Oglądając w niedzielę wieczór wyborczy zrozumiałem, że wygranym wyborów nie jest Platforma Obywatelska, która otrzymała przecież mniejsze poparcie, niż przed czterema laty, choć utrzymała się u władzy. Zwycięzcą wyborów z racji samego wejścia do Sejmu nie jest także Ruch Palikota, choć tak go się teraz prezentuje. Choć jedna i druga partia cieszą się ze swoich wyników, to nie one zyskały na realnej władzy w Polsce. Moim zdaniem, jedynym zwycięzcą wyborów parlamentarnych w 2011 r. zostało środowisko Gazety Wyborczej.
Po pierwsze, ster władzy utrzymała formacja, której elektorat w największym stopniu poddaje się linii redakcyjnej Gazety i choćby z tego względu wpływ redakcji z Czerskiej na obóz rządzący pozostanie olbrzymi. Chcąc czy nie chcąc, Donald Tusk będzie musiał teraz uwzględniać większość postulatów stawianych przez Gazetę, jako że w razie nieposłuszeństwa ta będzie mu w stanie zbuntować sporą część wcześniejszych zwolenników.
I tu docieramy do sedna sprawy. Wprowadzając do Sejmu partię Janusza Palikota Gazeta Wyborcza nie tylko zrealizowała odwieczny ideologiczny postulat części swojego środowiska, łaknącego „nowoczesności” w stylu hiszpańskiego Zapatero, ale zyskała także doskonały argument w negocjacjach z PO. O ile w przeszłości z krnąbrnym Premierem nie można było postępować w zbyt stanowczy sposób, gdyż i tak był jedynym depozytariuszem ideologicznych i politycznych interesów otoczenia GW, o tyle teraz partnerem do rozmów z redakcją może w każdej chwili okazać się wykreowany przez nią Palikot. W walce o władzę nikomu nie będzie przeszkadzało to, że wprowadził do Sejmu osoby, których główną publiczną kompetencją są nietypowe upodobania seksualne.
Kto przegrał wybory? Wbrew pozorom, nie Prawo i Sprawiedliwość. Wybory przegrał polski Kościół Katolicki, którego część hierarchii, motywowana kultem świętego spokoju, pychą czy też obawą przed lustracją, latami uwiarygodniała przed polskim społeczeństwem linię redakcyjną Gazety, dodatkowo uczestnicząc w rozgrywkach politycznych po stronie obozu władzy. Jakie są efekty takiej polityki, możemy ocenić sami. Z lansowanego przez Salon Kościoła „otwartego” pozostanie niedługo sama brama.
Nie mam żadnych wątpliwości, że w przeciągu najbliższych kilku miesięcy polską politykę przeorze nowy front, tym razem związany nie z postulatami politycznymi, a społeczno - kulturowymi. Tym bardziej dziwią mnie kolejne bezrefleksyjne wypowiedzi hierarchów, np. wczorajszą rozmowę Biskupa Pieronka z red. Janem Turnauem z GW, zdające się zupełnie ignorować rozmiary klęski.
Niekorzystna dla Polski sytuacja, w której w przestrzeni publicznej nadreprezentowane są środowiska skrajne w rodzaju Ruchu Palikota nie musi trwać wiecznie. Podobnie do niesławnych poprzedników, tj. Samoobrony i ruchu Stana Tymińskiego, siła Ruchu Palikota polega na zagospodarowaniu sfrustrowanego elektoratu, któremu żadna z mainstreamowych partii nie ma nic do zaoferowania.
Wyborcami Ruchu Palikota nie są wcześniej ukryte, a nagle odnalezione setki tysięcy polskich miłośników seksu analnego, czytelników ubeckich czasopism czy pokątnych aborcyjnych rzeźników, tylko spora grupa młodzieży, odczuwająca skutki kryzysu ekonomicznego i głosująca na złość dotychczasowym politykom.
Jako, że na poprawę sytuacji ekonomicznej w Polsce raczej się nie zanosi, proponowałbym szybkie i zdecydowane upodmiotowienie tej grupy społecznej przez Kościół czy partie konserwatywne, inaczej bowiem stanowiąca o przyszłości Kościoła i Polski młodzież masowo skończy pod tęczowym sztandarem i w kolejkach do klinik aborcyjnych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/120130-moim-zdaniem-jedynym-zwyciezca-wyborow-parlamentarnych-w-2011-r-zostalo-srodowisko-gazety-wyborczej