwieczniono cały proces podchodzenia do lądowania, moment uderzenia w twardą płytę lotniska i długą drogę hamowania. Na koniec całego zajścia widać ogień na prawym silniku, który po chwili zostanie zgaszony przez nadjeżdżającą straż pożarną. Dokładnie tak wygląda samolot, który spada z wysokości kilkunastu metrów.
Maszyna nie jest ani przełamana, ani doszczętnie spalona. Nie jest też rozbita na tysiące części i pomimo ogromnych przeciążeń nikomu nic się nie dzieje (przynajmniej na pierwszy rzut oka).
A gdyby ten samolot uderzył w miękką glebę ścinając przy tym drzewa, czy wtedy jego konstrukcja mogłaby być naruszona? Teraz każdy może wywnioskować, że na pewno nie w wielkim stopniu, skoro po uderzeniu w betonowy pas startowy jego zniszczenia oscylują wokół wgnieceń.
A jak było ponad półtora roku temu? Przypuszczalnie nieco gorsza widoczność niż na Okęciu, miękkie podłoże i drzewa pokroju tytanowej brzozy. Tysiące części rozrzuconych na wszystkie strony na odległość 800 metrów, 96 osób na pokładzie i 96 trupów. Ani jednej karetki, która ratowałaby ofiary.
Już teraz serwuje się Polakom bohaterski obraz pilota felernego Boeinga (w 100 procentach zresztą słuszny, bo zapanować nad taką maszyną to nie lada wyzwanie) w odróżnieniu od nieudolnego obrazu pilotów Tupolewa, którzy pomimo iż byli pilotami wojskowymi, to okrzyknięto ich jako ludzi bez doświadczenia. By dolać oliwy do ognia można jeszcze wspomnieć o tym, że skoro samolot należy do Polskich Linii Lotniczych LOT, to tylko polskie państwo będzie teraz dysponowało czarnymi skrzynkami i nikt nam ich nie zabierze.
Tak, zapewne podniesie się głos, że przecież to nie na miejscu aby w taki dzień zadumy znowu pleść o tym cholernym i męczącym Smoleńsku, którym najbardziej zmęczeni są Ci niezainteresowani. Ale właśnie ta zaduma motywuje do ponownego przemyślenia, zwłaszcza gdy wspominamy ludzi z tamtego samolotu. Nie wiem, czy to zwykły przypadek czy jakiś nieokreślony znak, ale powinien otwierać oczy.
Autor: Marcin Rol
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/121264-na-okeciu-bez-ofiar-a-jak-bylo-ponad-poltora-roku-temu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.