"1920. Bitwa Warszawska". Można jeszcze obejrzeć film Hoffmana. Warto! "Jak pokonać omdlewający strach przed barbarzyńcami?"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

To już pewnie ostatnia chwila by obejrzeć film Jerzego Hoffmana "1920 Bitwa Warszawska". Skorzystałem z niej.

Obraz ma raczej średnie recenzje. Chłodno przyjęła go zarówno lewica, bo razi ją prosty w sumie, patriotyczny przekaz wojny o Polskę toczonej z okrutnymi bolszewikami, z szaleństwem zbrodniczej ideologii pod znakiem narodowej flagi i ze znakiem krzyża. To nie jest kod kulturowy do którego ta formacja chce się dziś odwoływać. Ona dziś rechocze przy wsadzaniu narodowych flag w psie kupy, rwaniu Biblii i zaszywaniu dzieciom ust przez "artystę" Holocausto vel Nergal.

Ale i Maciej Pawlicki w niezwykle ciekawej recenzji w "Uważam Rze" narzekał, że obraz, przez wybicie indywidualnych losów, stracił wymiar wspólnotowy. Że wielkie zwycięstwo zostało nam w ten sposób zabrane. Coś w uwagach Pawlickiego jest na rzeczy, czasami ma się wrażenie, że Hoffman nie chce patosu, że robi sporo i świadomie by go powściągnąć nawet tam, gdzie jest naturalny. Choćby na koniec, po zwycięstwie. Jest happy end osobisty, ale nie ma jednego choćby obrazu, gestu, dźwięku podsumowującego narodowy triumf, uratowanie państwa i cywilizacji.

Jednak, śmiem twierdzić, mimo tego chłodzenia, film jest gorący. Dotyka duszy polskiej mniej niż by mógł, ale jednak dotyka. Siła pewnych obrazów jest większa niż pustka wytworzona przez brak wielkich słów, w tym kontekście chwilami naturalnych, oczywistych.

Ta opowieść o Polsce i Polakach, którym tuż po odzyskaniu niepodległości przyszło zmierzyć się z bolszewicką nawałą, odmalowana jest zresztą, wbrew krytycznym uwagom recenzentom, dość realistycznie. Napastnicy to horda antycywilizacji, zła, cynizmu i żądzy mordu. Reżyser nie próbuje nawet sugerować nam, że za bolszewikami stoi jakaś racja, że to był jakiś wybór, że prawda jest podzielona. Nie. To jest napad barbarzyńców idących zabić, zgwałcić, zrabować, spalić chrześcijańską cywilizację, Polskę i Zachód. Na tle np. "Przedwiośnia" Żeromskiego (to oczywiście trochę żart) film ma wydźwięk mocno narodowy!

Sporo wątków można by jeszcze poruszyć: od użytej roztropnie i z dobrym efektem technologii 3D po doskonałe sceny batalistyczne.

CZYTAj: Nasz wywiad. Andrzej R. Potocki, kaskader i dziennikarz, o grze w filmie "Bitwa Warszawska 1920". "Jak w prawdziwej kawalerii"

Z innych obserwacji odnotuję doskonałą rolę Bogusława Lindy, który dobrze, z ironią i znajomością postaci przedstawił Wieniawę. Nieco rozczarowuje Piłsudski zagrany przez Olbrychskiego, ale już mocny rys samotności Marszałka w krytycznych dniach wychodzi świetnie. Sprawdza się para aktorów grających role głównych bohaterów, młodego małżeństwa rozdzielonego wojną  - tu Borys Szyc w standardzie i zyskująca dużo w tym filmie Natasza Urbańska. Wreszcie sporo humoru, często subtelnego, rzadziej koszarowego.

Ale dla mnie w "Bitwie Warszawskiej" naprawdę genialne jest co innego. To doskonale odmalowane, na różnych polach, w różnych momentach, poczucie omdlewającego strachu przed bolszewikami. Ulega temu premier Grabski, zwykli żołnierze tracący ducha, jeden z hierarchów Kościoła zarzucający Piłsudskiemu zdradę. Gdy idą bolszewicy, unurzani we krwi i smole, nie znający litości, uskrzydleni zwycięstwami, podnieceni gwałtami, gdy podchodzą pod Warszawę, krew przestaje w żyłach ludzkich krążyć, duch karleje. Jednocześnie oczywiście budzi się u innych desperacja by stanąć do obrony. Ale przecież i nie w nich jest rozwiązanie, bo i ich ten strach dopadnie gdy leżąc w okopie zobaczą pędzącą wprost na nich, nieprzebraną, pewną siebie, szarańczę.

Gdzie więc ten klucz do odrzucenia strachu jest? Co pozwala pozbyć się paraliżu? Stanąć skutecznie w obronie swojego świata kiedy szanse wydają się minimalne? Jerzy Hoffman ustawia to, mam wrażenie, jako główne pytanie filmu, zarazem też udziela wielu odpowiedzi. Wskazuje na niezłomną wolę wodza (tu Marszałka), na odwołanie się do jedności narodowej (tu Witos jako budzący włościan i chłopów), na wielką rolę Kościoła i wiary, gdzie ksiądz Ignacy Skorupko jest tylko jednym z elementów. Na marginesie - scena jego śmierci na polach pod Ossowem należy moim zdaniem do najwybitniejszych w filmie.

Ale tak naprawdę szalę przeważa pragnienie zemsty. Polska, ale i cywilizacja, staje się zdolna do przeciwstawienia bolszewikom dopiero, kiedy cierpienia przez nich zadane, w wymiarze narodowym i indywidualnym, stają się tak wielkie, że własna śmierć nie wydaje się za dużą ceną za obronę państwa i bliskich.

Ta teza, nie wypowiedziana wprost, przewija się w filmie kilkakrotnie. Doświadcza tego i główny bohater, kawalerzysta Jan, który okrucieństwo bolszewików przez zbieg okoliczności obserwował przez moment jako jeden z nich. Czuje (jeden z najbardziej poruszających wątków) była carska generałowa Natalia, teraz bezwzględnie "używana" przez komisarza bolszewickiego, który wcześniej zamordował jej męża. Natalia pragnie żyć, ponad wszystko. Ale do czasu. Wreszcie ukraińscy żołnierze Petlury, pragnący zemsty na sowietach za zbrodnie na Ukrainie. Paradoksalnie, mówi nam Hoffman, dopiero suma zemst pozwoliła pokonać to mdlenie i drżenie rodzące się na widok i odgłos rozpędzonej potęgi barbarzyńców. Dała zwycięstwo.

Podsumowując, to film dobry i ważny. A już na tle tego co się zwykle w Polsce produkuje, zwłaszcza gdy chodzi o stosunek do polskiej historii i podstawowych wartości - doskonały.

Michał Karnowski

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych