Minister Miller i prezydent Komorowski mogą zacząć żałować, że nagrodzili szefa BOR

Gen. Marian Janicki odbiera z rąk prezydenta Bronisława Komorowskiego awans na stopień generała dywizji. 16 czerwca 2011 r. Fot. PAP
Gen. Marian Janicki odbiera z rąk prezydenta Bronisława Komorowskiego awans na stopień generała dywizji. 16 czerwca 2011 r. Fot. PAP

Prokuratura odkryła to, co było jasne już kilka tygodni po katastrofie. Biuro Ochrony Rządu nie wypełniło swoich zadań, nie zadbało należycie o zapewnienie prezydentowi (i trzy dni wcześniej premierowi) bezpieczeństwa.

Śledczy jeszcze nie mówią tego tak mocno, ale wyraźnie dają do zrozumienia, że potwierdza się to, co część dziennikarzy – w tym piszący te słowa – miesiącami do znudzenia przypominała.

Gdy ujawnialiśmy kolejne niewygodne dla BOR fakty w „Wiadomościach” TVP, gen. Janicki zaprzeczał i zarzekał się, że akcja przebiegała bez zarzutów. Naciskał na nas śląc pisma do prezesa TVP i Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, a pracownicy mediów sprzyjający władzy zapraszali generała na kolejne występy przed kamerami, w czasie których mógł robić z siebie fachowca mającego pod pełną kontrolą profesjonalną akcję „Katyń 2010”.

Warto dziś przypomnieć te fakty, które prawdopodobnie skłoniły śledczych do wydania dzisiejszego komunikatu.

- Dopuszczenie do lądowania głowy polskiego państwa na nieczynnym lotnisku (późniejsze tłumaczenia, że Siewiernyj był czynny niewiele są warte, bo lotnisko od miesięcy nie funkcjonowało, było skandalicznie zaniedbane, a jego personel przez długie miesiące nie sprowadzał samolotów).

- Niesprawdzenie lotniska pod względem bezpieczeństwa (grupy rekonesansowej, mimo wielokrotnych monitów, nie wpuszczono na Siewiernyj). BOR zadowoliło się deklaracjami strony rosyjskiej o sprawdzeniu lotniska, co nigdy nie miało miejsca. Jak działał sprzęt na wieży, boleśnie się przekonaliśmy.

- Powierzenie zapewnienia niemal całego bezpieczeństwa prezydenta w ręce Rosjan. Poza osobistą ochroną prezydenta Lecha Kaczyńskiego (funkcjonariuszami, którzy zginęli w katastrofie) gotowych do działań zabezpieczających polskich funkcjonariuszy nie było (ci, którzy czekali w Katyniu nie byli uzbrojeni – dzień przed wylotem z Polski Rosjanie poinformowali o zakazie posiadania przez nich broni).

- Wreszcie brak BOR na lotnisku w czasie planowanego lądowania (jak się później okazało, jedynymi ludźmi z BOR na płycie Siewiernego byli ochroniarze ambasadora Bahra).

Przed kilkoma tygodniami po wielu redakcjach rozeszła się plotka mówiąca, że Marian Janicki złożył wniosek o przeniesienie do rezerwy. Jako powód wymieniano planowane przez prokuraturę stawianie zarzutów za niedopełnienie obowiązków przy organizacji wizyt premiera i prezydenta. Janicki miał w ten sposób zminimalizować uszczerbek na wizerunku Biura. Nikt nie opublikował tych doniesień, bo sam Janicki i jego rzecznik stanowczo temu zaprzeczali. Podobno w każdej plotce jest ziarno prawdy i ta historia to potwierdza, bo śledczy najwyraźniej przymierzają się do pociągnięcia do odpowiedzialności osoby, które ustawowo były zobligowane do pilnowania głowy państwa, a się z tego nie wywiązały. Czy skończy się to dymisją Janickiego?

Nie ma to już większego znaczenia. Konsekwencje powinny być wyciągnięte dawno temu. Szef BOR wielokrotnie się ośmieszał, osiągając apogeum w czerwcu, gdy stwierdził, że obecność BOR-owców na wieży smoleńskiego lotniska mogłaby stresować rosyjskich kontrolerów. Reakcją były tylko pochwały od jego przełożonych. I wreszcie awans – gdy przed kilkoma miesiącami na wniosek ministra spraw wewnętrznych Jerzego Millera prezydent Bronisław Komorowski mianował go generałem dywizji.

Teraz kłopot może mieć zarówno Janicki, jak i – wizerunkowy – prezydent.

Minister Miller i prezydent Komorowski mogą zacząć żałować, że nagrodzili szefa BOR.

Jeśli prokuratura nie wskazałby na zaniedbania ze strony BOR, skompromitowałaby się. Już sam fakt, że do takich wniosków (choć wciąż niejednoznacznych) śledczy dochodzą po półtora roku od katastrofy, jest – delikatnie mówiąc – wstydliwy. Co robiła prokuratura wojskowa przez te wszystkie miesiące, gdy to ona prowadziła śledztwo we wszystkich wątkach? Dlaczego konieczne było ponowne przesłuchanie urzędników i funkcjonariuszy przez prokuratorów cywilnych, by stwierdzić nieprawidłowości?

Boję się w tej sprawie jednego – dojścia przez prokuraturę do wniosku, że rażące zaniedbania były, ale zarzutów nie postawi nikomu. Powód? Jedyną osobą odpowiedzialną za narażenie na niebezpieczeństwo głowy państwa i premiera rządu uczyniony zostanie śp. płk Jarosław Florczak, który osobiście negocjował z Rosjanami sposób zabezpieczenia obu wizyt.

Niemożliwe? W tym śledztwie wszystko jest możliwe.

 

 

 

 

 

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.