Autokompromitacja establishmentu odbywa się na naszych oczach dzień w dzień

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/EPA
PAP/EPA

Autokompromitacja establishmentu odbywa się na naszych oczach dzień w dzień. Szkoda tylko, że większa część odbiorców należących do tegoż establishmentu mediów nie potrafi tego dostrzec. Nie widzi rażących niekonsekwencji i hipokryzji wylewających się z ekranu od rana do wieczora.

Oto szanowni państwo na marginesie komentarzy dotyczących protestów tzw. Oburzonych dowiadujemy się, że rozbili oni namioty w dzielnicach finansowych światowych, gospodarczych potęg. Od placu przed katedrą św. Pawła w Londynie przez Brukselski park aż po Wall Street.

Ekrany telewizorów pełne są sążnistych analiz poświęconych nowemu ruchowi społecznemu słusznie oburzonych młodych ludzi. W żadnej z tych medialnych relacji nie znajdą państwo informacji o usuniętych namiotach należących do protestujących. Słuszny protest w słusznej sprawie - nie ma o czym mówić. Co innego, gdy sprawa dotyczy protestu środowisk z natury niesłusznych, jak Solidarni 2010. Wtedy okazuje się, że nie tylko namiot, ale i znicz zapalony dla uczczenia pamięci tragicznie zmarłych trzeba usunąć. Można przy tym nawet pobić dziennikarza, jeśli akurat jest z niesłusznej redakcji, to sam sobie winien. Ciekaw jestem, jak rozwinęłaby się sytuacja, gdyby nasi rodzimi oburzeni zapragnęli rozbicia namiotów w centrum Warszawy. Inna sprawa, że pupilki Michnikowych mediów musiałby to zrobić przed redakcją pewnej gazety na ul. Czerskiej, bo to ona, jak pisał niedawno Piotr Zaremba, argumentem antysystemowości dyskredytowała politycznych przeciwników. Nie sądzę jednak, aby ci młodzi ludzie z Liceum im. Jacka Kuronia potrafili dostrzec taką niekonsekwencję, ponieważ wyraźny problem sprawia im artykulacja własnych postulatów. Występ w porannym programie w TVN 24 kompletnie obnażył miałkość i jałowość inicjatorów tego „ruchu”. Po kilkunastu minutach rozmowy dowiedziałem się jedynie, że chcą państwa opiekuńczego i likwidacji armii.

Kolejna sprawa, która ogniskuje uwagę mediów to wymiana żydowskiego żołnierza Gilada Szalita za ponad tysiąc palestyńskich więźniów. I podobnie, jak w przypadku słusznych protestów, komentujący z uznaniem i podziwem wyrażają się o determinacji Izraela. Życie jednego żołnierza, nie generała, nie ministra obrony, zrównane zostało z kategorią izraelskiej racji stanu. Serce się kraje, bo nie mogę nie porównać działań mojego państwa w sprawie śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej.

Zestawienie tych dwóch wydarzeń, to zestawienie polityk kraju poważnego i bytu, który jest państwem tylko z nazwy. Jeszcze trudniej zrozumieć, że to, co działo się i wciąż się dzieje wokół smoleńskiego śledztwa mało obchodzi moich rodaków, że większa część polskich obywateli podziela narrację narzuconą w tej sprawie przez media. Czy to, jak postępują w obronie interesów własnych obywateli inne państwa naprawdę nie daje do myślenia? Oglądam to wszystko i boję się, że Tomasz Lis może mieć rację w ocenie własnych odbiorców. Oni nie są tak głupi, jak się wydaje, są dużo głupsi.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych